piątek, 14 lutego 2014

Epilog..., czyli All You Need is Love!


,,Życie pisze różne scenariusze. Jedne są bardzo zaskakujące; wręcz nieprawdopodobne, inne mniej. Czasami łączy dwójkę kompletnie obcych sobie ludzi, tylko po to, by ich potem znowu rozdzielić. Ot tak. Bez powodu. Tak, w życiu nie można niczego przewidzieć..."
Fragment prologu ,,Będziesz moją obsesją"

24 maja 2014

     Prowadzona pod ramię przez brata, z wielkim trudem szła środkiem największego rzeszowskiego kościoła, szurając przy tym piękną, białą suknią, która umiejętnie ukrywała jej sporych rozmiarów ciążowy brzuszek, a stukot jej wysokich obcasów odbijał się echem w całej świątyni. Doskonale wiedziała, że pani ginekolog nie byłaby zadowolona wiedząc, że jej podopieczna w dziewiątym miesiącu hasa w szpilkach ,,dziesiątkach", ale Lilianna zdecydowała, że chociaż podczas ceremonii zaślubin powinna prezentować się nieziemsko. Mała już bardzo dobrze dawała znać o swoim istnieniu, z premedytacją czyniąc spustoszenie z wnętrznościami Lilki i przy każdej możliwej okazji boleśnie kopiąc ją w żebra. Ale mimo wszystko starała się robić dobrą minę do złej gry; czujne oko kamerzysty, bacznie obserwowało jej każdy krok. Tomasz z ogromną dumą oddał siostrę w ręce Grzegorza, który wpatrywał się urzeczony w swą dotychczasową narzeczoną. Uśmiechnęła się do niego uroczo, mając nadzieję, że jej drugie ślubne podejście będzie szczęśliwe.
       Jakub pogodził się z tym, że mężczyzną przeznaczonym Lilce jest właśnie Grzegorz, bo tylko i wyłącznie z nim mogła stworzyć Mikołajowi prawdziwą rodzinę. Nie miał siły oszukiwać się, że może być inaczej, bo przecież doskonale wiedział o tym, że nie można zmusić nikogo do miłości. Do Stanów poleciał sam; tysiące kilometrów od Rzeszowa mógł przynajmniej spróbować pogodzić się z tym, że to nie on jest dla Lilki i powoli zaczął przyzwyczajać się do myśli, że prędzej czy później i tak by się rozstali. Siedział w ostatniej ławce, dzierżąc w dłoniach bukiet róż i próbując cieszyć się z ich szczęścia, na które przecież oboje zasłużyli, chociaż wciąż marzył w duchu, by zamiast spektakularnego tak, Lilianna wyszeptała ciche nie.
    Oprócz niego, w katedrze byli niemalże wszyscy ich przyjaciele; Piotr, ściskający za rękę swoją ukochaną, Agatę, której zamierzał oświadczyć się po ceremonii zaślubin przyjaciela, siedzący w pierwszej ławce, Zibi, cały czas lustrujący wzrokiem te niebotycznie długie nogi Juśki, które podkreślała elegancka sukienka do kolan, Ignaczakowie, stale uspokajający swoje rozbrykane pociechy, Zośka, nowa dziewczyna Tomka i kilkoro zawodników Reprezentacji Polski i Asseco Resovii Rzeszów. Rodzice Lili zostali poinformowani o planowanym ślubie, jednakże nawet w tak ważny dla niej dzień, nie chcieli towarzyszyć swojej jedynej córce.
  - Zebraliśmy się tu po to, by połączyć świętym węzłem małżeńskim tę oto dwójkę ludzi. Lilianna i Grzegorz to niewątpliwie dość ciekawa para, która musiała wiele przejść, żeby w końcu zaznać szczęścia – rzekł ksiądz Miron, z lekkim uśmiechem wpatrując się w narzeczonych. – Miałem okazję poznać ich dzięki ich rezolutnemu synkowi, Mikołajowi, który najprawdopodobniej spowodował, że ta dwójka w końcu zacznie żyć po bożemu. Grzesiu, nie przewracaj oczyma! - ksiądz pogroził mu palcem, a przez świątynię przeszedł pomruk śmiechu. - A tak na poważnie; dziś będziemy świadkami tego, że wybraliście coś pięknego. Wybraliście życie we dwójkę, bo przecież każdy wie, że lepiej jest dwojgu niż człowiekowi samotnemu. Dzieje się tak z prostej przyczyny; gdy jedno upadnie, drugie pomaga mu wstać. Przeciwnie - gdy samotny upadnie, nie ma nikogo, kto wyciągnąłby ku niemu pomocną dłoń. Miłość to nie są tylko uczucia, chociaż to właśnie one was ze sobą połączyły. Miłość to przede wszystkim wybór, a wy postanowiliście, że pójdziecie przez życie razem, niezależnie od tego, jak ono będzie się układało. Jednej rzeczy możecie być pewni; Bóg was nie opuści. Zawsze będzie przy was i otoczy swoim ramieniem, da siłę, kiedy będzie wam jej brakować. Nie pozwoli was skrzywdzić…

