środa, 17 kwietnia 2013

7. Bolało jak cholera.


  - Świetnie trafiłeś, dzisiaj nasz oddział odwiedzą siatkarze naszego miejscowego klubu, Resovii Rzeszów. Za chwilę zabiorę cię do nich w nagrodę za to, że byłeś bardzo grzeczny i tak dzielnie to wszystko zniosłeś – po zakończeniu ostatniego badania, doktor Rynkiewicz położył swoją dużą dłoń na wątłym ramieniu chłopca, a następnie ukucnął przed nim. Od momentu, gdy przekroczył próg jego gabinetu, na twarzy malca ani na sekundę nie zagościł uśmiech, co było tak nie podobne do tego małego chłopca. – Coś cię trapi, Mikołaju? Ostatnim razem, gdy byłeś tutaj zachowywałeś kompletnie inaczej; zaczepiałeś pielęgniarki, bawiłeś się z innymi małymi pacjentami i biegałeś po całym korytarzu, a dziś jesteś jakiś smutny. Zupełnie jak nie ty…
  - Chodzi o moją mamę. Martwię się o nią coraz bardziej – odparł młody Kaniewski, wpatrując się w czubki swoich butów. Czuł się nieswojo rozmawiając o tym z obcą osobą, ale musiał to w końcu z siebie wyrzucić przed kimś z zewnątrz. A może to właśnie doktor Jakub będzie mógł mu w jakikolwiek sposób pomóc? Przecież jest miły, mądry i pomaga dzieciom. Jest prawie jak superbohater! Mikołaj naprawdę bardzo dużo rozumiał jak na te swoje zaledwie pięć lat i najbardziej na świecie chciałby, żeby jego mama była szczęśliwa, dlatego musiał spróbować wszystkiego, co mogłoby mu w tym pomóc. – Wiem, że ze mną jest coraz gorzej. Nie wiem, co zrobi, gdy mnie zabraknie. Przecież ma tylko mnie…
  - Nie mów tak! – Jakub spojrzał na niego gniewnie, łapiąc go za rączkę i ściskając ją mocno. Chciał dodać mu otuchy; pokazać, że powinien walczyć. Zawsze powtarzał swoim pacjentom, że mimo wszystko nie powinni się poddawać, obojętnie jak trudna była ich sytuacja. Bo wiara czyni cuda. – Nie wolno ci nawet tak myśleć. Musisz być cierpliwym, wyniki badań są coraz lepsze. A co do przeszczepu, to trzeba czekać z nadzieją i modlić się do Pana Boga. Być może dawca znajdzie się w najbliższym czasie. Musimy tylko wierzyć… - dodał szeptem młody lekarz, czując piekące łzy, które zbierały się w jego oczach.
      Jakub od zawsze czuł, że praca lekarza jest jego życiowym powołaniem i w pełni się jej oddawał. Nigdy nie przypuszczałby, że syn stolarza i nauczycielki, mógłby zostać naprawdę dobrym specjalistą, jednym z najlepszym w swoim fachu w wieku zaledwie trzydziestu lat. Oczywiście to wszystko zawdzięczał ciężkiej i wytrwałej pracy, która doprowadziła go do miejsca, w którym aktualnie się znajdował. Czuł, że pomagając ludziom, może w końcu spełnić się jako człowiek i dzięki temu być szczęśliwym. Może dlatego, że w życiu prywatnym niezbyt dobrze mu się powodziło; kilka tygodni temu rozwiódł się po zaledwie pół roku małżeństwa z kobietą, którą uważał za miłość swojego życia i był od pierwszego roku studiów. Dlatego, by nie myśleć o niepowodzeniach, większość czasu spędzał na oddziale onkologicznym rzeszowskiego szpitala wojewódzkiego, gdzie w całości poświęcał się swoim pacjentom. Ze szczególnym sercem podchodził do małych dzieci, które los tak ciężko doświadczył i cały czas zastanawiał się, jak pomóc im w walce z tą wyniszczającą chorobą?
