środa, 3 kwietnia 2013

6. I chyba na nią lecisz.


  - Mikołaj Kaniewski, zapraszam! – młody lekarzy uchylił drzwi i ze szczerym uśmiechem na ustach, zaprosił nas do wnętrza swojego małego gabinetu.
     Chwyciłam synka za jego małą rączkę i sekundę później weszliśmy do środka pokoju lekarskiego, należącego do doktora Jakuba Rynkiewicza. Wnętrze, o dziwo, nie przypominało obskurnego gabinetu, jakie mieliśmy przyjemność oglądać w innych szpitalach, których Mikołaj był pacjentem, ale wyglądało naprawdę przytulnie. Na ścianach wymalowane były postacie z kreskówek, które sprawiały, że dziecko czuło się tam jak w bajce, a nie w pomieszczeniu, w którym za moment dojdzie do dość nieprzyjemnych bądź też bolesnych badań. Oboje usiedliśmy przy biurku, na wprost doktora Rynkiewicza i przekazałam mu niebieską teczkę z całą dokumentacją lekarską Mikusia, którą polecono zrobić nam podczas ostatnich badań, a on przez chwilę studiował ją dokładnie ze skupieniem malującym się na twarzy, co jakiś czas robiąc jakieś notatki na małym bloczku.
      Przyjrzałam mu się dokładnie; na oko był niewiele starszy ode mnie, miał może dwadzieścia siedem lat, nie więcej. Na jego bladej twarzy pojawiały się już delikatne zmarszczki, szczególnie w okolicach pełnych, malinowych ust, co zapewne były wynikiem ciągłego uśmiechania się przez doktora. Jego duże, niebieskie oczy, okolone były gęstymi, czarnymi rzęsami, a pod nimi malowały się cienie, świadczące o wielogodzinnym dyżurze na tutejszym oddziale onkologii. Miał gęste, brązowe włosy, ułożone w modną fryzurę, którą jak mogłabym przysiąc, układał zapewne przez kilkanaście minut. Był przystojny; musiałam to przyznać. I chyba wolny, bo na jego dłoni nie było ani śladu obrączki. Na pewno był atrakcją wśród tutejszych pielęgniarek, bo przechodzące przez korytarz siostry, bez żadnej krępacji plotkowały głośno na jego temat, czego byłam świadkiem podczas wyczekiwania na naszą wizytę.
  - Jak się czujesz? – zapytał miłym głosem, a Mikołaj wzruszył lekko ramionami, co wydało mi się trochę nie na miejscu.
  - Normalnie – odparł niechętnie, a następnie zaczął wpatrywać się w postaci namalowane na ścianach.
     Złapałam jego rączkę, a gdy raczył w końcu na mnie spojrzeć, posłałam mu znaczące spojrzenie, a on natychmiastowo przewrócił oczyma; od samego rana zachowywał się co najmniej dziwnie. Miał ciągłe wahania humoru, nie chciał zjeść rano śniadania, marudził, że herbata jest za mało słodka, chociaż osłodziłam ją tradycyjnie trzema łyżeczkami cukru, a potem zrobił mi awanturę, że nie pozwalam mu iść w ulubionych kaloszach, mimo tego, że na dworze jest okropna plucha. Przez chwilę przeszło mi przez głowę, że to dlatego, iż myśli, że będzie musiał zostać w szpitalu ma jakiś czas, co przecież było niewykluczone. Wszystko zależało oczywiście od wyników, które miał dzisiaj przeprowadzić doktor Rynkiewicz.
  - Ostatnio jest coraz lepiej – pośpieszyłam z wyjaśnieniami, a mężczyzna przeniósł na mnie wzrok, uśmiechając się ciepło w moją stronę. – Mikołaj je normalnie, stale monitoruję jego wagę, z której wynika, iż przybrał już kilka kilogramów, chociaż w dalszym ciągu ma znaczną niedowagę, ale przynajmniej nie narzeka już na ciągłe bóle brzucha, mimo tego czasami się zdarzają. Najczęściej po sporym wysiłku, ale tego również unikamy.
  - Rozumiem – lekarz skinął głową i zapisał coś niedbałym pismem na jakiejś kartce, którą sekundę później włożył do teczki Młodego. – Rozbierz się, Mikołaju. Zaraz rozpoczniemy badanie.