  - Ja, Grzegorz, biorę sobie ciebie, Lilianno, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuszczę cię aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i Wszyscy Święci - powtarzał za kapłanem, wpatrując się głęboko w jej oczy. Każde wypowiedziane słowo utwierdzało go w przekonaniu, że to właśnie na nią czekał całe swoje życie.
  - Ja, Lilianna, biorę sobie ciebie, Grzegorzu, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuszczę cię aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i Wszyscy Święci – mówiła powoli, starając się nie rozpłakać. Teraz wiedziała, że Kosok był mężczyzną, na którego czekała całe życie. I nikt ani nic nie mogło tego zmienić.



24/25 maja 2014


  - Zabiję cię, Kosok! Zabiję cię za to, co mi zrobiłeś. I to jeszcze w dniu ślubu, no naprawdę! Nie wiedziałeś kiedy zmajstrować mi dzieciaka? Czekaj no, tylko stąd wyjdę, to porachuję ci wszystkie kości – wykrzyknęła po raz kolejny, przy okazji wbijając paznokcie w dłoń siatkarza, który wszelkie tortury ze strony swojej żony przyjmował z wielką pokorą, starając się chociaż odrobinę uspokoić swoją świeżo poślubioną małżonkę.
  - Spokojnie, kochanie – pogłaskał głowę dziewczyny, składając przy okazji pocałunek na jej spoconym czole. Z jej pięknego makijażu nie zostało kompletnie nic, nie wspominając już o eleganckiej fryzurze, tak misternie przygotowywaną przez najlepszą rzeszowską fryzjerkę. Mimo wszystko wciąż wydawała mu się najpiękniejszą istotą na świecie, bez której nie wyobrażał sobie życia. I od dziś była tylko i wyłącznie jego, zaślubiona nie tylko przed światkami, ale również przed samym Panem Bogiem, więc nic nie mogło ich rozdzielić. – Jesteś taka dzielna i silna. Wiem, że niewyobrażalnie cię to boli, ale naprawdę została jeszcze tylko chwilka. Pomyśl o tym, że zaraz zobaczymy naszą najwspanialszą księżniczkę. Oddychaj, no! – próbował zademonstrować żonie proces parcia, za co sekundę później został zdzielony po głowie.
  - Pan tu bardziej przeszkadza niż pomaga. Może powinien pan poczekać na zewnątrz? I żona będzie spokojniejsza, i panu na lepiej to wyjdzie, bo pańskie zdrowie nie będzie narażone na żaden uszczerbek – zagadnęła uprzejmie pielęgniarka, jednak po nienawistnym spojrzeniu Grzegorza, machnęła ręką z rezygnacją, robiąc miejsce przyszłemu ojcu, który nadal starał się uspokoić Liliannę, wpatrującą się w niego z chęcią mordu.
      Lilka jeszcze raz wrzasnęła i sekundę później w sali rozległ się dźwięk płaczu małej istotki, która spoczęła w ramionach lekarza. Oszołomiony Grzegorz, dopiero za trzecim razem zdołał przeciąć pępowinę, uważając, by nie zrobić krzywdy swojej nowonarodzonej córeczce, która chwile później spoczęła w ramionach jego żony.
  - Jest taka piękna… - wyszeptał, wpatrując się w umazane krwią zawiniątko, które kwiliło cichutko, przytulone do piersi swojej mamy.
  - Witaj na świecie, córeczko – pogłaskała kciukiem jej maleńką rączkę i musnęła czółko. - Wygląda dokładnie tak samo, jak Mikołaj chwilę po porodzie - po policzku Grzegorza spłynęła łza. Jak wiele dałby, by móc jej wtedy towarzyszyć. Jednakże życie ułożyło się tak, a nie inaczej i o tym, że jest ojcem, dowiedział się dopiero wtedy, gdy ich syn walczył o życie. - Jeszcze nie mamy dla niej jeszcze imienia – odparła Lilka, zerkając na męża. – Skoro ja wybrałam imię dla Mikołaja, może ty wybierzesz dla małej, co? Oczywiście, mam nadzieję, że aż za bardzo nie puścisz wodzy fantazji i nie będziemy musieli przekonywać urzędników do tego, że takie imię naprawdę istnieje – posłała Grzegorzowi znaczące spojrzenie, uśmiechając się przy tym ciepło.
  - Może Małgosia? – zapytał niepewnie, drapiąc się po głowie. – Moja babcia miała na imię Małgorzata i zawsze marzyłem o tym, żeby nazwać tak córkę…
  - Małgosia? Podoba mi się…