     Mikołaj uśmiechnął się nikle po raz pierwszy od kilku godzin i trzymając doktora za dłoń, ruszył w stronę szpitalnej świetlicy, w której znajdowali się już siatkarze, będący po przebytych badaniach. Grupka mężczyzn rozdawała autografy, pozowała do zdjęć czy po prostu bawiła się z małymi pacjentami. Dzięki takiej atrakcji, maluchy chociaż na chwilę mogły zapomnieć o trudach walki z chorobą i mogły cieszyć się z atrakcji, jaką zapewniali im mężczyźni. Chłopiec omiótł wzrokiem wszystkich zebranych w dużej, jasnej świetlicy i usiadł na małym, zielonym krzesełku, znajdującym się w samym rogu sali. Nie miał ochoty na zabawy; był zmęczony kompletem przeprowadzonych badań, dlatego wolał w spokoju poczekać na mamę, która zapewne miała pojawić się za moment. Na pewno chciała jeszcze porozmawiać z panem doktorem, a on raczej nie powinien być przy tej rozmowie; bynajmniej tego nie chciałaby jego mama.
      Coraz częściej zastanawiał się nad tym, co się z nią stanie, gdy umrze? Miał zaledwie pięć lat i doskonale wiedział, że jeśli przeszczep szpiku nie nastąpi w najbliższych tygodniach, jego czas dobiega końca. Czy się bał? Bał się okropnie, ale nie o siebie, tylko o swoją ukochaną mamę, która tak dużo mu poświęciła. Jego mama, która tak o niego walczyła; najpierw ze swoimi rodzicami, potem z chorobą, która miała nad nimi coraz większą przewagę. Doskonale wiedział, że była i będzie, jeśli oczywiście przeżyje, najważniejszą osobą w jego życiu. Dlatego nie chciał żeby została sama. Oczywiście miała jeszcze ciocię Jusię i wujka Tomka, ale wiadomo było, że to nie to samo. Mama powinna mieć kogoś, kto będzie się nią opiekował. Tak samo, jak ona opiekowała się nim, a doskonale wiedział, że sama nigdy nie znajdzie sobie nikogo odpowiedniego, że będzie wykręcać się brakiem czasu i tym, że nikogo nie potrzebuje. Właśnie dlatego Mikołaj musi wziąć sprawy w swoje ręce i nie spocznie, dopóki jego mama nie ułoży sobie z nikim życia.
  - A ty, dlaczego siedzisz tak z boku? – był tak pochłonięty rozmyślaniami na temat przyszłości jego matki, że nawet nie zauważył, gdy wysoki blondyn kucnął przed nim i uśmiechnął się szeroko. Mikołaj od razu dostrzegł przyjacielskie ogniki, czające się w jego jasnych oczach. Przez głowę przeszło mu nawet, czy przypadkiem nie spodobałby się jego mamie? – Dlaczego nie bawisz się z innymi dziećmi?
  - Jestem zmęczony po badaniach – odparł Młody, siląc się na lekki uśmiech. Na większy nie miał po prostu siły. Wciąż w jego uszach brzmiały piski aparatury, do której był podłączany w celu wykonania badań. – Po za tym czekam na mamę, która za chwilę się pojawi – mówiąc to, spojrzał na duże, szklane drzwi, z nadzieją, że ujrzy tam Kaniewską.
