niedziela, 24 marca 2013

5. Wszystko jest na dobrej drodze ku temu.




 - To tyle na dzisiaj, jeśli chodzi o dzisiejszy trening. Mogę powiedzieć, że jesteście idealnie przygotowani do czwartkowego meczu i jeśli wszystko dobrze pójdzie; możliwe, że zakończy się nawet po trzeciej partii, tylko musicie sami w to uwierzyć – trener Kowal spojrzał w gruby plik notatek, który spoczywał w jego dłoni , a następnie omiótł wszystkich zawodników spojrzeniem. – Teraz uwaga, proszę o spokój! – ryknął na całą halę, a wśród Resoviaków nastała cisza, jak makiem zasiał. Choć może trener wyglądał dość niepozornie, bo przecież był jeszcze młody i ktoś niewtajemniczony mógłby pomyśleć, że jest jednym z zawodników, a nie kręgosłupem drużyny, zbudzał bardzo duży respekt w całym zespole. – Zapewne słyszeliście o tej nowo powstałej akcji Sportowcy dzieciom? Niedawno zgłosił się do nas szpital onkologiczny w Rzeszowie i poprosił o pomoc w akcji poszukiwania dawców szpiku dla małych pacjentów chorych na białaczkę, którzy są pacjentami tegoż oddziału. Razem z zarządem klubu zdecydowaliśmy, że nasza drużyna weźmie w tym udział. Nie chodzi tu tylko o promocję, ale przede wszystkim o chęć pomocy dzieciom. Na pewno wielu naszych kibiców, widząc, że ich ulubieńcy biorą udział w takich akcjach, również udadzą się na badania. Dlatego w poniedziałek w ramach treningu, wszyscy pojedziemy do szpitala. Chętni będą mogli poddać się badaniom i jeśli wyrażą na to zgodę, oddać szpik osobie zarejstrowanej w rejestrze dawców szpiku. Zbiórka o dziewiątej trzydzieści pod Podpromiem. Może akurat któryś z was będzie mógł pomóc uratować komuś życie? – Andrzej spojrzał na każdego z osobna, a siatkarze jak jeden, pokiwali głowami. – No, to teraz wio do szatni!
     Stojąc pod prysznicem i zatapiając się w ciepłej wodzie, zastanawiał się po jaką cholerę ma komuś pomagać? To nie leżało w jego mrocznej naturze; nigdy nie miał siebie za dobrego człowieka, którego misją miało być zbawianie świata. Ale skoro wszyscy zawodnicy Sovii mieli iść, to jemu, jako jedynemu, przecież nie wypadało się przecież wyłamywać. Co w ogóle miał powiedzieć? Że boi się igły albo badań, które mogą okazać się bolesne? Nie, to byłoby słabe. Który dwumetrowy facet boi się bólu, do którego jest już od kilku ładnych lat przyzwyczajony? Po prostu pójdzie tam, zrobi jakieś durne badania i zapomni o tym, bo na pewno jego szpik i tak nie będzie zdatny. W strugach ciepłej wody, znikało całe jego zmęczenie, ustępując miejsca odprężeniu. Do tego zapach jego ulubionego żelu pod prysznic sprawiał, że mężczyzna czuł się jak nowo narodzony i siły sprzed treningu jakby natychmiast do niego powróciły.
   Zakręcił kurek od wody i potrząsnął kilkukrotnie głową, strzepując krople wody ze swoich kruczoczarnych włosów, które zresztą mógłby już trochę przyciąć. Owinął biodra białym ręcznikiem, wcześniej naciągając na tyłek granatowe bokserki, ruszył w stronę szatni, gdzie większość siatkarzy doprowadzała się do porządku, rozmawiając z ożywieniem na temat informacji, którą przekazał im przed momentem trener. Zajął miejsce z boku, między zamyślonym Nowakowskim a rozanielonym Bartmanem. Nie musiał pytać co albo kto jest tego powodem, bo wiedział o tym bardzo dokładnie. Ta blondynka wodziła Zbycha za nos jak chciała i był pewien, że na najbliższy czas mają po koledze.
