- Mikołaj Kaniewski, zapraszam! – młody lekarzy uchylił drzwi i ze szczerym uśmiechem na ustach, zaprosił nas do wnętrza swojego małego gabinetu.
Chwyciłam synka za jego małą rączkę i
sekundę później weszliśmy do środka pokoju lekarskiego, należącego do doktora Jakuba Rynkiewicza.
Wnętrze, o dziwo, nie przypominało obskurnego gabinetu, jakie
mieliśmy przyjemność oglądać w innych szpitalach, których Mikołaj był
pacjentem, ale wyglądało naprawdę przytulnie. Na ścianach wymalowane były postacie
z kreskówek, które sprawiały, że dziecko czuło się tam jak w bajce, a nie w
pomieszczeniu, w którym za moment dojdzie do dość nieprzyjemnych bądź też
bolesnych badań. Oboje usiedliśmy przy biurku, na wprost doktora Rynkiewicza i
przekazałam mu niebieską teczkę z całą dokumentacją lekarską Mikusia, którą
polecono zrobić nam podczas ostatnich badań, a on przez chwilę studiował ją
dokładnie ze skupieniem malującym się na twarzy, co jakiś czas robiąc jakieś
notatki na małym bloczku.
Przyjrzałam mu się dokładnie; na oko był
niewiele starszy ode mnie, miał może dwadzieścia siedem lat, nie więcej. Na
jego bladej twarzy pojawiały się już delikatne zmarszczki, szczególnie w
okolicach pełnych, malinowych ust, co zapewne były wynikiem ciągłego
uśmiechania się przez doktora. Jego duże, niebieskie oczy, okolone były
gęstymi, czarnymi rzęsami, a pod nimi malowały się cienie, świadczące o
wielogodzinnym dyżurze na tutejszym oddziale onkologii. Miał gęste, brązowe
włosy, ułożone w modną fryzurę, którą jak mogłabym przysiąc, układał zapewne
przez kilkanaście minut. Był przystojny; musiałam to przyznać. I chyba wolny,
bo na jego dłoni nie było ani śladu obrączki. Na pewno był atrakcją wśród
tutejszych pielęgniarek, bo przechodzące przez korytarz siostry, bez żadnej
krępacji plotkowały głośno na jego temat, czego byłam świadkiem podczas
wyczekiwania na naszą wizytę.
- Jak się czujesz? – zapytał miłym głosem, a
Mikołaj wzruszył lekko ramionami, co wydało mi się trochę nie na miejscu.
- Normalnie – odparł niechętnie, a następnie
zaczął wpatrywać się w postaci namalowane na ścianach.
Złapałam jego rączkę, a gdy raczył w końcu na
mnie spojrzeć, posłałam mu znaczące spojrzenie, a on natychmiastowo przewrócił
oczyma; od samego rana zachowywał się co najmniej dziwnie. Miał ciągłe wahania
humoru, nie chciał zjeść rano śniadania, marudził, że herbata jest za mało
słodka, chociaż osłodziłam ją tradycyjnie trzema łyżeczkami cukru, a potem
zrobił mi awanturę, że nie pozwalam mu iść w ulubionych kaloszach, mimo tego,
że na dworze jest okropna plucha. Przez chwilę przeszło mi przez głowę, że to
dlatego, iż myśli, że będzie musiał zostać w szpitalu ma jakiś czas, co
przecież było niewykluczone. Wszystko zależało oczywiście od wyników, które
miał dzisiaj przeprowadzić doktor Rynkiewicz.
- Ostatnio jest coraz lepiej – pośpieszyłam z
wyjaśnieniami, a mężczyzna przeniósł na mnie wzrok, uśmiechając się ciepło w
moją stronę. – Mikołaj je normalnie, stale monitoruję jego wagę, z której
wynika, iż przybrał już kilka kilogramów, chociaż w dalszym ciągu ma znaczną
niedowagę, ale przynajmniej nie narzeka już na ciągłe bóle brzucha, mimo tego
czasami się zdarzają. Najczęściej po sporym wysiłku, ale tego również unikamy.
- Rozumiem – lekarz skinął głową i zapisał
coś niedbałym pismem na jakiejś kartce, którą sekundę później włożył do teczki
Młodego. – Rozbierz się, Mikołaju. Zaraz rozpoczniemy badanie.