  - Rozumiem – siatkarz pokiwał głową ze zrozumieniem i usiadł na podłodze, obok krzesełka zajmowanego przez malca. Oparł się o ścianę i razem z nim obserwował zamieszanie panujące w świetlicy. Dlaczego zwrócił uwagę akurat na Kaniewskiego? Trudno powiedzieć. Po prostu wyczuł silną potrzebę rozmowy z tym dzieckiem; wydawało mu się takie bezbronne. Mały, blady, wychudzony chłopiec, którego oczy świeciły jak dwa węgielki, a ich blask świadczył o tym, że jest naprawdę kimś wyjątkowym. Bo na pewno był, Piter mógł to przysiąc. – Mam na imię Piotrek, a ty?
  - Mikołaj – rzucił, nie oderwawszy wzroku od reszty siatkarzy. Wysocy mężczyźni imponowali chłopcu swoimi gabarytami; byli wyżsi nawet od wujka Tomka, który aby wejść do kuchni, musiał schylać głowę. Mikołaj też chciał być taki wielki, dlatego każdego dnia dzielnie zjadał warzywa i owoce, bo mama mówiła, że gdy będzie jadł witaminy, na pewno urośnie.
  - I jak ten święty przynosisz prezenty? – uśmiechnął się cwaniacko i połaskotał go lekko po brzuchu, a Młody roześmiał się głośno, rozbawiony rymowanką mężczyzny.
  - Ale tylko tym grzecznym! – zastrzegł Kaniewski i bez żadnej krępacji wdrapał się na kolana siatkarza, który sekundę później sprzedał mu pstryczka w nos.
     Rozmawiając z Piotrkiem, Mikołaj był w swoim żywiole i w końcu jakby odżył. Nowakowski opowiadał mu o swoim klubie, pracy siatkarza i o byciu sportowcem. Mikołaj z zaciekawieniem przysłuchiwał się jego słowom, co jakiś czas zadając siatkarzowi rzeczowe pytania, na które ten, z wielką cierpliwością odpowiadał. Lubił dzieci; zawsze podczas rodzinnych świąt wiódł prym wśród synów i córek swojego kuzynostwa, będąc ich ulubionym wujkiem Piotrkiem, z którym zabawy są najlepsze na świecie. Czy chciał założyć rodzinę? Oczywiście, że tak. Marzył o tym od bardzo dawna, ale niestety nie znalazł jeszcze odpowiedniej partnerki. Dziewczyny, które poznawał, nie myślały poważnie o małżeństwie, dzieciach i wspólnym kredycie na budowę domu; one chciały się bawić, brylować na imprezach w towarzystwie znanego sportowca. Dlatego już od jakiegoś czasu był sam, gdyż stwierdził, że miłość sama przyjdzie.
     Poza tym, aktualnie najwięcej czasu poświęcał na trzymanie Kosy i Zbycha w ryzach niż na zwiedzanie rzeszowskich klubów w poszukiwaniu swojej wymarzonej wybranki. Tak, oni zajmowali jego cały czas. Zawsze po jakimś nieudanym podboju miłosnym, lądowali w piotrowym mieszkaniu i balowali przez następnych kilka dni, do momentu aż w zazwyczaj świetnie zaopatrzonej lodówce Piotrka jedynymi rzeczami zostawały keczup i światełko. Ale Piotrek przyzwyczaił się do tego i gdy było już za spokojnie, zaczynał tęsknić za tego typu ekscesami i matkowaniu przyjaciołom.


