Tak jak wcześniej myślałam, Juśka,
spragniona miłosnych uniesień, oczywiście zniknęła gdzieś z przystojnym Zibim,
zostawiając mnie z całą Anielską i,
aż nad to rozbrykanym dzisiaj Mikołajem, na głowie. Nie miałam co jej się
dziwić; z tego bruneta był kawał ciacha, w skali od 1 do 10, dałabym mu 13, jak to Jusia mówi, jednak mimo
wszystko, wolałabym jednak, żeby moja przyjaciółka umówiła się z nim wieczorem,
tuż po zamknięciu Anielskiej, a nie, gdy ruch jest tak duży, że nawet nie można podrapać się po tyłku. Ale
nie; po co czekać, skoro przystojny Zibi to zając i najprawdopodobniej
ucieknie, gdy Justynka nie okaże mu odpowiedniej uwagi. Mam świadomość tego, że
ostatnio zrobiłam się nieco kąśliwa, jednak najzwyczajniej w świecie czuję się
po prostu przytłoczona i zmęczona tym wszystkim. Chyba należą mi się jakieś krótkie wakacje...
Całe
szczęście kilka minut przed szesnastą w kawiarni pojawił się Tomek, dzielnie
przejmując fuchę kelnera, zarabiając przy tym całkiem ładną sumkę na samych
napiwkach. Musiałam przyznać, że lawirowanie między stolikami z tacą,
wychodziło mu sto razy lepiej niż mi, o co byłam trochę zazdrosna. No, ale cóż
począć, jeśli jet się najbardziej niezdarną osobą w województwie podkarpackim i zachodniopomorskim jednocześnie?
Oczywiście, wolałabym, żeby mój brat spędził ten czas na nauce do sesji, która
miała zacząć się już za kilka dni, ale nie miałam innego wyjścia, jak
poproszenie go o pomoc. Prawdę powiedziawszy ostatnio zdarzało to się coraz
częściej i zaczynałam odczuwać już powoli wyrzuty sumienia i coraz większą
złość na Skolmowską, ciągle obiecującą, że w najbliższym czasie się to zmieni.
- Chyba będę musiała zatrudnić cię na pół
etatu – zaśmiałam się, popijając orzechowe cappuccino z pyszną pianką i
korzystając z chwili względnego spokoju, układałam serwetki w szufladzie. –
Jesteś tu częściej niż Juśka – zauważyłam kąśliwie.
- Sorry, Lilka, ale nie stać was na mnie –
powiedział Tomek, uśmiechając się lekko, jednak gdy spojrzał, na siedzącego w
kącie Mikołaja, natychmiast spoważniał. Zmarszczył czoło w ten specyficzny dla
siebie sposób, jak zawsze, gdy coś go dręczyło. Wiedziałam, że za chwilę zada
pytanie, które zadaje mi codziennie przynajmniej od pół roku. Pytanie, na które
chciałabym już odpowiedzieć twierdząco, jednak rzeczywistość była inna. I
cholernie mnie przytłaczała. – Dzwonili z rejestru? – zapytał półgłosem, aby
Młody tego nie słyszał.
- Nie, niestety nie – odparłam, wzdychając
ciężko. – Niedługo mamy umówioną wizytę na oddziale onkologii. Boję się, że
trzeba będzie powtórzyć chemioterapię. To wszystko zależy jeszcze od wyników,
na które wciąż czekamy – moje oczy zapiekły od łez. Zamrugałam kilkakrotnie, by
nie pozwolić im wydostać się na zewnątrz. Nie mogłam płakać, wiedząc, że
Mikołaj jest obok. Taką już miałam niepisaną zasadę, której od początku jego choroby
pilnie przestrzegałam. Dopiero, gdy zamykałam drzwi jego pokoju, mogłam się
rozkleić. Nigdy nie wcześniej.