Synek posłusznie usiadł na kozetce, znajdującej
się w rogi gabinetu i ściągnął bluzę oraz bielutki podkoszulek na ramiączkach. Pan
doktor dokładnie obsłuchał go swoim stetoskopem, a następnie obejrzał jego małe
ciałko i kazał mu się ubrać, informując nas, że za moment Miki pójdzie na
resztę badań, które mogą trochę potrwać, a ja w tym czasie powinnam iść do
bufetu na jakąś kawę, bo nie było żadnego sensu, abym szła z nimi. Przecież
Mikołaj był dzielny i nie potrzebował żadnej niańki, która trzymałaby go za
rączkę. Skinęłam jedynie głową, wzdychając cichutko, by nie rozjuszyć swojego
maleństwa i opuściłam pomieszczenie razem z mężczyzną i Mikołajem. Wiedziałam,
że mój synek jest pod bardzo dobrą opieką, ale mimo wszystko wolałabym mu
towarzyszyć. Ale okej, skoro jest już
niemalże dorosły i nie musi wszędzie chodzić z mamą za rękę, dałam sobie
spokój.
To była moja druga wizyta w rzeszowskim
oddziale onkologicznym, więc dokładnie wiedziałam już z której strony budynku
znajduje się mały bufet, w którym parzono dość dobrą kawę. Oczywiście nie była
tak smaczna, jak ta, którą ja podawałam w swojej kawiarence, ale głód kofeinowy
coraz bardziej nade mną panował. Spacerując szpitalnymi korytarzami,
dostrzegłam grupkę dość wyrośniętych mężczyzn, którzy wokół siebie robili nie
małe zamieszanie, wzbudzając wśród pacjentów i personelu sporą ekscytację.
Zmarszczyłam nos, próbując przepchać się między nimi. Potrzeba dostarczenia
organizmowi kofeiny, była silniejsza niż chęć dowiedzenia się, kim są ów
jegomoście, skupiający na sobie całą uwagę.
- Przepraszam bardzo – mruknęłam, próbując
przejść między dwójką mężczyzn, którzy stali dosłownie na środku mojej drogi,
dyskutując głośno na temat jakiegoś tam meczu. W jednym momencie obaj obrócili
się i spojrzeli na mnie, a ja musiałam unieść głowę, by spojrzeć na ich
oblicza. Gdy mój mózg przetrawił wszystkie informację, zamarłam, czując jak
moją twarz oblewa rumieniec. Hej, Lilka!, masz takiego pecha, że w drewnianym
kościele spadnie ci cegła na głowę.
- Dzień dobry – odpowiedział wysoki brunet,
który kilka dni temu odwiedził moją kawiarnię. Widziałam, jak kąciki jego ust
unoszą się do góry, tworząc niepowtarzalny uśmiech, jaki miałam okazję
zaobserwować już kilka dni temu. Do tego sposób, w jaki spoglądał w moje oczy,
odbierał mi możliwość racjonalnego myślenia. Ponownie przeniosłam wzrok na jego
wąskie usta, wykrzywione w uśmiech, który w dalszym ciągu wydawał mi się
dziwnie znajomy. Zapewne przypomniał sobie, jaką reklamę zrobił mi wtedy mój
syn. Miałam nadzieję i cicho modliłam się o to, że nie poruszy tego tematu, bo
wtedy na pewno zapadłabym się ze wstydu pod ziemię.
Kaniewska, oddychaj!, bo jeszcze sekunda,
a padniesz jak długa u jego stóp i dopiero wtedy będzie wstyd na całego. To
tylko facet, cholernie przystojny, ale jednak facet, więc dlaczego robisz z tego
jakikolwiek problem, co? Rusz tą swoją okrągłą pupę i uciekaj zanim nie zdąży
zacząć tematu waszego ostatniego spotkania i numeru, jaki wywinął ci twój
pierworodny. No, to start!
- Dzień dobry i do widzenia – mruknęłam
niechętnie, wpatrując się w niego znacząco, a on podchwycając, o co mi chodzi,
przesunął się na krok, umożliwiając mi przejście, za co podziękowałam mu nikłym
uśmiechem i natychmiast oddaliłam się w stronę bufetu, modląc się, żeby
przypadkiem ponownie mnie nie zaczepił.