25 maja 2015


  - Spójrz jak ona szybko się zmienia – Grzegorz z uśmiechem na ustach obserwował swoją roczną córkę, która prowadzana za rączki przez Lilkę, przemierzała właśnie uroczyście udekorowany salon w ich nowym, kędzierzyńskim mieszkaniu.
      Mała była dokładnym odzwierciedleniem mamy; miała takie same gęste, kręcone włosy i bursztynowe oczy, błyszczące wesoło. Według taty i starszego brata bez wątpienia była najładniejszą i najmądrzejszą dziewczynką na świecie. Charakter również odziedziczyła po Liliannie; była tak samo uparta i nieustępliwa jak jej mama, do momentu aż nie osiągnęła postawionego sobie wcześniej celu. Jedyną osobą, która budziła u dziewczynki respekt, był jej starszy brat, w którego wpatrzona była jak w obrazek i starała się naśladować na każdym kroku. Nawet pierwszym słowem, wypowiedzianym przez Małgosię nie było mama ani tata, tylko właśnie Miki. Zresztą ta miłość działała w obie strony; Mikołaj zawsze bronił Małgosi jak lew i opiekował się nią najlepiej, jak potrafił.
      Po tym jak Resovia przegrała wszystko, co tylko mogła przegrać i zespół na dobre zaczął się wykruszać, oferta z Kędzierzyna była dla Kosoka darem z niebios i bez chwili zastanowienia przyjął ją, stający się tym samym zawodnikiem ZAKSY, będącej wówczas wicemistrzem Polski. Pojawiło się również kilka zagranicznych propozycji, jednakże ze względu na rodzinę, Grzesiek konsekwentnie rezygnował z nich. Doskonale wiedział, że Lila byłaby wstanie wyjechać z nim zagranicę, jednak dla dobra dzieci, postanowił zostać w kraju. Tutaj, przy Lilce i dzieciakach, miał wszystko, czego potrzebował...
  - To prawda, niedawno popylała jeszcze na czworaka – Mikołaj uniósł wzrok znad wertowanej przez siebie książki, uśmiechnął się do swojej młodszej siostrzyczki, która pomachała mu pulchną rączką i wrócił do dalszego czytania.
  - Żałuję tylko, że nie mogłem obserwować twoich postępów – dodał ze smutkiem Kosok, wpatrując się w syna, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej do niego podobny. Już wcześniej widział to podobieństwo, jednak teraz, z biegiem czasu, uwydatniało się ono coraz bardziej. Jedyne, za co Grzegorz dziękował Bogu, było to, że nie odziedziczył po nim charakteru i był naprawdę dobrym i mądrym dzieciakiem. – Żałuję, że nie mogłem cię rozpieszczać, zabierać na mecze, bawić się w Indian, grać w piłkę, uczyć przyjmować dołem - wyliczał, wzdychając ciężko.
  - Tato, ty podarowałeś mi znacznie więcej – odłożył na bok książkę, uprzednio wkładając w nią zakładkę i położył rękę na ramieniu ojca. – Ty podarowałeś mi życie. I to dwa razy. Żaden rodzic nie zrobił tak dużo dla swojego dziecka.
  - Ty, mama i Małgosia jesteście najwspanialszym prezentem od życia – w oczach Kosoka pojawiły się łzy wzruszenia. Pierwsze od ponad dwóch lat, kiedy to Mikołaj walczył o życie w rzeszowskim szpitalu. Dziś jego syn był w pełni zdrowym chłopcem, za co każdego dnia dziękował Panu Bogu.
     Spojrzał na żonę, która uśmiechała się do niego promiennie. Ukradkiem wytarł pojedynczą łzę, spływającą po jego policzku. Nigdy nie myślał, że znajdzie kogoś dla kogo będzie mógł aż tak bardzo się zmienić. A jednak; życie bywa nieprzewidywalne…