Obawiałam się, że lekarze nie będą chcieli
już ratować mojego dziecka, że wydali już na niego wyrok. Niby Mikołaj był
zakwalifikowany do przeszczepu, jednak jego pogarszający się stan zdrowia, mógł
spowodować, że nie dożyłby zabiegu. Poza tym dawca był poszukiwany na terenie
całego kraju, jednakże nie znaleźliśmy jeszcze jego bliźniaka genetycznego, a
czasu na to było coraz mniej…
- Wiesz, co mi ostatnio powiedział? – nie
czekając na odpowiedź brata, kontynuowałam dalej. – Że powinnam znaleźć sobie
chłopaka, zanim…
- Zanim umrze – wyszeptał Tomek z zaszklonymi
oczyma. Ostatnio zrobił się dziwnie wrażliwy; rozklejał się w najmniej
oczekiwanym momencie. Być może to dlatego, że od kilku miesięcy jest z nami na
co dzień, a nie tak jak gdy mieszkaliśmy jeszcze w Kołobrzegu, kiedy to widywaliśmy
się zaledwie raz na dwa tygodnie i przypadkiem na mieście. Rodzice usilnie starali się nas od siebie odizolować, jednak nasza zażyłość umiejętnie im to uniemożliwiało. Kochałam mojego młodszego braciszka, który był dla mnie niesamowitym oparciem. – Coraz częściej o tym wspomina. Jak to
możliwe, że pięcioletnie dziecko może myśleć tak racjonalnie? Przecież on
rozumie więcej niż niejeden dorosły. I wydaje się być pogodzony się śmiercią…
Drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich
młoda para, która po ściągnięciu kurtek zajęła jedyny wolny stolik, tym samym
przerywając naszą rozmowę. Chwilę później Tomasz podszedł nich, by przyjąć
zamówienie. Z uśmiechem patrzyłam, jak chłopak złapał swoją ukochaną za rękę i,
nie wiedzieć czemu, poczułam lekkie ukłucie zazdrości. Może Mikołaj miał rację
z tym, że w końcu powinnam sobie kogoś znaleźć? Od jego narodzin nie byłam w
żadnym związku, bo właściwie nie miałam na to czasu. Studia, praca, dziecko,
dom, jeżdżenie od jednego lekarza do drugiego – tak wyglądało ostatnie pięć lat
mojego życia. Dopiero tutaj, w Rzeszowie, jakby zwolniło trochę z tempa. Miałam
trochę czasu dla siebie, jednak i tak w pełni poświęcałam go Mikołajowi, bo to
na niego przelałam całą swoją miłość. Już nawet nie pamiętałam jak to jest być
na randce…
- O czym myślisz? – zapytał Miki, łapiąc mnie
za rękę. Przeniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się, przytulając malca mocno
do swojej piersi.
- O tym, że cię kocham najbardziej na świecie
i jesteś najwspanialszą niespodzianką w moim życiu – pocałowałam czubek jego
głowy, a on jęknął głośno. Tak właśnie traktowałam Mikiego; jak niespodziankę, jak dar od Boga. Nigdy nie pomyślałam o tym, że jest inaczej. Oczywiście, na początku ciąży byłam przerażona i odchodziłam od zmysłów, zastanawiając się jak dam sobie radę?, ale gdy poczułam pierwsze ruchy Miśka, nie miałam już żadnych wątpliwości - moje dziecko, to wszystko co mam w życiu.
- Ludzie patrzą, mamo – przewrócił oczami i
odsunął się lekko ode mnie. Wiedziałam, że matczyne czułości skierowane do
chłopca w jego wieku były po prostu obciachem.
Już dawno mi to wyjaśnił. Boję się, że za kilka lat nawet nie da mi się
przytulić. A potem zaczną się dziewczyny, imprezy, wracanie do domu nad ranem. Dlaczego on tak szybko dorasta?!
- O nie, wstydzisz się starej matki? Za karę
dzisiaj pójdziesz spać przed dwudziestą pierwszą – spojrzałam na niego gniewnym
wzrokiem, a Mikiemu zrzedła mina. – I nie zamówimy pizzy, mimo, że dzisiaj
sobota. Poza tym, ty już dzisiaj nagrabiłeś sobie zaczepiając tego pana.