  - Mikołaj! – zawołałam, starając się by mój głos brzmiał naturalnie, gdy weszłam do szpitalnej świetlicy po rozmowie z doktorem Jakubem, która była dla mnie bardzo nieprzyjemną rozmową. Dowiedziałam się z niej, że mimo tego, iż Miki czuje się dobrze, jego stan zdrowia w dalszym ciągu pogarsza się w zastraszająco szybkim tempie i niedługo dojdzie do tego, że będzie musiał wrócić na oddział onkologiczny. A dawcy szpiku jak nie było, tak nie ma…
      Jeśli nie znajdzie się on do końca tego miesiąca, czeka nas kolejna chemioterapia, która tym razem może zakończyć się tragicznie, zważywszy na wyniszczony organizm mojego synka. Byłam kompletnie załamana i po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam, co mam tak właściwie zrobić? Czułam się okropnie z tym, że moja pieprzona tkanka kostna nie nadaje się do przeszczepu i cały czas modliłam się, żeby w końcu znalazł się ten cholerny dawca, a co za tym szło, żebyśmy mogli w końcu przeprowadzić ten tak upragniony zabieg. Na razie pozostało tylko czekanie i nadzieja, że w końcu nadejdzie ten wyczekiwany przez nas dzień, w którym to mój Mikołaj będzie w pełni zdrowy.
        Omiotłam salę wzrokiem i zobaczyłam, że Młody szybko zszedł z kolan blondyna siedzącego w rogu i pociągnął go za rękę w moją stronę. Lekko oszołomiony, podążył za Mikołajem, wpatrując się we mnie z nieogarnionym wyrazem twarzy, przy okazji marszcząc zabawnie czoło. Miałam jedynie nadzieję, że Miki nie werbował jego na mojego potencjalnego narzeczonego. Sekundę później na jego ustach pojawił się ciepły uśmiech i dopiero teraz dotarło do mnie, że to właśnie ten mężczyzna stał obok tego bruneta z kawiarni. Bezwiednie rzuciłam spojrzeniem całą świetlicę, mając cichą nadzieję, że natkę się na to czekoladowe spojrzenie. Nie było go nigdzie, za co z jednej strony dziękowałam Opatrzności, wciąż mając w pamięci nasze pierwsze spotkanie i reklamę, jaką zrobił mi Mikołaj. Zresztą ten facet chyba mnie prześladował; ostatnimi czasy wszędzie go widzę. Ostatnio nawet wydawało mi się, że wieczorową porą krążył w okolicach Anielskiej. Wszędzie widziałam jego ciemne oczy, które mają taką samą barwę, jak najbardziej ukochane przeze mnie oczy i ciepły uśmiech, który potrafiłby roztopić nawet lód. Lilka, ty chyba głupiejesz na starość…
  - Mamo, to jest Piotrek – zawołał wesoło Mikołaj i uśmiechając się ciepło do swojego nowego kolegi, wskazał na wysokiego blondyna. Był niezwykle podekscytowany; przestępował z nogi na nogę, ściskając mocno dłoń mężczyzny, aż do pobielałych knykci. – Jest siatkarzem i gra w tej drużynie, co jej wujek Tomek nie lubi.
  - Dzień dobry, Piotr Nowakowski – wyciągnął ku mnie swoją dużą dłoń, którą sekundę później ścisnęłam. Jego uścisk był szybki i zdecydowany; od razu wiedziałam, że mam do czynienia z kimś, kto twardo stąpa po ziemi.  – Bardzo miło mi panią poznać.
  - Lilka. Lilka Kaniewska – odparłam, siląc się na nikły uśmiech. Nerwowo odrzuciłam swoje długie, ciemne włosy do tyłu i przejechałam po nich dłonią, starając się je chociaż odrobinę ujarzmić. – Mam nadzieję, że Mikołaj pana nie zamęczył. Bywa bardzo bezpośredni.
  - Ależ skąd! Umilił mi oczekiwanie na powrót mojego przyjaciela, Grześka – zapewnił mnie Piotr z tym swoim szelmowskim uśmiechem.
      Więc ma na imię Grzegorz. I najprawdopodobniej jest siatkarzem albo kimś z otoczenia. Zresztą ma ku temu wszelkie predyspozycje; jest wysoki, świetnie zbudowany i ma ten błysk waleczności w oku. Na pewno jest niezły w swojej profesji, daję sobie rękę uciąć. Aż dziw, że taki facet jest sam, bo przecież tak powiedział Mikołajowi. A może jest gejem? W sumie nic nie jest wykluczone. Na pewno nie w dzisiejszych czasach. Chociaż właściwie nie wygląda na geja; wręcz kipi z niego testosteron.
  - Dzięki, że mnie uprzedziłeś, Piter. Wiedziałem, że zawsze mogę na ciebie liczyć – słysząc jego głos za plecami, momentalnie zdrętwiałam. Był niski, seksowny; wręcz swoją barwą łaskotał moje uszy. – Bolało jak cholera – powoli obróciłam się i zobaczyłam, że zmierza ku nam, trzymając wacik w miejscu wewnętrznego zgięcia łokcia, krzywiąc się przy tym uroczo. Napotykając moje spojrzenie, natychmiastowo zbladł i wyglądał jakby ktoś zdrowo przygrzmocił mu patelnią w tył głowy. – O…
  - Grzesiek, oficjalnie poznaj Lilkę i jej synka, Mikołaja. Bo nieoficjalnie już chyba bardzo dobrze się znacie, prawda? – zaszczebiotał Nowakowski, zanim oboje zdążyliśmy zgromić go spojrzeniem.
___________________________
Mikołajku, nie martw się, kochanie. Jeszcze będziesz zdrowy, obiecuję.
Wszelkie pytania dotyczące mnie bądź Anielskiej możecie zadawać tutaj.
Ja osobiście trzymam kciuki za ZAKSĘ i darujcie sobie marudzenie na gadu, bo nie zmienię zdania, że to właśnie jej należy się tytuł.
Jedna z czytelniczek poprosiła mnie o udostępnienie tej oto strony. Jeśli ktoś posiada fejsbusia, może polajkować.
Najnowsze opowiadania o siatkówce, znajdziecie właśnie tam. ; )