Rio de Janeiro, czerwiec 2016

Horror z Biało-Czerwonymi w roli głównej
Odpłata za upokorzenie sprzed czterech lat
Wlazły lekiem na całe zło
Genialny Antiga!
Polski blok nie do przebicia dla Sbornej
Wlazły, Zatorski i Kosok wśród najlepszych zawodników turnieju!

     To tylko niektóre tytuły artykułów, które królowały w kolorowej prasie. Reprezentacja Polski w pięknym stylu zdobyła złoto olimpijskie. To właśnie polscy siatkarze, dokładnie pamiętając gorycz porażki sprzed czterech lat, stali właśnie na najwyższym stopniu podium, pozując dumnie z medalami z najcenniejszego kruszcu. Wśród nich był on: kiedyś – bawidamek i egoista, dziś - przykładny mąż i ojciec. Mężczyzna, który dla swojej rodziny poświęciłby dosłownie wszystko. Nikt nie pojmował jak pewna kobieta i jej wówczas pięcioletni syn, mogli zmienić człowieka bez uczuć, w kogoś tak wrażliwego i cudownego, na każdym kroku podkreślającego, że w jego życiu najważniejsza jest rodzina. Wciąż dziękował Bogu za to, że pewnego styczniowego dnia zdarzył się dla niego cud i docenił to, co w życiu jest tak naprawdę ważne.


Przegląd Sportowy: Mistrz Europy, Mistrz Świata, dwukrotny Mistrz i Wicemistrz Polski, trzykrotny tryumfator Ligi Światowej i w końcu złoty medalista Igrzysk Olimpijskich. Nazbierało się tego przez te wszystkie lata pańskiej kariery…
Grzegorz Kosok: Trochę… (śmiech)
PS: Ale to nie wszystko. Od kilku lat jest Pan także Honorowym Dawcą Krwi, Dawcą Szpiku i założycielem fundacji Anielska szczypta nadziei, działającej na rzecz dzieci chorych na białaczkę. Ponadto bierze pan udział w wielu akcjach charytatywnych.
GK: Tak, zgadza się. Wszystko zaczęło się od oddania szpiku kostnego mojemu synkowi, Mikołajkowi, który chorował na białaczkę. Na szczęście, wszystko przebiegło pomyślnie i mój syn, który za kilka dni skończy osiem lat, jest zdrowym i aktywnym chłopcem. Ktoś kiedyś powiedział mi, że kiedy dziecko upada, rodzic chce być pierwszy na miejscu, by otrzepać mu kolano, a kiedy choruje na raka, musi stanąć na głowie, by mogło wrócić do zdrowia. Muszę przyznać, że dopiero choroba mojego syna, spowodowała, że zacząłem inaczej postrzegać świat. Kiedyś nie potrafiłem dostrzec, co tak naprawdę jest ważne i dopiero dzięki tej jakże ciężkiej próbie, stałem się innym człowiekiem.
PS: Podczas ostatniego, rozegranego tuż przed brazylijską olimpiadą, finałowego meczu, pańska ZAKSA musiała uznać wyższość bełchatowskiej Skry. Pojawiły się również plotki, jakoby Mistrz Polski, był bardzo zainteresowany pańską osobą. Wypowie się pan na ten temat?
GK: Cóż, Skra zawsze była, jest i będzie świetną drużyną i ktoś, kto to kwestionuje, jest głupcem. To prawda, że pojawiła się oferta z Bełchatowa i przez moment ją rozważałem, ale nie wiem, czy moja żona zgodzi się na kolejną przeprowadzkę? W jej stanie zmiany nie są wskazane… (śmiech)
PS: Właśnie miałem o to zapytać. Media spekulują na temat, czy ma pan coś wspólnego z tym nagłym przytyciem pańskiej małżonki?
GK: Poniekąd.(śmiech) Mogę w tajemnicy powiedzieć Wam, że w naszej rodzinie pojawi się za kilka tygodni pojawi się Michał. Jednak nie zapowiada się, jakoby miał pójść z moje ślady; bardziej interesuje go chyba piłka nożna, ale mam nadzieję, że obierze właściwą drogę i siatkarska Polska kiedyś o nim usłyszy.