- Ale mamo… - chciał zaprotestować, jednak widząc wyraz mojej twarzy, natychmiast zamilkł. Nie mogąc już dłużej wytrzymać,
roześmiałam się głośno, a on posłał mi naburmuszone spojrzenie, jednak chwilę
później przylgnął do mnie, mocno wtulając się w moje ramię, jakby chciał
schować się przed całym światem.
Bo było tak, że ja chciałam chronić go
przed całym światem. Od jego poczęcia walczyłam o niego; najpierw z rodzicami,
którzy kazali mi go usunąć, potem z jego chorobą, która miała nade mną coraz
większą przewagę, mimo tego, że tak bardzo się starałam. Choroba dziecka jest
chyba najgorsza rzeczą, która może przydarzyć się człowiekowi. Jednakże widząc
swoje coraz bardziej słabnące maleństwo, musiałam być silna za nas dwoje.
Próbowałam ukryć przed nim prawdę na temat jego stanu zdrowia, jednak miałam
wrażenie, że on tylko udaje, że nic nie wie na ten temat. Był bardzo mądry,
znacznie mądrzejszy niż komuś może się wydawać.
- Wiesz, że jesteś najładniejszą mamą na
świecie? – widząc moje rozbawione spojrzenie, uśmiechnął się, szczerząc przy
tym rząd śnieżnobiałych ząbków. – A z pewnością jesteś moją ulubioną mamą.
- Bo jedyną, nie licząc ciotki Juśki, która
jest twoją mamą chrzestną – pokręciłam przecząco głową. – Już się tak nie
podlizuj, udało ci się mnie jakimś cudem udobruchać. A teraz leć na zaplecze,
żeby pozbierać swoje rzeczy, bo za chwilę zamykamy i jedziemy do domu.
Miotał się bez celu po całym mieszkaniu,
kopiąc wszystko, co nawinęło mu się pod nogi, wynikiem czego było zaklinowanie
się kapcia między szafą a jasną, skórzaną kanapą, stojącą w rogu
wszechstronnego salonu. Był dziwnie poddenerwowany, wszystko wokoło go drażniło
i nie wiedział czym ma zająć ręce. Stanął przy oknie i wpatrywał się w
rzeszowski krajobraz, otulony grubą pierzynką śniegu. Nigdy nie lubił zimy;
kojarzyła mu się z zaczerwienionymi policzkami, spierzchniętymi ustami i
przemarzniętymi dłoni. To nie to, co lato; ciepłe, słoneczne promienie,
roznegliżowane dziewczyny i błogie lenistwo, które zda się wyczuć w powietrzu.
Włączył ekspres i moment później zalał
ulubioną filiżankę kawą, a po całej kuchni rozniósł się jej aromat. Co prawda
była ona nieco lurowata, ale skoro już taką przyrządził, musiał ją wypić. Dolał
odrobinę mleka, by zmienić nieciekawy smak i osłodził ją obowiązkowymi trzema łyżeczkami
cukru, a następnie zamieszał kilkakrotnie, zachlapując przy okazji swoją
bielutką koszulkę, co skwitował wiązanką niewybrednych przekleństw i upił łyk
ciepłego napoju. Przymknął lekko oczy, czując ciepło rozpływające się po jego ciele. Znikąd nie było słychać żadnego dźwięku, z wyjątkiem szumu, wydobywającego się z grzejników. Cisza panująca w mieszkaniu zaczęła go przytłaczać i postanowił w końcu coś ze sobą zrobić.
Dzierżąc filiżankę, ruszył do salonu, by
rozejrzeć się nad czym mógłby spędzić resztę wieczoru. Jakaś gra? A może jakaś
kinowa nowość na DVD? Albo po prostu ponudzi się w samotności? Przez moment
przeszło mu przez głowę, żeby zadzwonić po któregoś z chłopaków, ale Zibi
pewnie na dobre zabawia się już z tą blondyną z kawiarni, a Piotr wieczorem miał
wyskoczyć do kina z młodszym bratem, który przyjechał do niego z Żyrardowa,
więc męski wieczór odpada z repertuaru rozrywek. Podrapał się po głowie i
spojrzał w stronę drzwi, a następnie na zegarek. Dochodziła dwudziesta, miasto
zatopiło się w mroku, więc gdyby wyszedł na zewnątrz, nikt nie zwróciłby na
niego uwagi i nie prosił o zdjęcie albo autograf. Ruszył więc w stronę korytarza, z wbudowanej lustrzanej szafy,
wyciągnął płaszcz i narzucił go na siebie, uprzednio wiążąc na szyi czarny
szal, który otrzymał od Marty na Mikołajki.