- Kto to? – zapytał Piotrek, a on w dalszym
ciągu odprowadzał dziewczynę nieodgadnionym wzrokiem do momentu, aż ta nie
zniknęła mu z pola widzenia. Następnie spojrzał na przyjaciela i wzruszył lekko
ramionami, bardziej dla zasady niż z ogólnej potrzeby.
Nowakowskiemu przeszło przez głowę, że to
jedna z tych dziewczyn, w której mieszkaniu obudził się Kosok, po spędzonej
wspólnie nocy i najciszej jak potrafił, ulotnił się kilka minut po otworzeniu
powiek. Pomyślał, że na pewno poderwał ją w jakimś klubie i bez skrupułów
zaliczył. Przecież to było do Grześka podobne; seks z przypadkową dziewczyną
był dla niego czymś jeśli nie czymś normalny, to na pewno nie nieetycznym. I
nie ważne było to, że dziewczyna miała chłopaka, narzeczonego lub męża.
Przecież Kosok nigdy nie nalegał na seks; to zawsze wychodziło z ich
inicjatywy. On tylko robił to, czego oczekiwały, a potem zmywał się grzecznie z
hotelowego pokoju. Za każdym razem innego, chociaż zdarzało się już, że w
niektórych z nich był rozpoznawalny i to nie tylko przez swoje sportowe
osiągnięcia.
- Kelnerka z kawiarni przy rynku. Całkiem
miła dziewczyna. I parzy dość dobrą kawę. Nie zaliczyłem jej, jeśli o to ci
chodzi – mruknął od niechcenia, zakładając ramiona na piersiach. Choć chętnie bym to zrobił, dodał w
myślach. Rozejrzał się po korytarzu za czymś, co mogłoby odwrócić uwagę
przyjaciela, gdyż był pewien, że za moment Piotrek poruszy temat widzianej
przed momentem kelnerki. Inaczej nie byłby sobą, czyli drążącym dziurę w
brzuchu Piotrem Dobra rada Nowakowskim.
Piter bez wątpienia był jego najlepszym
przyjacielem; jeśli w ogóle ktoś taki jak Grzegorz Kosok może mieć przyjaciół.
Kimś, na kogo zawsze i mimo wszystko mógł liczyć. Oczywiście był jeszcze
Zbyszek, ale między nimi było więcej konfliktów, gdyż obaj mieli tak samo
wybuchowy charakter. To były takie dwa super ega, które niejednokrotnie dały
już sobie po mordzie. Piotr, w
odróżnieniu do dwójki pozostałych Resoviaków, był oazą pieprzonego spokoju,
która zawsze zachowywała trzeźwe myślenie i przynajmniej próbowała panować nad
przyjaciółmi, co było przecież nie lada wyczynem. Porównanie ich charakterów
wyglądało jak zestawienie huraganu i lekkiej morskiej bryzy. Ale jak to mówią,
przeciwieństwa się przyciągają i ta szalona trójka przyjaźniła się od czasów
reprezentacji kadetów, przeżywając razem wzloty i upadki.
- Ładna. Bardzo ładna – stwierdził środkowy,
uśmiechając się przy tym łobuzersko. Grzesiek przewrócił jedynie oczami, ale
chwilę potem skinął głową, by potwierdzić jego słowa. Bo przecież dziewczyna
była przecież piękna i Nowakowski dokładnie widział, błyszczące oczy Kosoka,
gdy przechodziła obok niego. Dziwiło go tylko, że ich rozmowa ograniczyła się
jedynie do zwykłego dzień dobry, a to
było tak nie podobne do Grzegorza. Zazwyczaj sypał jakimś tekstem, który
sprawia, że dziewczyna należała do niego podczas najbliższej nocy. A tu taka
niespodzianka… – I chyba na nią lecisz – szturchnął go ramieniem.
- Coś ty; ma dziecko, więc odpada – rzekł,
chociaż w myślach przyznał rację przyjacielowi. Bo przecież spodobała mu się,
gdy ujrzał ją po raz pierwszy za ladą w tej przytulnej kawiarence, która dzięki
niej wyglądała znacznie atrakcyjniej.