Koniec

~ * ~

Dokładnie pamiętam, jak pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia '12, zrodził się pomysł na Anielską. Włożyłam w tą historię bardzo dużo serca i pracy; spędziłam po kilka godzin nad każdą z głównych postaci, planując jej charakter i pisząc życiorys. Chciałam, żeby wszystko było dopracowane w najmniejszym szczególe, ale wyszło jak zwykle, że otwierałam rozdział i pisałam go od nowa, zostawiając jedynie strzępki poprzedniej wersji. Improwizacja to chyba moje drugie imię, no naprawdę.
Grzegorz Kosok zawsze wydawał mi się osobą spokojną i niezwykle opanowaną, dlatego postanowiłam robić z niego niezłe ziółko i myślę, że doskonale odnalazł się w tej roli. Oczywiście tylko na początku; w kolejnych rozdziałach mogliście zaobserwować jego ewolucję moralną. Chociaż nie szczególnie przepadam za Resovią i wszyscy dokładnie o tym wiedzą (Panie Boże, dziękuję Ci za to, że jestem Skrzatem!), jakoś dobrze pisze mi się o tamtejszych zawodnikach. To już moje drugie opowiadanie z Resoviakami w roli głównej (och, jak ja tęsknię za Bez Ciebie znikam…). No i moja sympatia do Resovii chyba się na tym kończy. Amen.
Pożegnania zawsze są trudne. Lilianno Kaniewska-Kosok, przepraszam, że namieszałam Ci w życiorysie, ale dzięki mnie zostałaś mamą najcudowniejszych dzieciaków pod słońcem i żoną jednego z najprzystojniejszych brunetów na Ziemi. Grzegorzu Kosoku, Tobie również należą się słowa wyjaśnienia; zrobiłam z Ciebie łajdaka, sorry, tak wyszło. Będzie mi Was brakowało. Boże, dlaczego ja przywiązuję się tak do fikcyjnych bohaterów?! ;<
Ale przecież nie zostawiam Was na pastwę losu. Za chwilkę pojawi się prolog na Bez znieczulenia, więc nie dam Wam tak szybko od siebie odpocząć!
A na sam koniec chciałabym Wam bardzo podziękować, bo to przecież dla Was tworzę. Dziękuję za każdą rozmowę i każdy komentarz. Nawet nie wiecie ile znaczy dla mnie te kilkadziesiąt znaków pod każdym z rozdziałów.
 ,,Kilka znaków wierzyć każe, że nic nie zamaże marzeń..."
Historię dedykuję Zośce, bo jesteś przy mnie zawsze, kiedy tylko Cię potrzebuję, Pysce, bo jest przy mnie od samego początku i tak jak ja, bardzobardzobardzo kocha Skrę i Patce, bo jest kochana i cudowna. Uwielbiam Was!

A na sam koniec mam prośbę; chciałabym, żeby każda z Was, która przeczytała moje opowiadanie, odezwała się pod tym postem. Chciałabym zobaczyć, ile Was było?

ask                   facebook                39091085