czwartek, 9 maja 2013

9. Chociaż raz w życiu nie okaż się sukinsynem.


     W Anielskiej pojawiłam się kilkanaście minut po ósmej i jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tym razem nie byłam pierwsza. Ściągnęłam z siebie swój malinowy płaszcz i zawiesiłam go na stojaku, znajdującym się w kącie głównej sali. Sekundę później z zaplecza wyłoniła się Juśka, przebrana już w swój fartuszek. Nie licząc dni, kiedy to byłam z Mikołajem na badaniach i naprawdę nie mogłam pojawić się w kawiarni, nie zdarzyło się, aby moja przyjaciółka była przede mną w pracy. Jeszcze raz spojrzałam na zegarek znajdujący się nad barkiem, aby upewnić się, która jest godzina i utwierdziłam się w tym, że dochodzi dopiero kwadrans po ósmej. Justyna Skolmowska przez te niemalże dwadzieścia cztery lata swojej egzystencji twierdziła, że dla niej dzień zaczyna się po godzinie dziesiątej, a praca od dziewiątej była karą za grzechy popełnione w poprzednim życiu.
  - Cześć, kochana – podeszła do mnie i przyjacielsko musnęła mój policzek. Była niesamowicie szczęśliwa; coraz bardziej utwierdzałam się, że randki z tym całym Zibi dobrze na nią wpływają, bo przez ten krótki okres zmieniła się wręcz nie do poznania. – Miałam wczoraj zadzwonić, żeby zapytać jak poszły badania, ale pomyślałam, że oboje jesteście padnięci i jedyne, o czym marzycie, to kąpiel i łóżko. Wiadomo już coś? – położyła dłoń na moim ramieniu, a ja wzięłam głęboki oddech, jednocześnie czując, że moje oczy zachodzą łzami. – Widzę, że coś jest nie tak, Lila. Nie zapominaj, że znam cię jak nikt inny, nie licząc oczywiście Mikołajka. Bądź ze mną szczera; jest źle?
    Skinęłam bardzo powoli głową i wtedy rozkleiłam się na dobre. Justyna przygarnęła mnie do siebie i przytuliła bardzo mocno, a ja łkałam cicho w jej ramionach, czując schodzące ze mnie powietrze. To była jedna z takich chwil, kiedy mogłam pokazać, że jest mi naprawdę ciężko; chwila, kiedy bez żadnej krępacji mogłam sobie popłakać. Będąc w domu i patrząc na moje dziecko, nie mogłam pozwolić sobie chociażby na odrobinę słabości. Mikołaj nie powinien myśleć o tym, jak dużo czasu mu zostało, tylko cieszyć się każdą darowaną mu chwilą. Miał zaledwie pięć lat i jego jedynym zmartwieniem powinno być to, czy mama pozwoli mu pograć dłużej na komputerze albo czy wujek pójdzie pokopać z nim piłkę przed blokiem. Nie powinien myśleć o chorobie i tym, do czego w konsekwencji prowadziła.
  - Co teraz będzie? – zapytała, odsuwając się ode mnie. Przez zamglone oczy widziałam, że wpatruje się we mnie badawczo. Ona również przeżywała chorobę Młodego, zresztą było tak z każdym, kto znał mojego synka i wiedział, jaka jest jego historia.
  - Nie wiem. Nie mam pojęcia – wzruszyłam ramionami i wyminęłam ją, a następnie udałam się do łazienki, by poprawić makijaż.
      