   Synek posłusznie usiadł na kozetce, znajdującej się w rogi gabinetu i ściągnął bluzę oraz bielutki podkoszulek na ramiączkach. Pan doktor dokładnie obsłuchał go swoim stetoskopem, a następnie obejrzał jego małe ciałko i kazał mu się ubrać, informując nas, że za moment Miki pójdzie na resztę badań, które mogą trochę potrwać, a ja w tym czasie powinnam iść do bufetu na jakąś kawę, bo nie było żadnego sensu, abym szła z nimi. Przecież Mikołaj był dzielny i nie potrzebował żadnej niańki, która trzymałaby go za rączkę. Skinęłam jedynie głową, wzdychając cichutko, by nie rozjuszyć swojego maleństwa i opuściłam pomieszczenie razem z mężczyzną i Mikołajem. Wiedziałam, że mój synek jest pod bardzo dobrą opieką, ale mimo wszystko wolałabym mu towarzyszyć. Ale okej, skoro jest już niemalże dorosły i nie musi wszędzie chodzić z mamą za rękę, dałam sobie spokój.
     To była moja druga wizyta w rzeszowskim oddziale onkologicznym, więc dokładnie wiedziałam już z której strony budynku znajduje się mały bufet, w którym parzono dość dobrą kawę. Oczywiście nie była tak smaczna, jak ta, którą ja podawałam w swojej kawiarence, ale głód kofeinowy coraz bardziej nade mną panował. Spacerując szpitalnymi korytarzami, dostrzegłam grupkę dość wyrośniętych mężczyzn, którzy wokół siebie robili nie małe zamieszanie, wzbudzając wśród pacjentów i personelu sporą ekscytację. Zmarszczyłam nos, próbując przepchać się między nimi. Potrzeba dostarczenia organizmowi kofeiny, była silniejsza niż chęć dowiedzenia się, kim są ów jegomoście, skupiający na sobie całą uwagę.
  - Przepraszam bardzo – mruknęłam, próbując przejść między dwójką mężczyzn, którzy stali dosłownie na środku mojej drogi, dyskutując głośno na temat jakiegoś tam meczu. W jednym momencie obaj obrócili się i spojrzeli na mnie, a ja musiałam unieść głowę, by spojrzeć na ich oblicza. Gdy mój mózg przetrawił wszystkie informację, zamarłam, czując jak moją twarz oblewa rumieniec. Hej, Lilka!, masz takiego pecha, że w drewnianym kościele spadnie ci cegła na głowę.
  - Dzień dobry – odpowiedział wysoki brunet, który kilka dni temu odwiedził moją kawiarnię. Widziałam, jak kąciki jego ust unoszą się do góry, tworząc niepowtarzalny uśmiech, jaki miałam okazję zaobserwować już kilka dni temu. Do tego sposób, w jaki spoglądał w moje oczy, odbierał mi możliwość racjonalnego myślenia. Ponownie przeniosłam wzrok na jego wąskie usta, wykrzywione w uśmiech, który w dalszym ciągu wydawał mi się dziwnie znajomy. Zapewne przypomniał sobie, jaką reklamę zrobił mi wtedy mój syn. Miałam nadzieję i cicho modliłam się o to, że nie poruszy tego tematu, bo wtedy na pewno zapadłabym się ze wstydu pod ziemię.
     Kaniewska, oddychaj!, bo jeszcze sekunda, a padniesz jak długa u jego stóp i dopiero wtedy będzie wstyd na całego. To tylko facet, cholernie przystojny, ale jednak facet, więc dlaczego robisz z tego jakikolwiek problem, co? Rusz tą swoją okrągłą pupę i uciekaj zanim nie zdąży zacząć tematu waszego ostatniego spotkania i numeru, jaki wywinął ci twój pierworodny. No, to start!
  - Dzień dobry i do widzenia – mruknęłam niechętnie, wpatrując się w niego znacząco, a on podchwycając, o co mi chodzi, przesunął się na krok, umożliwiając mi przejście, za co podziękowałam mu nikłym uśmiechem i natychmiast oddaliłam się w stronę bufetu, modląc się, żeby przypadkiem ponownie mnie nie zaczepił.