  - Uważam, że to jest bardzo dobra idea, dlatego chętnie się zarejestruję – odparł Dobrowolski, naciągając na siebie biały podkoszulek. – Gdy córka moich znajomych zachorowała na białaczkę, stawali na głowie, by znaleźć dawcę szpiku. Po kilkumiesięcznych poszukiwaniach, znalazł się jej bliźniak genetyczny, który mieszkał w Niemczech. Co prawda zdążyli z przeszczepem, ale odbył się on w ostatniej chwili. Gdyby zabieg miał miejsce kilka godzin później, Klaudia na pewno by już nie żyła. A dziś jest zdrową, aktywną nastolatką, która już dawno zapomniała o chorobie. Gra w tenisa, na gitarze i w przyszłym roku napisze maturę.
  - Albo Agata… - dodał Igła, melancholijnym głosem, siadając na ławeczce przy metalowej szafce. – Już tyle lat jej nie ma, a dziecko niemalże od urodzenia wychowuje się bez matki.
     W szatni nastała grobowa cisza i żaden z zawodników nie miał odwagi kontynuować rozmowy. Wspomnienie o młodej siatkarce, która kilka lat temu odeszła z tego świata, przygnębiła dosłownie każdego i to nie tylko ściśle związanego z siatkarskim światem. Każdy przed oczami miał młodą, piękną, niezwykle utalentowaną blondynkę, która odeszła przed kilkoma laty, przegrywając nierówną walkę ze śmiertelną chorobą, osierocając przy tym maleńkie dziecko i zostawiając dopiero poślubionego męża. Przecież ona miała całe życie przed sobą! Dopiero co wyszła za mąż, urodziła zdrową córeczkę i miała wieść spokojne, szczęśliwe życie wraz ze swoją rodziną do późnej starości. Właśnie; miała…
  - Piter, jedziesz do mnie? Zamówimy jakieś żarcie i obejrzymy jakiś meczyk, co ty na to? – zwrócił się do przyjaciela półgłosem, przerywając niezręczną ciszę, a w szatni ponownie nastało poruszenie, które zajęło miejsce wcześniejszej melancholii.
  - Sorry, stary, dzisiaj nie mogę – mruknął Nowakowski i zaczął wiązać swoje sportowe buty. – Brat u mnie jest i muszę się nim zająć. Ale jak chcesz, to ty możesz wpaść do mnie, tylko zastrzegam od razu – żadnych szaleństw, więc jeśli chodzi o ciebie, to raczej odpada.
  - A ty, Zbychu? – atakujący uniósł wzrok i pokręcił przecząco głową, jednocześnie zapinając pasek dżinsowych spodni.
  - Ja odpadam, umówiłem się z Juśką – wyszczerzył się i narzucił na ramiona jasną, klubową bluzę.
     Wzruszył lekko ramionami, zastanawiając się jak spędzi wolny czas? Zapowiadał się długi i samotny dzień, chociaż tego nie mógł stwierdzić jeśli chodzi o wieczór. Przynajmniej nie o tej porze. Być może wybierze się na jakiś film do kina? Albo do jakiegoś klubu powyrywać chętne panienki? Albo jednak po prostu zamówi jakieś żarcie i będzie rżnął całą noc w Warcrafta? Miał tyle opcji na spędzenie wieczoru, a pewnie i tak zostanie w domu i przy zgaszonym świetle będzie wpatrywał się w zatopiony w ciemności rzeszowski krajobraz, czują się cholernie samotnie i przeklinając w duchu swój egoizm.