Nie powinnam przecież straszyć klientów rozmazanym do brody make-upem. Spojrzałam w lustro i pomyślałam, że właśnie w takich chwilach, dziękuje się Bogu za wodoodporny tusz do rzęs. Poprawiłam jedynie eyelinerem kreskę na górnej powiece i przypudrowałam lekko nos, który sekundę wcześniej wysmarkałam. Gdy wyglądałam przyzwoicie, wróciłam do sali, w której pojawili się już pierwsi klienci, pracujący w biurze architektonicznym tuż nad naszą kawiarenką. Dokładnie wiedziałam, czego będą potrzebować, jednak uprzejmie zapytałam, czym mogę służyć? Pół minuty później nalewałam już do papierowych, termicznych kubków latte i czarną kawę. Z wystudiowanym uśmiechem podziękowałam im za drobny napiwek, a następnie odprowadziłam ich wzrokiem do drzwi, życząc miłego dnia. Potem wzięłam się za krojenie ciasta i układanie go na szklanych podstawkach, znajdujących się za witryną. Wszystko robiłam automatycznie, znajdując się myślami przy moim synku, który przebywał teraz w przedszkolu i bawił się z kolegami, zapewne czując, co w tej chwili przeżywam.
      Byłam pewna, że rano wyczuł, iż coś może być nie tak, jak powinno, ale nic nie mówił, zapewne nie chcąc mnie dodatkowo martwić. Mikołaj zawsze miał zdolność do odgadywania tego, o czym w danej chwili myślę i momentami było to moim utrapieniem. Znał mnie jak nikt inny; była między nami taka tajemna więź, której nikt z zewnątrz nie był w stanie doświadczyć. To było coś znacznie więcej niż uczucie matki i dziecka.
  - Lilka, idź do domu – Juśka stanęła przede mną i chwyciła mnie za dłoń. – Tutaj z ciebie i tak dzisiaj nie będzie żadnego pożytku. Zajmę się wszystkim sama – gdy pokręciłam przecząco głową, przyjaciółka jeszcze mocniej ścisnęła moją rękę. – Przestań się zadręczać, proszę cię. Myślisz, że Mikołaj patrząc na ciebie, nie domyśli się, że coś jest nie tak, jak być powinno? Przecież on jest bardzo mądry, dużo mądrzejszy od ciebie i ode mnie razem wziętych.
  - W domu będzie jeszcze gorzej, tutaj przynajmniej czymś się zajmę – mruknęłam, ścierając okruchy ze stołu.
  - Jak chcesz, ale moim zdaniem powinnaś odpocząć – naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu, znajdującego się gdzieś w czeluściach mojej ogromnej torebki.
        Rozmówca musiał chyba być naprawdę kimś cierpliwym, bo aparat dzwonił i dzwonił, zanim w końcu dogrzebałam się do niego. Był gdzieś między kalendarzem a portfelem, zakopany pod okularami przeciwsłonecznymi i kluczami od mieszkania. Tomek miał rację mówiąc, że powinien mi uwiązać go na szyi; wtedy nie byłoby problemu z odnalezieniem tego niesfornego Samsunga.
  - Słucham? – mruknęłam, nie patrząc nawet, kto się do mnie dobija. Ktoś po drugiej stronie i tak pewnie zdążył zniecierpliwić się podczas moich poszukiwań.
  - Pani Lilianna Kaniewska? – znałam skądś ten głos, ale w żaden sposób nie mogłam sobie przypomnieć, kto jest jego właścicielem? Mruknęłam jedynie coś na potwierdzenie, że to o mnie chodzi i wyczekiwałam dalszych informacji. – Dzień dobry. Z tej strony doktor Jakub Rynkiewicz, lekarz prowadzący pani syna, Mikołaja. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale ta wiadomość nie cierpiała zwłoki i pomyślałem, że powinna pani dowiedzieć się najszybciej, jak to jest możliwe. Czy ma pani chwilkę na rozmowę? Obiecuję, że nie zajmę pani dużo czasu.
  - Tak – odparłam drżącym głosem, czując zimny pot, zalewający moje ciało.
  - Przed kilkoma minutami otrzymałem wiadomość z Rejestru Dawców Szpiku i dzwonię, by poinformować panią, że prawdopodobnie znalazł się dawca dla Mikołaja. Potrzebna jest jeszcze tylko jego zgoda i komplet badań, więc proszę na razie wstrzymać się informowaniem Mikołaja o przeszczepie. Gdy będę miał potwierdzenie od dawcy, na pewno do pani zadzwonię. Tymczasem proszę trzymać mocno kciuki, żeby się udało…