Właśnie; Marta. Może powinien się do
niej odezwać i sprawdzić jak się ma? Nie, to chyba był poroniony pomysł. Przecież wyprowadzając się
zarzekła, że nie chce utrzymywać z nim jakiegokolwiek kontaktu. Nawet nie
odpisała na życzenia bożonarodzeniowe, które wysłał jej w dzień wigilii. A
przecież on chciał być miły. Skoro nie chciała z nim być, to trudno. Nie wie,
co traci. Nie będzie jej się również narzucał; pewnie ma już jakiegoś faceta,
którym aktualnie się zajmowała. Też nie należała do najgrzeczniejszych; zanim
związała się z Grzesiem, miała narzeczonego, którego często-gęsto zdradzała
między innymi z Kosokiem. Wolny związek, tak to się chyba teraz nazywa, prawda?
Pozornie żadnych zobowiązań, ale widząc go w łóżku z przypadkowo poznaną
dziewczyną, zrobiła mu awanturę na pół osiedla. A potem oczekiwała wierności.
Hipokrytka. Cholerna hipokrytka.
Przemierzając rzeszowskie ulice,
rozkoszował się ciszą i spokojem. Swoje kroki skierował w stronę rynku, do
którego miał dosłownie kilkadziesiąt metrów. Obserwował pary spacerujące po
deptaku, nastolatków nacierających piszczące w niebogłosy dziewczyny, rodziny
wracające z kina i poczuł się cholernie samotny. Tak samotny jak jeszcze nigdy
wcześniej. Wracając do pustego mieszkania nawet nie miał do kogo otworzyć ust, na kogo nawrzeszczeć, z kim się później pogodzić.
Może powinien sobie kupić psa?
Nogi same poniosły go w pobliże miejsca, które odwiedził kilka godzin temu. Jakiś bodziec niewiadomego pochodzenia, pchnął go właśnie tam. Może to była po prostu potrzeba ponownego zobaczenia tej interesującej brunetki? Przecież to było niedorzeczne i tak nie podobne do Grzegorza! Zatrzymał się i przez moment przyglądał
się osobom, wychodzącym z kawiarni, którą odwiedził dzisiejszego przedpołudnia.
Była tam, ubrana w czerwony płaszcz i siwą, wełnianą czapkę z zabawnym
pomponem. Stała na wprost drzwi, wykrzykując przy tym jakieś słowa i śmiejąc
się w głos. Na jego twarz również wpłynął ciepły uśmiech, a serce zabiło jakby mocnej. Włożył zmarznięte
dłonie do kieszeni kurtki i dał kilka kroków do przodu, myśląc, że wypadałoby się
przywitać. Jednak widząc wychodzącego z pomieszczenia wysokiego chłopaka,
ponownie się zatrzymał i obserwował, jak mężczyzna łapie jej synka w pasie i
rozbija na jego czapce śnieżną kulkę, a potem cała trójka wybucha gromkim
śmiechem. Cofnął się i ruszył w kierunku swojego mieszkania, wyklinając pod
nosem pomysł ze spacerem.
_____________________________
Moje serce było, jest i będzie żółto-czarne. Na zawsze. A dlaczego? Bo SKRAdła moje serce.
To teraz kibicujemy ZAKSIE i naszym w walce o piąte miejsce. No, cóż. Finał nie dla nas, ale nie wolno się załamywać, bo od października jest nowy sezon. Ważne, żeby chłopcy wiedzieli, że bez względu na wszystko zawsze będą mieli w nas oparcie. Prawdziwych kibiców poznaje się po tym, że zostają nawet w najtrudniejszych momentach, więc czego jak czego, ale tego, kibicom Skry nie można odmówić. Ch*j z wynikami, dla nas jesteście MISTRZAMI!