  - Mamo, zobacz co dla ciebie namalowałem! – Młody uniósł do góry kartkę, na której narysowane były cztery postacie. Podeszłam bliżej i zmrużyłam lekko oczy, by dokładnie przyjrzeć się rysunkowi Mikołaja. Co prawda, postacie nie były idealne; jednej brakowało nosa, drugiej ust, a trzecia miała ręce do kolan, ale mimo wszystko mi, jak zapewne każdej matce, rysunek wydawał się najpiękniejszy na świecie, przy którym nawet obrazy Moneta wyglądały beznadziejnie.  – To ja, ty, wujek Tomek i ciocia Jusia - wyjaśnił, widząc moje sceptyczne spojrzenie.
  - Pięknie, zanieś na zaplecze, weźmiemy go do domu i przyczepimy do naszej lodówki – uśmiechnęłam się do synka i pogładziłam jego rozczochrane, lekko kręcone włoski, które z każdym dniem były coraz dłuższe. Swoją drogą, moglibyśmy odwiedzić już fryzjera. Rosły w naprawdę zastraszającym tempie i były równie mocne i gęste, jak przed rozpoczęciem chemioterapii, co mnie niesamowicie ucieszyło. Naprawdę ciężko było mi znieść widok łysej główki mojego dziecka, odzianej jedynie w cieniutką materiałową chusteczkę.
    Mikołaj skinął głową, uśmiechając się przy tym rozbrajająco i popędził na zaplecze, dzierżąc w dłoniach swój misternie przygotowany malunek. Jak zwykle w niedzielę rano, ruch w kawiarni był wręcz znikomy, więc miałam trochę czasu, żeby posiedzieć z Mikołajem, pograć z nim w jakąś grę czy po prostu porozmawiać na temat minionego tygodnia i snuć plany na kolejny. Musiałam przygotować go również na jutrzejsze badania, gdyż niektóre z nich mogły być bolesne. Jednak wiedziałam, że Mikołaj był już przyzwyczajony do bólu, od kilku lat stanowiącego nieodłączną część jego życia i radził już sobie z nim bardzo dobrze. Moment później wrócił go głównego pomieszczenia i usiadł na wysokim krześle przy barku, zabierając się za deser malinowy, który cudem udało mu się u mnie wyżebrać.
  - Cześć – Juśka weszła do kawiarni i ściągnęła od razu kurtkę. Przywitałam ją skinięciem głowy i wróciłam do układania serwetek w stojaku. – Wiem, że będziesz zła, ale znowu umówiłam się ze Zbyszkiem na obiad – rzuciła, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć i przegryzła dolną wargę, wpatrując się we mnie z nadzieją, że nie wybuchnę.
  - Okej – odparłam spokojnie, stukając swoimi niebieskimi paznokciami w mahoniowy blat barku. Nic nie było w stanie wyprowadzić mnie dzisiaj z równowagi; nawet to, że Justyna coraz częściej olewa interes, biegając na kolejne randki z jakimiś fagasami. Prawdę mówiąc nie tak to sobie wyobrażałam; myślałam, że będziemy współpracować, uzupełniać się, a nie tak, że będę musiała siedzieć w kawiarni od rana do wieczora, w czasie jej kolejnych podbojów miłosnych. – Ale jutro w ogóle nie przychodzę do Anielskiej, więc ty siedzisz cały dzień. Mikołaj ma badania, więc po nich oboje będziemy wykończeni - zastrzegłam od razu, żeby nie planowała sobie jutrzejszego dnia.