  - Kto to? – zapytał Piotrek, a on w dalszym ciągu odprowadzał dziewczynę nieodgadnionym wzrokiem do momentu, aż ta nie zniknęła mu z pola widzenia. Następnie spojrzał na przyjaciela i wzruszył lekko ramionami, bardziej dla zasady niż z ogólnej potrzeby.
     Nowakowskiemu przeszło przez głowę, że to jedna z tych dziewczyn, w której mieszkaniu obudził się Kosok, po spędzonej wspólnie nocy i najciszej jak potrafił, ulotnił się kilka minut po otworzeniu powiek. Pomyślał, że na pewno poderwał ją w jakimś klubie i bez skrupułów zaliczył. Przecież to było do Grześka podobne; seks z przypadkową dziewczyną był dla niego czymś jeśli nie czymś normalny, to na pewno nie nieetycznym. I nie ważne było to, że dziewczyna miała chłopaka, narzeczonego lub męża. Przecież Kosok nigdy nie nalegał na seks; to zawsze wychodziło z ich inicjatywy. On tylko robił to, czego oczekiwały, a potem zmywał się grzecznie z hotelowego pokoju. Za każdym razem innego, chociaż zdarzało się już, że w niektórych z nich był rozpoznawalny i to nie tylko przez swoje sportowe osiągnięcia.
  - Kelnerka z kawiarni przy rynku. Całkiem miła dziewczyna. I parzy dość dobrą kawę. Nie zaliczyłem jej, jeśli o to ci chodzi – mruknął od niechcenia, zakładając ramiona na piersiach. Choć chętnie bym to zrobił, dodał w myślach. Rozejrzał się po korytarzu za czymś, co mogłoby odwrócić uwagę przyjaciela, gdyż był pewien, że za moment Piotrek poruszy temat widzianej przed momentem kelnerki. Inaczej nie byłby sobą, czyli drążącym dziurę w brzuchu Piotrem Dobra rada Nowakowskim.
    Piter bez wątpienia był jego najlepszym przyjacielem; jeśli w ogóle ktoś taki jak Grzegorz Kosok może mieć przyjaciół. Kimś, na kogo zawsze i mimo wszystko mógł liczyć. Oczywiście był jeszcze Zbyszek, ale między nimi było więcej konfliktów, gdyż obaj mieli tak samo wybuchowy charakter. To były takie dwa super ega, które niejednokrotnie dały już sobie po mordzie. Piotr, w odróżnieniu do dwójki pozostałych Resoviaków, był oazą pieprzonego spokoju, która zawsze zachowywała trzeźwe myślenie i przynajmniej próbowała panować nad przyjaciółmi, co było przecież nie lada wyczynem. Porównanie ich charakterów wyglądało jak zestawienie huraganu i lekkiej morskiej bryzy. Ale jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają i ta szalona trójka przyjaźniła się od czasów reprezentacji kadetów, przeżywając razem wzloty i upadki.
  - Ładna. Bardzo ładna – stwierdził środkowy, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Grzesiek przewrócił jedynie oczami, ale chwilę potem skinął głową, by potwierdzić jego słowa. Bo przecież dziewczyna była przecież piękna i Nowakowski dokładnie widział, błyszczące oczy Kosoka, gdy przechodziła obok niego. Dziwiło go tylko, że ich rozmowa ograniczyła się jedynie do zwykłego dzień dobry, a to było tak nie podobne do Grzegorza. Zazwyczaj sypał jakimś tekstem, który sprawia, że dziewczyna należała do niego podczas najbliższej nocy. A tu taka niespodzianka… – I chyba na nią lecisz – szturchnął go ramieniem.
  - Coś ty; ma dziecko, więc odpada – rzekł, chociaż w myślach przyznał rację przyjacielowi. Bo przecież spodobała mu się, gdy ujrzał ją po raz pierwszy za ladą w tej przytulnej kawiarence, która dzięki niej wyglądała znacznie atrakcyjniej.
     Dokładnie pamiętał bursztynowy blask jej oczu. Pamiętał jej zawstydzony wyraz twarzy po prezentacji tego malca. Była piękna. Chyba była najpiękniejszą kobietą, jaką dotychczas miał przyjemność oglądać. Tak bardzo różniła się od dziewczyn, które podrywał każdego wieczora w rzeszowskich klubach. Miała w sobie to coś, czego brakowało innym kobietom i nie miały na to żadnego wpływu. Wyglądała przy nich jak królowa, która zaledwie jednym gestem mogłaby spowodować, że Kosok padłby u jej stóp.
    Zakochał się? Nie. On nigdy nikogo nie kochał i w swoim założeniu, nigdy miał nie pokochać. A na pewno nie straciłby głowy dla dziewczyny, którą widział zaledwie trzeci raz w życiu. To było do niego kompletnie nie podobne. Zresztą on się nie zakochiwał, nigdy. Nie wyobrażał sobie siebie wiernego cały czas przy jednej kobiecie. Owszem, przez pewien czas była w jego życiu Marta, ale ich układu nie można było nazwać prawdziwym związkiem. Fakt faktem, że mieszkali razem, jednak nie byli typową parą, która spędzała romantyczne wieczorki z kolacją przy świecach. Ich interesował jedynie seks. Seks, który był nałogiem ich obojga.
      Zastanawiało go jednak, co brunetka robi na oddziale onkologicznym? Przecież nie wyglądała na chorą, a na pewno nie na tak wyniszczającą chorobę, jaką był nowotwór. Może odwiedzała kogoś, kto leżał na tym oddziale? Albo po prostu załatwiała tu jakąś sprawę? Raczej nie wypadałoby iść za nią i zapytać, prawda? Chociaż ta kwestia nurtowała Grzegorza coraz bardziej. Chciał pobiec za nią, zapytać jak się czuje, co u niej słychać? Ale nie mógł, nie był przecież zakochanym idiotą.
______________________________
Ja wiem, że chcielibyście abym codziennie dodawała rozdziały i ja też bym tego chciała, 
ale po prostu nie mam na to czasu i z całym szacunkiem, wieczne nagabywanie na gadu cholernie mnie męczy.
Też mam swoje życie, studia i milion innych spraw na głowie,
więc proszę o odrobinkę zrozumienia.
I być może męczy Was również to, że praktycznie nic się nie dzieje,
ale tym razem nie zamierzam pędzić z akcją tak jak na innych blogach;
więc bądźcie cierpliwi, a na pewno odczujecie z czasem satysfakcję.