  - Oszukujesz! – Nowakowski rzucił w przyjaciela kapciem, zdenerwowany kolejnym przegranym w PESa meczem i oderwał kawałek pizzy, który następnie włożył sobie do ust i pochłonął niemalże w całości. Miał świadomość, że opychanie się czymś tak paskudnym jak pizza i to o godzinie dziesiątej rano, nie wyjdzie mu na zdrowie, ale nie mógł przecież zostawić przyjaciela w potrzebie i gdy ten napisał mu esemesa, czy reflektuje na partyjkę w PESa, przybył najszybciej jak mógł, przywożąc ze sobą placek, pachnący bazylią i pomidorami.
  - Po prostu ty nie umiesz grać, Piotrusiu. Na jakieś korki się zapisz, czy coś – Grzegorz uśmiechnął się ironicznie i rozłożył się wygodnie na kanapie, znajdującej się w centralnym puncie jego wszechstronnego salonu.
     Zaprosił do siebie Piotrka z nadzieją, że chociaż na chwilę zajmie się czymś innym, aniżeli myśleniem o Lilce i ich ostatnim spotkaniu. Od wczorajszego dnia, nic innego nie krążyło po kruczoczarnej głowie Grzegorza, oprócz tej głupiej myśli, ze poczuł coś, czego nie powinien. Co ona miała w sobie, że kompletnie stracił dla niej głowę i nie mógł skupić się na niczym innym niż przywoływaniu w głowie jej oblicza?
     Nawet dzisiaj na porannym treningu, zamiast blokować, myślał Bóg wie, o czym i nawet trener to zauważył, bo pogonił go z boiska i kazał wrócić dopiero wtedy, gdy w końcu przypomni sobie, po co właściwie przyszedł na Podpromie? To całe zauroczenie kompletnie zżerało mu mózg i zamiast zająć się czymś pożytecznym, jak na przykład blokowaniem ataków Zbyszka, myślał o delikatności dłoni Lilki albo o kolorze jej oczu. Zaczął się nawet łapać  na tym, że w każdej napotkanej dziewczynie, widział Liliannę.
  - Znowu o niej myślisz – Piter zaświergotał mu do ucha i ledwo uchylił się przed tym, jak Grzesiek się na niego zamachnął. – No co?! Przecież widać z kilometra, że ci się podoba, nie wiem, dlaczego w ogóle robisz z tego taki problem? Przecież wiesz, gdzie pracuje. Zamiast iść i zaprosić ją chociażby do kina, ty wolisz truć mi dupę i zachowywać się, co najmniej dziwnie.
  - Tee, Wujek Dobra Rada, od kiedy z ciebie taki specjalista od spraw sercowych, co? Tylko powiedz mi, dlaczego nie masz żadnej panny? – zrzucił Grzesiek, odrobinę uszczypliwym tonem, na co Nowakowski momentalnie przewrócił oczyma.
  - To, że nie mam aktualnie dziewczyny, nie świadczy o tym, że nie wiem, jak się je zdobywa – mruknął Piotr i otworzył puszkę z napojem energetyzującym. Tego akurat Kosok nie powinien mówić; przecież dokładnie wiedział, że jego ostatnia dziewczyna, Magda, poszła z innym w tango, dokładnie tydzień po tym, jak Piotr zaproponował jej żeby razem zamieszkali. Ale takie jest życie i nikt nie miał na to wpływu.
     Na szczęście niezręczną ciszę, która zapanowała między przyjaciółmi, przerwał dźwięk telefonu Grzegorza. Kosok niechętnie podniósł się z kanapy i poczłapał do kuchni, bo właśnie tam znajdował się jego aparat telefoniczny. Spojrzał na dotykowy wyświetlacz i zdziwił się, widząc obcy numer, który od kilku chwil dobijał się do niego. Przesunął palcem po prostokącie z napisem Odbierz i przyłożył słuchawkę do ucha.
  - Kosok, słucham?
  - Dzień dobry, nazywam się Inga Wolańska, jestem pracownicą rzeszowskiego oddziału Rejestru Dawców Szpiku, czy poddawał się pan badaniom, dotyczącym możliwości bycia przez pana dawcą szpiku kostnego? – pytanie zadane przez kobietę po prostu ścięło go z nóg.
 - Zgadza się – odparł i podrapał się po głowie, zastanawiając się, w jakim w ogóle celu do niego dzwonią.
  - Chciałam poinformować pana, że pański szpik został zaakceptowany i może być pan dawcą – radości w głosie kobiety nie dałoby opisać się prostymi słowami. – I to nie trzeba było szukać daleko biorcy szpiku, gdyż jest on pacjentem rzeszowskiego oddziału onkologicznego, więc przeszczep będzie można wykonać szybciej niż zwykle. Pański bliźniak genetyczny, to pięcioletni chłopiec, chorujący na białaczkę od dwóch lat. Kiedy może pan wykonać komplet badań?
  - Wie pani, to już nieaktualne. Niedługo wyjeżdżam z kraju i niestety nie będę w stanie wykonać badań. Mam nadzieję, ze znajdziecie kogoś na moje miejsce – słowa wydobywały się z jego ust, jak pociski z karabinu maszynowego. Wyłączył aparat i rzucił go bezceremonialnie na blat kuchennego stołu.
       Poczuł się, jakby ktoś przyłożył mu patelnią w tył głowy. Kompletnie nie wiedział, jak to jest możliwe, że on może być dawcą? Jak to jest możliwe, że on może komuś pomóc? Wrócił do pokoju z kamiennym wyrazem twarzy. Znowu był tym samym niedostępnym dla wszystkich Grzegorzem Kosokiem. Grzegorzem Kosokiem, nie czułym na cierpienie innych i mających wszystko, mówiąc kolokwialnie, w dupie.
  - Kto dzwonił? – Piotrek uniósł głowę i spojrzał w ciemne oczy przyjaciela. Wyglądał inaczej niż zwykle; mięśnie twarzy były lekko ściągnięte, jakby coś wyprowadziło Kosoka z równowagi.
  - Z Rejestru Dawców Szpiku – ponownie usiadł na kanapie i chwycił za leżący na stoliku dżojstik. – Podobno znalazł się mój bliźniak genetyczny i to tutaj, w Rzeszowie. To jakiś pięcioletni chłopiec, od kilku lat chorujący na białaczkę.
  - To świetnie, kiedy idziesz na badania? Musisz mieć przecież komplet – zauważył środkowy.
  - Nie wiem, czy w ogóle pójdę – odparł, wpatrując się tępo w plazmowy telewizor, powieszony na jasnej ścianie, oklejonej wzorzystą tapetą.
   - Ale jak to? – Piotrek zamrugał zdziwiony oczyma.
  - Co mnie to w ogóle obchodzi? Poszedłem tam tylko ze względu, że rejestrowała się cała drużyna i nie wypadało mi się wyłamywać – odparł Grzesiek, wstając z miejsca i ruszył kilka kroków do przodu, tym samym znajdując się teraz przy dużym oknie. Miał mętlik w głowie; po co miał w ogóle pomagać obcej osobie? Co go to obchodziło? Jemu nikt nigdy nie pomógł. Zawsze do wszystkiego musiał dojść sam. Wiedział, że po tym wiele osób będzie uważało go za skończonego dupka, ale jakoś nie bardzo się tym przejął. Jak zwykle zresztą. Grzegorz Kosok, pan i władca świata. Skończony drań, pozbawiony serca i wszelkich ludzkich odruchów.
  - Ciebie nic, ale tego chłopca, któremu mógłbyś uratować życie, bardzo – Nowakowski podążył za przyjacielem i położył mu dłoń na ramieniu. – Przemyśl to, Kosa i chociaż raz w życiu nie okaż się sukinsynem – po chwili słyszał już tylko dźwięk kroków Piotrka i trzaśnięcie zamka.
____________________________