Dokładnie pamiętał bursztynowy blask jej
oczu. Pamiętał jej zawstydzony wyraz twarzy po prezentacji tego malca. Była
piękna. Chyba była najpiękniejszą kobietą, jaką dotychczas miał przyjemność
oglądać. Tak bardzo różniła się od dziewczyn, które podrywał każdego wieczora w
rzeszowskich klubach. Miała w sobie to coś,
czego brakowało innym kobietom i nie miały na to żadnego wpływu. Wyglądała przy
nich jak królowa, która zaledwie jednym gestem mogłaby spowodować, że Kosok
padłby u jej stóp.
Zakochał się? Nie. On nigdy nikogo nie
kochał i w swoim założeniu, nigdy miał nie pokochać. A na pewno nie straciłby
głowy dla dziewczyny, którą widział zaledwie trzeci raz w życiu. To było do
niego kompletnie nie podobne. Zresztą on się nie zakochiwał, nigdy. Nie
wyobrażał sobie siebie wiernego cały czas przy jednej kobiecie. Owszem, przez
pewien czas była w jego życiu Marta, ale ich układu nie można było nazwać
prawdziwym związkiem. Fakt faktem, że mieszkali razem, jednak nie byli typową
parą, która spędzała romantyczne wieczorki z kolacją przy świecach. Ich
interesował jedynie seks. Seks, który był nałogiem ich obojga.
Zastanawiało go jednak, co brunetka robi
na oddziale onkologicznym? Przecież nie wyglądała na chorą, a na pewno nie na
tak wyniszczającą chorobę, jaką był nowotwór. Może odwiedzała kogoś, kto leżał
na tym oddziale? Albo po prostu załatwiała tu jakąś sprawę? Raczej nie
wypadałoby iść za nią i zapytać, prawda? Chociaż ta kwestia nurtowała Grzegorza
coraz bardziej. Chciał pobiec za nią, zapytać jak się czuje, co u niej słychać?
Ale nie mógł, nie był przecież zakochanym idiotą.
______________________________
Ja wiem, że chcielibyście abym codziennie dodawała rozdziały i ja też bym tego chciała,
ale po prostu nie mam na to czasu i z całym szacunkiem, wieczne nagabywanie na gadu cholernie mnie męczy.
Też mam swoje życie, studia i milion innych spraw na głowie,
więc proszę o odrobinkę zrozumienia.
I być może męczy Was również to, że praktycznie nic się nie dzieje,
ale tym razem nie zamierzam pędzić z akcją tak jak na innych blogach;
więc bądźcie cierpliwi, a na pewno odczujecie z czasem satysfakcję.
Jeśli macie jakieś pytania, dotyczące nie tylko bloga, to zapraszam tutaj.
Na wszystkie chętnie odpowiem.
39091085 - kontakt .
biedny Malec aż serce się kraja widząc tak młodą osóbkę zmagającą się z tak ciężko chorobą:/ widać, że jedno drugiego nie pamięta ale mam nadzieję, że Grzesiu nie stchórzy i odda szpik bo to może naszego małego ulubieńca uratować:)
OdpowiedzUsuńja też nie jestem za zbyt szybkim rozwojem akcji:) na wszystko przyjdzie pora:)))
pozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
ja już wszytsko rozgryzłam, ale nie będę zdradzać. jestem sherlockiem w spódnicy :D fajne opowiadanie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
wchodzę z rana, a tu taka niespodzianka;)
OdpowiedzUsuńwidać, że Grzegorz coś tam w głowie ma i powoli sobie to wszystko układa.
po za tym, jak się nie dzieje?! dzieje się, Miśku;*
dzisiaj się widzimy!
fajny suprajz z rana ;)
OdpowiedzUsuńRatujesz mój humor, po tym jak bezsensownie pojawiłam się na uczelni o 7.30, dziękuję :D do tego dodałaś piosenkę, która chodzi za mną od zeszłego tygodnia - więc naprawdę mam pełny serwis :)
OdpowiedzUsuńPiotrek bardzo dobrze kombinuje i jestem strasznie ciekawa kiedy Grześ i Lilka dojdą do tego, że w sumie całkiem nieźle się znają :D
pozdrawiam, i powtarzając się - jesteś wielka :)
G
Piszesz świetnie.