Jeśli macie jakieś pytania, dotyczące nie tylko bloga, to zapraszam tutaj.
Na wszystkie chętnie odpowiem.

39091085 - kontakt .

13 komentarzy:

  1. biedny Malec aż serce się kraja widząc tak młodą osóbkę zmagającą się z tak ciężko chorobą:/ widać, że jedno drugiego nie pamięta ale mam nadzieję, że Grzesiu nie stchórzy i odda szpik bo to może naszego małego ulubieńca uratować:)
    ja też nie jestem za zbyt szybkim rozwojem akcji:) na wszystko przyjdzie pora:)))

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. ja już wszytsko rozgryzłam, ale nie będę zdradzać. jestem sherlockiem w spódnicy :D fajne opowiadanie!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. wchodzę z rana, a tu taka niespodzianka;)
    widać, że Grzegorz coś tam w głowie ma i powoli sobie to wszystko układa.
    po za tym, jak się nie dzieje?! dzieje się, Miśku;*
    dzisiaj się widzimy!

    OdpowiedzUsuń
  4. fajny suprajz z rana ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ratujesz mój humor, po tym jak bezsensownie pojawiłam się na uczelni o 7.30, dziękuję :D do tego dodałaś piosenkę, która chodzi za mną od zeszłego tygodnia - więc naprawdę mam pełny serwis :)
    Piotrek bardzo dobrze kombinuje i jestem strasznie ciekawa kiedy Grześ i Lilka dojdą do tego, że w sumie całkiem nieźle się znają :D
    pozdrawiam, i powtarzając się - jesteś wielka :)
    G