39091085 - kontakt .

16 komentarzy:

  1. wierzę, że Mikołaj będzie zdrowy, bo na pewno nie pozwolisz zrobić mu krzywdy. trzymam też bardzo mocno kciuki za Lilę i Grzesia, ale niech się jeszcze trochę pomęczą. ;D

    widzę Cię dzisiaj na Jasnych Błoniach;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początek - piosenka. Jest świetna, jeszcze jej nie słyszałam, ale już ją ściągnęłam i tak wpadła mi w ucho, że nie przestanę jej słuchać. :)
    Nie mogę uwierzyć, że Mikołaj jest w coraz cięższym stanie. tak bardzo mi go szkoda. ale skoro piszesz, że będzie zdrowy, to tak będzie. :)
    Wujek Piotrek razem z Mikołajem (chyba) zeswatają Lilkę i Grześka.
    Aż się zdziwiłam, że Kosok nie uciekł ze szpitala. Jednak pokonał strach przed badaniami. :)
    Mikołaj bardzo martwi się o mamę i nie chce, żeby była samotna.
    Podoba mi się zachowanie i postawa doktora Jakuba. To przykładny lekarz, a nie to co u mnie w okolicy. Jeśli nie masz znajomości to możesz pomarzyć o wizycie u specjalisty. :/ Nie wspominając o braku miejsc w szpitalu. :/
    Ale mniejsza z tym. :)
    Pozdrawiam i weny życzę. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie szpik, będzie szpik! <3
    Opcja Grzesiek-gej zdecydowanie nie do przyjęcia :D
    p
    G

    OdpowiedzUsuń
  4. O jej, jaki Mikołaj jest słodki! <3 Po prostu go uwielbiam :D On musi żyć,zresztą o czym ja mówię, nie ma nawet innej opcji, przecież jest taki uroczy... Można go pokochać od samego patrzenia na niego,a teraz jeszcze Grzesiek poddał się temu badaniu.. Mikołaj zmiękczył nie tylko moje serce,myślę, że Kosoka również ujarzmi :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No normalnie się łzy mi stoją po tym rozdziale. xd Kurczę. Pomyśleć, że to tylko mały chłopiec, przed którym tyle jeszcze życia, a tu na takim etapie musi przeżywać coś takiego. Wiem, że nic mu nie zrobisz. ;D Tego to pewna nawet jestem. :D Tylko jak to się ułoży, to już nie wiem ;p Chciałabym mieć takiego synka, jak Mikołaj! ;) Coś czuję, że Kosa i Lilka umówią się ze sobą na spotkanie, dzięki Mikołajowi i Pitowi. Mam nadzieję, że dla naszego samotnego, jak na razie Nowakowskiego wynajdziesz jakąś spoko dziewczynę :D
    Piosenka, która od jakiegoś czasu gości na mej liście i którą kocham coraz bardziej i za to masz megaśnego całuska! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. matko jaki smutny rozdział:( Mikołaj to takie złote dziecko tak brutalnie potraktowane przez los:/ Oby dawca szybko się znalazł i Malec wyzdrowiał!