OdpowiedzUsuńTo twoje opowiadanie i ty będziesz decydować jakim tempem będzie się toczyć akcja. Ja nie przepadam za historiami, w których akcja toczy się w zawrotnym tempie, więc chyba nawet będę chętniej śledziła losy Lilki i Grześka. :)
Więc ( wiem, że nie zaczyna się zdania od wiec, ale wybacz :> ) Lilka kojarzy Grzesia, ale nie wie skąd. A jemu samemu ona wpadła w oko. Tylko szkoda, że skreśla ją od razu ze względu na dziecko. Nawet Piotrek stwierdził, że jest ładna. Czy może on zacznie się interesować mamą Mikołaja?
Pozdrawiam ciepło, bo coś zima nie chce nas opuścić. :*
Widać, że jednak Grzesiek nie jest wcale taki obojętny. Coś tam w środku podpowiada mu, że Lilka jest wspaniałą kobietą, i mam nadzieję, że jak dowie się prawdy,bo wierzę, że dowie się,to nie zostawi jej, a właściwie ich samych. Myślę, że wystarczająco dużo czasu już stracił w kontaktach z synkiem,by teraz jeszcze się niepotrzebnie obrażać, czy być rozczarowanym,czy coś :) Kosok to mądry facet, i na pewno podejmie słuszną decyzję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Panie Grzesiek nigdy nie mów nigdy ;) Może właśnie przyszła pora na miłość, prawdziwą miłość? :)
OdpowiedzUsuńCzekam cierpliwie na dalszy rozwój akcji ;)
buźki ;*
Zakręcona ;)
Uwielbiiam <3
OdpowiedzUsuńCzyżby Grzegorz miał się przekonać o prawdziwej miłości ?
Maja.
Grzegorz mięknie i myślę, że zdecyduje się na celibat, na rxecz zdobycia kobiety życia:). Moze w tym przystojnym doktorku będzie miał konkurencję:)
OdpowiedzUsuńNo proszę, kolejne przypadkowe spotkanie w wysokim brunetem. :) Szkoda, że akurat w takich okolicznościach, że w szpitalu, ale zawsze to coś. Kurczę, chyba Lila nie jest obojętna Grześkowi, coś mi się tak wydaje. Serce mi się kroi jak sobie wyobrażam, ile ten przesłodki Miki musi się nachodzić po szpitalach i nacierpieć ze swoją chorobą. Mam nadzieję, że wkrótce znajdzie się dla niego odpowiedni dawca i będzie cały zdrowy! :)
OdpowiedzUsuńOczywiście to Twój blog i to Ty decydujesz o tym, kiedy dodać rozdział. Wiadomo, że każdy ma swoje sprawy, swoje życie i inne rzeczy. Nie tylko blogami żyje człowiek. Ja to rozumiem i w pełni szanuję. :*
pozdrawiam i do następnego ;*
Patex
Już jestem i wszystko nadrobiłam :) Tak się zastanawiam czy to czasem Grzesiek nie zostanie dawcą dla Mikołaja ale o tym się przekonam :-) Lilka nie jest obojętna Grześkowi a Mikołaj wydaje mi się, że nie jest dla niego problemem, pewnie tylko tak mu sie wydaje. Czekam na następny, buźka;*
OdpowiedzUsuńJa i mój nieogar pozdrawiamy serdecznie... Czytałam bez ciebie. Podlinkowalam anielska i zaglądałam co jakiś czas rozkminiajac czemu tylko prolog bo po co podlinkowac główną jak można prolog. Brawo ja... Ale się pokapowalam że coś nie gra i już przeczytałam ;) co do Skry od kołyski aż po grób tego.się trzymam. Po piątym meczu wracałam do domu ryczac jak głupia. Nie mogłam się otrząsnąć kilka dni. Poczym namówiłam mamę i pojechałysmy do Bełchatowa na spotkanie z Wawa i już sama byłam w poniedziałek na torwarze. Ta radość po ostatniej piłce bezcenna a dla mnie na wagę mp. Nie jaram sie Grzesiem, nie mój typ ale to jak ho przedstawiasz robi z niego ciekawa postać. Dzieciaki dobrze ci się piszą bo Miko jest słodki jak Arek czy Oli zakochałam się w nim normalnie ;) kolejny plus to nie jest zwykle opowiadanie a tym bardziej byle jakie lovestory. Może dlatego tak wciąga. Dopracowanie postaci. Brak głupot. Coś czuje że Kosa będzie tym pozytywnym dla Młodego ;)
OdpowiedzUsuńReklamę sobie sczele a co www.majkawskrze.blogspot.com
Xoxo K.