Zawieszać czy nie zawieszać?

39091085 - kontakt . 

16 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. NIE ZAWIESZAJ!!!
    Grzesiek nie chce poddać się kolejnym badaniom?! Nie chce oddać szpiku?
    Zaraz wyjdę z siebie. nie rozumiem, dlaczego on jest taki zapatrzony w siebie. nie dostrzega, że może uratować komuś życie? Piotr dobrze mówi i lepiej byłoby dla nich wszystkich (Mikołaja, Lilki i Grześka), gdyby posłuchał przyjaciela.
    Kurczę, Lilka bardzo przeżywa chorobę synka. i nie ma się jej co dziwić, każda matka na jej miejscu zachowywałaby się tak samo.
    najzwyczajniej w świecie jest mi jej szkoda. bardzo ucieszyłam się, kiedy doktor Rynkiewicz zadzwonił do niej z dobrą wiadomością.
    piszesz świetnie, cudownie, doskonale, ekstra, rewelacyjnie, wspaniale, wyśmienicie i tak dalej... :)
    nie możesz zawiesić tego opowiadania, nawet o tym nie myśl, bo zawału dostanę.
    Anielska jest moim ulubionym opowiadaniem i nie chcę nawet słyszeć, że nie miałabyś dokończyć tej historii.
    (...) Trwam na przekór nocy dnia (...) - to opowiadanie ma trwać ;P i chyba nie znajdzie się taka osoba, która czyta Anielską i nie chciałaby poznać dalszego ciągu. :)
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zawieszaj :). Pisz dalej, bo chętnie czytam to opowiadanie.