Przypominam o tym, aby wszelkie spamy zostawiać w zakładce kontakt.
,A tym co motywuje są Wasze komentarze; kilka znaków wierzyć każe, że nic nie zamaże marzeń...' - MC Silk.
miejcie to na uwadze ; )
39091085 - kontakt .
Super jeeest :D Tylko szkoda że Kosok myśli że to jej chłopak/narzeczony/mąż . :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Grzesiek szybko się dowie, kim jest ten przystojny brunet, bo bardzo bym chciała, by chociaż zaprzyjaźnił się z Lilką. Mikołaj to jest po prostu słodziak ! <3
OdpowiedzUsuńMyślałam, że tych prawdziwych kibiców Skry jest mało,ale jak widzę pomyliłam się :) Dobrze, że nie tylko ja tak uważam...
Pozdrawiam :*
Mikuś i milion serduszek w oczach<3
OdpowiedzUsuńAga, Skra na ogrooooooomne szczęście, że właśnie Jej kibicujesz ; ) a przy Tobie i ja oddałam jej serce <3
Jak Lilka śmiała przytulić Mikołaja przy świadkach? Dobrze, że Mikołaj oświecił ją, że to obciach. :)
OdpowiedzUsuńA Lilka ma jeszcze tylko na głowie, dobrze, że Tomek jej pomaga. :)
Przyznam szczerze, że łezka mi się w oku zakręciła, podczas rozmowy Tomka i Lilki na temat stanu zdrowia małego. Moja wyobraźnia pracuje dziś na wysokich obrotach i łatwo mi było sobie to wyobrazić tą smutną scenę. :(
Co do Grzesia. Niech tak szybko nie wyciąga wniosków co do Lilki. Jeśli mu się spodobała, a i on nie jest jej obojętny, nie powinien poddawać się na starcie.
Życzę im dużo szczęścia, i Tobie też. :) i weny.
Pozdrawiam :*
genialny, jak zawsze :) ahh zastanawiam się jak rozwinie się ta historia :))
OdpowiedzUsuńanula
Grzesiu pewnie wyciągnął błędne wnioski widząc brata Lilki ;) Mam nadzieję, że wszystko zostanie wyjaśnione. Jestem jak najbardziej po stronie Mikołaja - Lilka musi sobie znaleźć faceta! ;)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się w pełni pod Twoimi słowami na temat Skry! Bo dla mnie oni i tylko oni są Mistrzem, nie ma innej opcji! :D
OdpowiedzUsuńAle wracam do sedna ;) Łezka mi się zakręciła, jak Lilka opowiedziała o Mikołaju, cały czas wierzę, że uda się mu pomóc ;) Wróć, ja nawet tego pewna jestem! Nie skrzywdziłabyś tego malca, nie jego ;) Kosa, Kosa, no paczcie, gdzie go serce zaprowadziło ;) Mam nadzieję, że jakoś rozwinie się ta jego znajomość z naszą Lilą ;) Ach ten braciszek, inaczej by było, gdyby go w danym momencie nie było. ;) No nic, czekam na kolejny. Co do Juśki i jej zapędów wypowiadać się nie będę. Skumuluję to na następny raz ;)
Całuję, Happiness ;*
Świetny :) Strasznie szkoda mi Mikołaja ,jest taki młody ,pełen życia atak ciężko choruje:(
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :*
Skra i tak zawsze będzie moim Mistrzem! :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Biedny Miki, taki mały szkrab i taka choroba. Ehh.
Kiedy czytałam dzisiejszy rozdział, przed oczami stawały mi obrazy z oddziału onkologii na którym mam czasem praktyki... Ten widok jest straszny.
Czekam na następny. Pozdrawiam. :)
http://everything-will-be-okay.blog.pl/ zapraszam powoli będzie się rozkręcać :)
OdpowiedzUsuńbłaaaaaagam, od tego typu informacji jest zakładka `kontakt`, więc proszę o nie spamowanie pod rozdziałami.
UsuńNo, nareszcie tutaj dotarłam! :)
OdpowiedzUsuńkurczę, aż mi się łezka zakręciła w oku, kiedy czytałam rozmowę Lilki z Tomkiem na temat Mikołaja. :( Tak bardzo jest mi go szkoda... Taki mały i niewinny chłopczyk, a wystawiony na tak okrutną próbę losu... :( Nie zmienia to faktu, że jak na swój wiek, jest bardzo mądrym, rozsądnym i rozumnym dzieckiem. Mam nadzieję, że wkrótce zjawi się dla niego dawca i będzie mógł rozwijać się tak jak jego rówieśnicy. Nawet przez głowę przemknęła mi pewna myśl odnośnie tego dawcy, ale może póki co, nie będę się tu wypowiadać. :)
Grzegorzu, Grzegorzu, coś Cię chyba trapi i spokoju nie daje... I ja chyba nawet wiem, co! Co, a raczej KTO. Lilka. :) Nie bez powodu wybrał się na spacer pod jej kawiarenkę. Skrycie liczył na to, że ją tam spotka i...wcale się nie przeliczył. Była tam, ale w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, a Kosok już oczywiście poczuł się na straconej pozycji i poszedł wkurzony w długą. Szkoda, że nie wie, iż tajemniczy osobnik to brat Lili, ale myślę, że niebawem się o tym dowie... :)
pozdrawiam Cię serdecznie :*
Patex
Tak, minęło parę dni, kilkadziesiąt godzin, a ja dalej czuje ból, ale za razem dumę. Jestem dumna, że moja drużyna nie poddała się, walczyła do końca, do istarniej piłki. Kiedyś im podziekuje, za to, ze nauczyli mnie wiary, nawet, gdy sprawa wygląda beznadziejnie, że należy wierzyć i mieć nadzieje, a przede wszystkim za to jak kochać. Patrząc na ich grę, na każdą akcje do utraty tchu, za każdy moment, w którym dali mi tyle radości, szczęścia, niewątpliwie nauczyli mi jak kochać siatkówkę. Skrzatem jestem od 5 lat i zostanę nim już na zawsze. ! ;) pozdrowienia dla wszystkich takich jak ja!
OdpowiedzUsuńA co do opowiadania, wciąga i to mocno. Myślę, ze każdy z nas mógłby się nauczyć wiele od Mikołaja. Wszystkim nam często brakuje wiary, odwagi, dojrzałości, a on ma wszystkie te cechy.Genialnie piszesz. :)
Grzegorz chyba zaczyna myśleć o tym, że latka lecą i trzeba by troszkę pomyśleć o normalnym życiu. Najwyższ pora prestać być Piotrusiem Panem!
OdpowiedzUsuńJa jestem wieloletnim kibicem Sovii więc jestem szczęśliwa z awansu biało czerwonych do półfinału. Jestem jednak pełna podziwu dla zawodników Skry (oprócz jednego), dla ich waleczności i wiary w zwycięstwo!
Hej ;) możesz mi powiedziec do którego zawodnika Skry masz zarzucenia? ;) bo ciekawi mnie opinia kibiców Sovii. ;3
UsuńObstawiam Daniela za spinę z Bartmanem. /Agg
UsuńAlbo Szampona bo tak...
UsuńNo no no czyżby Grzesiu nam się zakochał?
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga przypadkiem i nie żałuję ;) Piszesz zajebiście i czekam na następne rozdziały ;) Przy okazji zapraszam do mnie. Piszę głównie o kieleckiej piłce ręcznej, ale z racji tego, że kibicuję Skrze i Sovii to czasem cos napisze o siatce :) Teraz niedługo startuję z Alkiem Atanasijeviciem, a co piątek ukazuje sie zwariowany rozdzial o niedojebanych bohaterach :) Liczę, że się pojawisz ;)
http://ona-on-siatkowka.blogspot.com/
http://mydlo--powidlo.blogspot.com/
informujesz moze na gg? na wszelki zostawię numer 38784494
buźki ;*
Zakręcona ;)
http://everything-will-be-okay.blog.pl/ serdecznie zapraszam :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na jedyneczkę u Alka ;)
OdpowiedzUsuńhttp://ona-on-siatkowka.blogspot.com/