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Mikołaj musi walczyc, musi! Nie wolno mu się poddac, nie pozwalam na to! Jeśli zrobisz mu krzywdę, to obiecuję,że Cię znajdę a nie chciałabym robic Ci krzywdy :-) Pojawił się nam jeszcze Nowakowski, może Piotrek da Grzeskowi impuls do działania?:)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakie te wasze opowiadania są przewidywalne. Grzesiek odda szpik dla dziecka, potem się dowie, że jest jego biologicznym ojcem, zwiąże się z główną bohaterką i będą żyli dłuuuugo i szczęśliwie. Nuda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kliknij na X w prawym górnym rogu. Bez pozdrowień

      Usuń
    2. Pfff. Anonimowy (ten pierwszy).
      Jeśli ci się nie podoba, to nie czytaj. Proste, nie?

      Usuń
  9. Kurde jak mi szkoda Mikołaja, jest taki mały i bezbronny a już tyle przeszedł;( No ale mam nadzieję,że już będzie z nim coraz lepiej ;) Oczywiście gorąco kibicuję Grzesiowi i Lilce ;) Musi coś z tego być ;) Zapraszam do mnie http://mydlo--powidlo.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Bolało? Oj Grzesiu, odwagi, a niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi ;) Pomijając fakt, że juz jedno masz, ale jeszcze o tym nie wiesz ;p Jeszcze nie raz Cię zapewne zaboli. Ale będzie się opłacało ;)
    Dziękuję za udostępnienie strony ;*
    Buźki ;*
    Zakręcona ;)
    http://ona-on-siatkowka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Grzesiu, boli i będzie bolało ;p Ale niech Ci Bóg ta odwagę w dzieciach wynagrodzi ;) Mniejsza o to, że już jedno masz ;p
    Mały Mikuś jest naprawdę słodki, a do jego planu chyba dołączy się też Piter, z czego niezmiernie się cieszę;)
    Jeszcze będą tworzyć fajną rodzinkę ;)
    Dziękuję za udostępnienie stronki ;*
    buziaczki ;*
    Zakręcona :)

    http://mydlo--powidlo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Zostałaś przez nas nominowana do Liebster Award :) Uważamy, że Twój blog zasługuje na dodatkowe wyróżnienie :*
    http://mydlo--powidlo.blogspot.com/p/liebster-award.html

    PS. Zakręcona dziękuje za udostępnienie stronki ;) A Grzesiowi za odwagę niech Bóg w dzieciach wynagrodzi ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Żal mi serce ściska, kiedy za każdym razem czytam o chorym Mikołaju. :( Jest taki mały i bezbronny, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie może nic zrobić. :( Miki mnie wręcz załamuje, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, dlatego, że ma dopiero 5 lat, a w jego główce rodzą się tak poważne tematy i rozważania. Martwi się o swoją ukochaną mamę, nie chce by była sama, gdy on, nie daj Boże!, odejdzie; chłopczyk myśli o wszystkim! Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ciocia Jusia i wujek Tomek nie dadzą jego mamie tego, co może jej dać prawdziwy mężczyzna, stąd też te wszystkie próby swatania. :) Mikuś, wiem, że nie jest Ci lekko; wiem, że się boisz, ale głowa do góry! Będzie dobrze! :*
    I coś mi się wydaje, że jak z Tajemniczym Panem z kawiarni nie wyszło, to Mikołaj będzie próbował spiknąć Lilę z Pitem. :) Fajnie, że złapał z nim taki bezpośredni kontakt i mógł sobie z nim swobodnie pogadać o wszystkim i o niczym. :) No i to niespodziewane spotkanie z Grzesiem... Ciekawa jestem co z tego dalej wyniknie:)
    pozdrawiam, Patex:*

    OdpowiedzUsuń
  14. Grześ chyba chciał zrobić lepsze wrażenie na Lilce:). Wyszedł a małego mięczaka:)
    Mikołaj to przeurocze dziecko! Jestem wręcz pewna, że znajdzie męża swojej mamie:)

    OdpowiedzUsuń