    POng

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zawieszaj! Ani mi się waż! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kompletnie nie rozumiem tego pytania na końcu... Oczywiście, że nie zawieszać! :) Kosok to dup.ek.! Totalny! Nie zmienia to jednak faktu, że wierzę, iż zmieni zdanie. Nawet nie wyobrażam sobie,co mogła poczuć Lilka,gdy lekarz dał jej nadzieję,a co najważniejsze, jak będzie się czuć,kiedy dowie się, że Grzegorz odmówił.. Nie wiem,ale gdybym ja się dowiedziała, że pięcioletnie dziecko czeka na mój szpik,nie wahałabym się ani chwili. Jestem ciekawa, co takiego działo się w życiu środkowego szybciej, że teraz jest taki arogancki,pewny siebie, egoistyczny. Jedno,co mnie napawa optymizmem,to fakt, że potrafi myśleć o Lilce, Mikołaju,a nie tylko o sobie :)
    Jak zawsze- piosenka cudna! <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zawieszać! Ja chce wiedzieć co dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. o nie! Nie zawieszaj...ciekawość by mnie zżarła gdybym w najbliższym czasie nie dowiedziała się jak postąpi Grzesiek. Mam nadzieję, że nie okaże się kompletnym draniem i egoistą, i nawet nie wiedząc kim jest dany chłopiec zostanie dawcą. Dobrze rozumiem, że jemu nikt nie pomógł no ale przecież to zupełnie co innego...on nie był tak ciężko chory. Piotrek to jednak mądry facet i dobrze mu powiedział:) oby dało mu to do myślenia....

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. nie zawieszaj! nie nie nie! nie mogłabym wytrzymać bez wiedzy, czy Grzesiek postąpi tak jak powinien czy jak skończony sukinsyn.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nieee, proszę, nie zawieszaj :(
    Kosok jest strasznym durniem. Dobrze, że Piter jest jego "lepszą wersją" i jakkolwiek trzyma go w ryzach. Mam nadzieje, że Grześ jednak się opamięta i szybko poleci na badania. I bardzo niecierpliwie czekaj i kiedy dowiedzą się, że to szpik dla Młodego :)
    proszę, nie zawieszaj :(
    p
    G

    OdpowiedzUsuń
  10. ani się waż zawieszać! z niecierpliwoscia czekam na dalszy ciąg

    OdpowiedzUsuń
  11. Chcesz zawiesic? Ani mi się waż, nie zezwalam! Nie spodziewałam się tego,że Grzesiek okaże się takim dupkiem, skurwielem... Pieprzony egoista, który mimo,że ma okazję uratowac małemu chłopcu życie to wykręca się jakimiś pierdołami. Mam nadzieję,że Piotrek przemówi mu do rozumu.

    OdpowiedzUsuń
  12. niee zawieszaj ! Nawet nie wiesz jak ja czekam na te rozdziały ! ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. ej, no Misia! niczego nie zawieszamy, oj nie! chodź do mnie, przytulę i kryzys egzystencjalny minie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie zawieszaj,twój blog jest świetny,wpływający na emocje.Kiedy czytam twój nowy rozdział zapominam o wszystkim,jest tylko ta historia:)


    Monika

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie zawieszaj !
    Blog jest naprawdę świetny i jak zawiesisz to zabije mnie myśl : zgodzi się na przeszczep , czy się nie zgodzi ;o

    OdpowiedzUsuń
  16. Po pierwsze: piękny cover Rihanny. :) Słucham go na okrągło.:)
    Po drugie: ani mi się waż zawiesić tego bloga! Jest jedyny w swoim rodzaju, wyrażający w tak prosty sposób emocje i uczucia, ale przede wszystkim jego tematyka łapie za serce i ciągle się chce czytać więcej i więcej! :) Nie rób nam tego, bo wszystkie, jak jeden mąż, będziemy tutaj się zamartwiać o naszego ulubieńca Mikołaja.
    Po trzecie: Grzesiek, jesteś totalnym dupkiem! Jak można mieć tak zimne i obojętne serce w stosunku do choroby, życia malutkiego chłopca? Nie rozumiem... Ale już zbieraj manele i zapieprzaj migiem na badania! A nie jakieś farmazony gadasz, że wyjeżdżasz z kraju! Takiś odważny, Panie Kosok? Taki z Ciebie kozak? Pf. Liczę na to, że w szybkim tempie zmienisz zdanie i zechcesz pomóc temu dziecku. I mam oczywiście podejrzenia co do tego, że tym dzieckiem jest Mikuś. Myślę, że jakby Grzegorz się dowiedział, że to on, to zgodziłby się bez dwóch zdań... Czekam zatem na nowy rozdział, Kochana, bo już się niecierpliwię, co to dalej się będzie dziać...;)
    pozdrawiam, Patex :*

    OdpowiedzUsuń