  - Dobrze, rozumiem – skinęła głową, uśmiechając się ciepło. – I dziękuję. Niedługo ci to wszystko wynagrodzę, obiecuję – ucałowała mój policzek i założyła śnieżnobiały fartuszek z aniołkiem wyhaftowanym na kieszeni, a następnie zabrała się za polerowanie ściereczką szklanych pucharków do lodów.
  - To ja zabieram Mikołaja i wyskoczymy po jakiś obiad. Wrócimy przed twoim wyjściem – ściągnęłam z siebie swój fartuszek i zwróciłam się do Mikiego, kończącego swój deser. – Biegnij na zaplecze i ubierz się ciepło. Nie zapomnij tym razem o rękawiczkach, bo znowu będziesz marzł w łapki! – gdy mój syn zniknął za ścianą, pochyliłam się nad przyjaciółką, uśmiechając się przy tym łobuzersko. – No, opowiadaj! Jaki jest?
  - Jest… - i tu usłyszałam litanię na temat jaki to Zibi jest wspaniały, jakie ma cudowne poczucie humoru, jak całuje i nie tylko. Jakie ma ciało, jak potrafi być czuły i kochany, jak błyszczą jego oczy, gdy się uśmiecha. Ponadto dowiedziałam się, że Juśka postanowiła na razie zrezygnować z randek z innymi facetami, dając Zbyszkowi szansę, bo to prawdopodobnie mężczyzna, na którego czekała calutkie życie. Wzięłam głęboki oddech i ze świstem wypuściłam powietrze, czując jak po moim ciele rozlewa się przyjemne ciepło. W życiu nie widziałam, żeby Juśka była aż tak nakręcona. Nigdy, gdy mówiła o jakimkolwiek facecie, jej oczy nie błyszczały właśnie w ten sposób. Wiedziałam, że to oznacza tylko jedno...
  - Zakochałaś się – stwierdziłam, patrzą jak Juśka promienieje.
  - Nie, jeszcze nie – zaprzeczyła, kręcąc głowa. – Ale obawiam się, że wszystko jest na dobrej drodze ku temu.
      Oczywiście jak przystało na prawdziwą przyjaciółkę, cieszyłam się z jej szczęścia. Nigdy nie myślałam, że Jusia zauroczy się aż do tego stopnia, że będzie mogła spotykać się tylko i wyłącznie z jednym facetem. Zawsze twierdziła, że w dzisiejszych czasach nie ma prawdziwej miłości; jest tylko hajs, seks i trochę brudu. Dlatego niemalże każdego wieczora biegała na randki i spędzała noce z przypadkowo poznanymi facetami, co nieszczególnie mi się podobało, mając na uwadze to, jak poczęty został Mikołaj. Nie chciałam, żeby powtórzyła mój los. Oczywiście Mikołaj był moim szczęściem, słońcem, nadający sens memu życiu, ale mimo wszystko, wolałabym, żeby miał ojca. Ojca, z którym mógłby grać w piłkę, chodzić na gokarty i rozmawiać na tematy, o których ja nigdy nie będę mieć pojęcia i raczej nigdy nie będę mieć.
      Starałam się jak mogłam; chciałam być jednocześnie mamą i tatą, ale momentami nie do końca mi się udawało. Ale mimo wszystko próbowałam, a Mikołaj to doceniał, chociaż momentami brak ojca był bardzo widoczny. Był przecież jeszcze wujek Tomek; z można było pograć piłkę, pogadać na męskie tematy, chodzić na basen, ale był przecież tylko wujkiem. Nie tatą, który nauczyłby go wszystkiego. Tatą, który byłby jego bohaterem. Wzorem, który chciałby naśladować. Ale tak już musi być, a ja przez te sześć lat zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Miki zresztą też.
  - Mamo, chodź do Mac'a po zestaw z zabawką!
        Tak, zabawka z Mac'a ważniejsza niż moje filozoficzne rozmyślania. No przecież.