    OdpowiedzUsuń
  6. Piszesz świetnie.
    To twoje opowiadanie i ty będziesz decydować jakim tempem będzie się toczyć akcja. Ja nie przepadam za historiami, w których akcja toczy się w zawrotnym tempie, więc chyba nawet będę chętniej śledziła losy Lilki i Grześka. :)
    Więc ( wiem, że nie zaczyna się zdania od wiec, ale wybacz :> ) Lilka kojarzy Grzesia, ale nie wie skąd. A jemu samemu ona wpadła w oko. Tylko szkoda, że skreśla ją od razu ze względu na dziecko. Nawet Piotrek stwierdził, że jest ładna. Czy może on zacznie się interesować mamą Mikołaja?
    Pozdrawiam ciepło, bo coś zima nie chce nas opuścić. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Widać, że jednak Grzesiek nie jest wcale taki obojętny. Coś tam w środku podpowiada mu, że Lilka jest wspaniałą kobietą, i mam nadzieję, że jak dowie się prawdy,bo wierzę, że dowie się,to nie zostawi jej, a właściwie ich samych. Myślę, że wystarczająco dużo czasu już stracił w kontaktach z synkiem,by teraz jeszcze się niepotrzebnie obrażać, czy być rozczarowanym,czy coś :) Kosok to mądry facet, i na pewno podejmie słuszną decyzję :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Panie Grzesiek nigdy nie mów nigdy ;) Może właśnie przyszła pora na miłość, prawdziwą miłość? :)
    Czekam cierpliwie na dalszy rozwój akcji ;)
    buźki ;*
    Zakręcona ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiiam <3
    Czyżby Grzegorz miał się przekonać o prawdziwej miłości ?


    Maja.

    OdpowiedzUsuń
  10. Grzegorz mięknie i myślę, że zdecyduje się na celibat, na rxecz zdobycia kobiety życia:). Moze w tym przystojnym doktorku będzie miał konkurencję:)

    OdpowiedzUsuń
  11. No proszę, kolejne przypadkowe spotkanie w wysokim brunetem. :) Szkoda, że akurat w takich okolicznościach, że w szpitalu, ale zawsze to coś. Kurczę, chyba Lila nie jest obojętna Grześkowi, coś mi się tak wydaje. Serce mi się kroi jak sobie wyobrażam, ile ten przesłodki Miki musi się nachodzić po szpitalach i nacierpieć ze swoją chorobą. Mam nadzieję, że wkrótce znajdzie się dla niego odpowiedni dawca i będzie cały zdrowy! :)
    Oczywiście to Twój blog i to Ty decydujesz o tym, kiedy dodać rozdział. Wiadomo, że każdy ma swoje sprawy, swoje życie i inne rzeczy. Nie tylko blogami żyje człowiek. Ja to rozumiem i w pełni szanuję. :*
    pozdrawiam i do następnego ;*
    Patex

    OdpowiedzUsuń
  12. Już jestem i wszystko nadrobiłam :) Tak się zastanawiam czy to czasem Grzesiek nie zostanie dawcą dla Mikołaja ale o tym się przekonam :-) Lilka nie jest obojętna Grześkowi a Mikołaj wydaje mi się, że nie jest dla niego problemem, pewnie tylko tak mu sie wydaje. Czekam na następny, buźka;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja i mój nieogar pozdrawiamy serdecznie... Czytałam bez ciebie. Podlinkowalam anielska i zaglądałam co jakiś czas rozkminiajac czemu tylko prolog bo po co podlinkowac główną jak można prolog. Brawo ja... Ale się pokapowalam że coś nie gra i już przeczytałam ;) co do Skry od kołyski aż po grób tego.się trzymam. Po piątym meczu wracałam do domu ryczac jak głupia. Nie mogłam się otrząsnąć kilka dni. Poczym namówiłam mamę i pojechałysmy do Bełchatowa na spotkanie z Wawa i już sama byłam w poniedziałek na torwarze. Ta radość po ostatniej piłce bezcenna a dla mnie na wagę mp. Nie jaram sie Grzesiem, nie mój typ ale to jak ho przedstawiasz robi z niego ciekawa postać. Dzieciaki dobrze ci się piszą bo Miko jest słodki jak Arek czy Oli zakochałam się w nim normalnie ;) kolejny plus to nie jest zwykle opowiadanie a tym bardziej byle jakie lovestory. Może dlatego tak wciąga. Dopracowanie postaci. Brak głupot. Coś czuje że Kosa będzie tym pozytywnym dla Młodego ;)
    Reklamę sobie sczele a co www.majkawskrze.blogspot.com
    Xoxo K.

    OdpowiedzUsuń