________________________
Oglądałam ostatnio z moim mężczyzną ,,Nad życie" i jakoś mnie to tak natchnęło do tej rozmowy w szatni. Agatko, tęsknimy! ;(
Misiaczki moje ładnie poradziły sobie z Politechniką, a co! <3 W przyszłym sezonie sobie odbijemy i wrócimy na tron. Teraz pozostaje nam trzymać kciuki z Delectę w dzisiejszym meczu! 
Błagam, wszelkie spamy zostawiajcie w zakładce kontakt. 

,,A tym co motywuje, są Wasze komentarze;
kilka znaków wierzyć każe,  że nic nie zamaże marzeń.'

Pytania? Zapraszam na mojego aska!

39091085 - kontakt .

20 komentarzy:

  1. Coś czuję, że spotkanie Grześka i Mikołaja okaże się niezłym nieporozumieniem : ) czekam na kolejne wydarzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle genialny. :)
    Nie spodziewałabym się po Kosoku, tego że będzie bał się igły. ( tej szpitalnej ). Ale trener wpadł na świetny pomysł z tymi badaniami. Bo przecież komuś może to uratować życie. :)
    Nie wiem jak ty to robisz, ale czytając filozoficzne rozmyślania Lilki znowu prawie się rozpłakałam, a tu nagle Mikołaj wyjeżdża z zabawką z Mac'a. :D
    Rozumiem Lilkę, stara się być mamą i tatą dla synka. Chce dla niego jak najlepiej. Ta matczyna miłość jest piękna.. xDD
    Coś przeczuwam, że Kosok w szpitalu przeżyje szok, gdy ( prawdopodobnie) zobaczy Lilkę i Mikiego, na oddziale onkologicznym.
    Nie wiem co jeszcze napisać, więc chyba będę kończyła, bo penie przynudzam.
    Pozdrawiam i weny życzę. :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Zapomniałabym. Czy dałoby się odrobinę powiększyć czcionkę? Troszeczkę męczy mnie schylanie się nad monitorem. :)

      Usuń
    2. Tak, bardzo dziękuję :)

      Usuń
  3. Mam nadzieje ,że któryś z siatkarzy będzie mógł być dawcą szpiku dla Mikołaja (najlepiej Kosa :P). Też niedawno oglądałam ten film .Polecam ,ale uwaga można się nieźle wzruszyć.Nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem jak ty to robisz, że czytając filozoficzne rozmyślania Lilki prawie się popłakałam, a zaraz potem Mikołaj wyjechał z zabawką z Mac'a. :)
    Nie spodziewałam się po Kosoku tego, że będzie bał się igły (tej szpitalnej) i badań. A Juśka może nareszcie odciąży trochę Lilkę, bo cała Anielska jest na jej głowie. A Kowal dobrze pomyślał z akcją z badaniami i oddawaniem szpiku. W końcu może to komuś uratować życie.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekawa, jaką podejmie decyzję Grzesiek,kiedy dowie się, że może być dawcą szpiku dla Mikołaja... Nie pasuje mu rola ojca, wgl w Twoim opowiadaniu jest taki jakiś egoistyczny i nastawiany do życia, że wszystko mu się należy. Coś czuję, że to jego synek właśnie sprawi, że zmieni to swoje podejście.
    Jak zawsze, wyczucie muzyczne masz wspaniałe! :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. uuuuuu zapowiada się ciekawie nie ma co ;) rozdzial jak zawsze świetny, mam nadzieję,że kolejny będzie szybko i dłuższy :))

    btw gdzie tam delecta, Sovia wygrała i jutro też wygra! :)

    ~anula

    OdpowiedzUsuń
  7. No, mam nadzieję, że w poniedziałek coś wreszcie ruszy się między między Grzesiem i Lilką :)
    Czekam. Bardzo czekam, bo jest świetne,
    p
    G

    OdpowiedzUsuń
  8. Gusiaku mój kochany, weź no ogarnij tego Grzegorza, żeby aż nadto ''nie brykał" (jeny, uwielbiam te Twoje przysłowia):*

    OdpowiedzUsuń
  9. Suuuper rozdział ! :D Nie mogę doczekać się następnegooo :3 Najbardziej podobało mi się o Mac'u :D Hehehe :D Fajnie by było gdyby bliźniakiem genetycznym został Kosaa , wtedy może by wyszło że jest jego ojceem :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział. Zresztą jak zwykle. ;-)
    Mam nadzieję, że szybko ukaże się następny, bo już nie mogę się doczekać! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Twoje opowiadanie czytam od początku, ale dopiero teraz stwierdziłam że pasowałoby napisać tu parę słów, żebyś wiedziała, iż są osoby które czytają a może nie mają 'weny' żeby napisać Ci jakiś komentarz. Ta historia jest dalece inna od tych, które czytałam. Jest taka nowa, świeża, pokazuje siatkarzy z innej perspektywy. A teraz żeby nie przesłodzić: Ten rozdział nie podoba mi się już tak bardzo jak te poprzednie. Nie wiem czemu. Po prostu wydaje się być mniej interesujący, choć i tak jest bardzo dobrze napisany.
    Mam nadzieję, że będziesz kontynuowała tę historię :)
    Pozdrawiam i życzę niekończącej się weny twórczej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. oby Grzesiek zdecydował się na oddanie szpiku bo to może uratować życie naszemu małemu ulubieńcowi:)

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Akurat w piątek oglądałam film ;p Wyczucie to mam :D Oj Grzechu, okaż swe ciepłe serducho i tak dobrowolnie pomóż dzieciakom. Ty spełniasz swoje marzenia, wiedzie Ci się dobrze, więc poświęć się dla tych małych, kochanych istotek, które chcą żyć, tak samo jak każdy. :D No cóż, mam nadzieję, że dzięki tej akcji Mikołaj, jak i inne dzieciaki będą mogły zmierzać ku wyzdrowieniu. ;)
    Wesołych Świąt Aguś! ;*
    Buziaki, Happiness ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj, Nad życie, nie ważne ile razy bym to oglądała to zawsze ryczę jak głupia, wyglądam jakby mnie przejechał jakiś czołg i dochodzę do siebie przez tydzień.
    Coś czuję, a raczej jestem tego pewna, że Grześka raczej nie ominie strzykawka. Szpik będzie potrzebny dla synka nie? I mam nadzieję, że w końcu się dowie o tym, że jest tatusiem ;)
    buźki ;*
    Zakręcona ;)
    http://ona-on-siatkowka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Trener Kowal dokonał bardzo mądrej decyzji i niezmiernie się cieszę z tego powodu, że wszyscy gracze poparli jego pomysł i zjawią się w szpitalu. Może akurat któryś z nich okaże się odpowiednim dawcą dla jakiegoś dziecka. :) Kosoku, przełam się i nie bądź cieniasem! Pomaganie innym jest fajne. :)
    Film o Agacie mogłabym oglądać codziennie. Pamiętam jak byłam w kinie i wszystkich ogarnął potok łez ze wzruszenia i smutku... :(
    Wydaje mi się, że Juśka trochę przesadza z tymi częstymi wypadami ze Zbyszkiem podczas godzin pracy. Rozumiem, że nie zawsze mogą się zgrać na spotkanie, ale kurczę, to nie znaczy, że za każdym razem cała kawiarenka ma być na głowie Lilki! Ona też potrzebuje trochę oddechu.
    Wiadomo, że nikt, nawet najlepszy wujek, nie jest w stanie zastąpić ojca. Wujek to wujek, nie przekaże ojcowskiej miłości, nie będzie 24 godziny na dobę przy swoim dziecku i przez to nie będzie obecny w ważnych (i mniej ważnych) momentach jego życia. Szkoda mi Mikołaja, że wychowuje się bez taty, ale Lila naprawdę nadrabia za wszystkich! Dzielna Mamuśka!:)

    pozdrawiam Cię serdecznie, przepraszam, że dotarłam z takim opóźnieniem...:(
    i życzę wesołych świąt!:*
    Patex

    OdpowiedzUsuń
  16. przepraszam, że dopiero teraz, ale cierpię na totalny brak czasu ;)
    Więc... Cieszę się zawsze, gdy takie inicjatywy powstają, gdyż tranplantologia dalej nie funkcjonuje tak jak powinna. A kazdy z nas mógłby przekazać komuś coś co sam ma najcenniejsze- życie.
    Lilce potrzeba kogoś, z kim będzie mogła dzielic swoje problemy i troski.
    Po prostu trzeba jej męskiego ramienia. I miłości. Morza miłości.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem pod wrażeniem. Bardzo podoba mi się ta historia, wręcz nie mogłam się oderwać. Masz talent. :)
    Podoba mi się to w jaki sposób przedstawiasz tutaj Grześka. Sprawdza się powiedzenie: "Cicha woda, brzegi rwie". :)
    Biedny malec, mimo swojego wieku tyle już przeszedł. Mam nadzieję, że akcja, w która włączyli się Resoviacy przyniesie dla niego długo wyczekiwany przeszczep. Trzymam za to kciuki. :)
    Życzę weny.:)
    P.S. Jeśli możesz poinformuj mnie o nowości: http://volley-story-resovia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń