Nacisnęłam mosiężną klamkę i weszłam do Anielskiej od
progu zatapiając się w cudownym aromacie kawy, świeżego ciasta i cynamonu.
Justyna właśnie przecierała szmatką drewniane stoliki, podśpiewując cicho pod
nosem jakąś radiową melodię. Ściągnęłam z siebie płaszcz i uśmiechnęłam się
ciepło do przyjaciółki, która bacznie mi się przyglądała. Mój brat zobowiązał
się zająć się Mikołajem, który w nocy znowu zaczął gorączkować. Jednak owa
podwyższona temperatura, była raczej spowodowana podekscytowaniem,
towarzyszącym mu od wizyty Kosoka w naszym domu, więc nie martwiłam się aż tak
bardzo, jak wczorajszego poranka. Mój syn często reagował na ekscytację właśnie
w ten sposób.
- Jak udało się rande-vous z przystojnym Grzegorzem? – rzuciła
Juśka, siadając przy barze. W jej głosie wyczułam odrobinę ironii; pewnie była
zła o to, że wczoraj wieczorem nie zadziałała nasza gorąca linia i
od razu po wyjściu Grześka, nie zdałam jej relacji. Właściwie byłam zbyt podekscytowana,
żeby o tym pamiętać, więc Skolmowska powinna mi to wybaczać. Na pełną z
wczorajszego wieczora i tak mogła liczyć, więc nic się jej nie stanie,
jeśli poczekałaby jakiś czas.
- Było… bardzo miło – odparłam jeszcze spokojnym głosem, czując
moje czerwieniące się policzki. Zaraz zacznie się przesłuchanie. Juśkę znałam
jak nikt inny i doskonale wiedziałam, dopóki nie wyciągnie ode mnie wszystkich
informacji, nie będzie sobą. Zawsze wiedziała, kiedy coś kręcę i potrafiła
podpuścić mnie tak, że nawet nie wiedziałam, kiedy wypaplałam jej dosłownie
wszystko. Tym razem jednak nie musiała uciekać się do podstępów, gdyż nie
zamierzałam przed nią niczego ukrywać i byłam w stanie opowiedzieć jej wszystko
ze szczegółami. Przecież pewnie i tak dowiedziałaby się od Zbyszka, bo on
zapewne przemagluje dokładnie Grześka. Swoją drogą, zastanawiam się, dlaczego
jeszcze nie spotkaliśmy się całą czwórką?
- To ja widzę, że było miło, ale może w końcu uchyliłabyś rąbka
tajemnicy? – już otwierałam usta, żeby to zrobić, jednak nie zdążyłam
odpowiedzieć na to pytanie, gdyż Samsung, spokojnie spoczywający do tej pory w
mojej torebce, rozdzwonił się głośno.
Uśmiechnęłam się przepraszająco do
przyjaciółki i przesunęłam palcem po dotykowej klawiaturze. Już rano wstałam z
przeczuciem, że będzie to dobry dzień, a widząc nazwisko osoby, która próbuje
się do mnie dobić, spowodowało mocniejsze bicie serca i niesamowitą ekscytację.
Czyżby w końcu nadszedł ten jakże długo wyczekiwany przez moją rodzinę dzień? Czyżby
dziś ulubiony lekarz mojego syna, będzie kazał jak najszybciej udać się na
oddział Onkologiczny w Rzeszowie z piżamką? Czy w końcu dziś nadejdzie dzień
przeszczepu?
- Dzień dobry, pani Lilianno, z tej strony doktor Jakub
Rynkiewicz. Czy ma pani chwilkę na rozmowę? – usłyszałam w słuchawce telefonu.
Był poważny, nie taki jak podczas naszej ostatniej rozmowy, gdy przez
słuchawkę, można było wyczuć ogromny uśmiech, znajdujący się na twarzy lekarza
prowadzącego mojego syna. Czułam, że doktora coś gryzie i miałam przeczucie, że
dotyczy to szpiku dla Mikołaja.
- Tak, oczywiście – odpowiedziałam, posyłając Juśce zdziwione
spojrzenie.
- Podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej, powiadomiłem
panią, że w bazie dawców komórek macierzystych, znalazł się ktoś ze szpikiem
pasującym idealnie do szpiku Mikołaja – mówił spokojnym głosem, jakby ważył
każde słowo. – Jedna z pracownic skontaktowała się z tym mężczyzną, jednakże
przeszczep będzie nie możliwy, gdyż dawca wyjeżdża – każde kolejne słowo,
wypowiadane przez Rynkiewicza, sprawiało mi ogromny ból. Bo jak to: przeszczepu
nie będzie? Przecież Mikołaj go potrzebuje do przeżycia! Przymknęłam lekko
oczy, czując jak wydobywają się z nich dwie słone krople. – Przykro mi.
Naprawdę jest mi bardzo przykro - mówił szczerze, dało się to wyczuć nawet
przez słuchawkę telefonu. - Obiecuję pani, że stanę na głowie, żeby znaleźć
dawcę…
- Dziękuję za telefon – powiedziałam cicho i wyłączyłam się.
Juśka, instynktownie wyczuwając, co się
stało, momentalnie znalazła się przy mnie i objęła mnie swoim ramieniem,
przyciągając do siebie. Nie mówiła nic; słowa tutaj były niepotrzebne i nic by
tu i tak nie pomogły. Wtuliłam głowę z zagłębienie między jej szyją i
ramieniem, rozpłakując się na dobre.
- Dzięki za podwózkę – Kosok uśmiechnął się do przyjaciela, gdy
ten zaparkował pod jego blokiem. Piotrek jedynie skinął lekko głową i posłał mu
nikły uśmiech. Wciąż miał żal do Kosy o to, że nie zamierza iść na badania, ale
dokładnie wiedział, że wszelkie próby namawiania go do tego, zakończą się
fiaskiem i wielką awanturą, po której nie będą odzywać się przez kilka
najbliższych dni, więc najzwyczajniej w świecie dał sobie z tym spokój. To nie
on, a właśnie Grzegorz, będzie musiał później uporać się z poczuciem winy,
które prędzej czy później i tak go dosięgnie.
Brunet wysiadł z samochodu i
zamiast udać się do swojego służbowego mieszkania, pierwsze kroki skierował w
stronę rzeszowskiej starówki, którą ostatnimi czasy odwiedził więcej razy niż
przez cały okres swojego pobytu w Rzeszowie. Był powinien, że ją tam zastanie,
być może będzie nawet Mikołaj, więc jeszcze bardziej ucieszył się na
nadchodzące spotkanie. Wczoraj spędzili razem naprawdę miły wieczór i dzięki
temu Grzegorz zrozumiał, że strumienie alkoholu i roznegliżowane panienki nie
są niezbędne do dobrej zabawy i wystarczyło jedynie towarzystwo rozbrykanego
pięciolatka i jego mamy, żeby poczuł się jak w niebie.
Śnieg przyjemnie szurał mu pod stopami;
chociaż nigdy nie lubił zimy, teraz biały puch wydawał mu się po prostu uroczy.
Jak milion innych rzeczy, których wcześniej nienawidził. Sam zauważył, że się
zmienił; był bardziej otwarty na świat, rzeczy, których wcześniej nie lubił, wydawały
mu się fantastyczne, a najzabawniejsze było to, że czuł się z tym dobrze. To
zakochanie chyba całkiem wyżerało mu mózg…
Przechodząc obok odruchowo spojrzał w
szklaną witrynę i jego uwagę przyciągnęła skulona postać Lilki, siedząca przy
barze, co odrobinę zaniepokoiło go. Widocznie miała jakiś problem; przecież
nigdy nie widział jej aż tak przygaszonej. Wszedł do kawiarni i od progu
odurzył go przyjemny aromat świeżo mielonej kawy. Ściągnął kurkę i tradycyjnie
już usiadł przy stoliku w rogu sali, dokładnie obserwując Lilę, która słysząc
szurnięcie krzesła, uniosła głowę i widząc, że to on, posłała mu nikły uśmiech,
który nie wyglądał nazbyt przekonująco. Ruszyła w jego stronę z papierowym
bloczkiem w dłoni i przystanęła przy stoliku.
- Na co masz ochotę? – zapytała cichym, odrobinę zachrypniętym
głosem. Kawa była nie ważna; na tę chwilę interesowało go, co sprawiło, że jest
taka smutna? Chciał po prostu ją przytulić, ale przecież nie wiedział, jakby na
to zareagowała, więc postanowił pociągnąć ją trochę za język.
- Wyglądasz jakoś inaczej – stwierdził, przyglądając się
badawczo jej twarzy. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Dzisiejszego dnia w
ogóle nie przypominała tej Lilki, którą widział chociażby wczorajszego
wieczoru, gdy uśmiech ani na chwilę nie schodził jej z twarzy; miała podkrążone
od płaczu oczy, które jakby straciły swój blask i była przeraźliwie blada.
Gdzie podziała się ta wiecznie uśmiechnięta dziewczyna, która jednym
spojrzeniem potrafiła poprawić mu humor i sprawić, że chciał być innym
człowiekiem? Gdzie ta dziewczyna, której oddał całe serce i liczył, że
nadejdzie taki dzień, w którym i ona wpuści go do swojego? – Mogę ci jakoś
pomóc?
Rozejrzała się po kawiarni, westchnęła ciężko
i odsuwając krzesło, stojące na wprost siatkarza, usiadła na nim. O dziwo, w Anielskiej nie
było takiego ruchu, jaki zwykle tutaj panował; nie licząc pana zaczytanego w Przeglądzie
sportowym, byli tutaj zupełnie sami. Złapała za
porcelanową cukierniczkę i zaczęła okręcać ją w dłoniach, jakby to miało jej
jakoś pomóc. Przyglądał jej się badawczo, zastanawiając się, co jest przyczyną
jej stanu?
- Chodzi o Mikołaja – odparła cichutkim głosem, a jej oczy
momentalnie zaszkliły się. – Wiem, że możesz mieć mi za złe, że od razu ci o
tym nie powiedziałam i masz do tego prawo. Od ponad dwóch lat choruje na
białaczkę i potrzebny jest mu przeszczep szpiku. Niedawno w rejestrze pojawił
się dawca, który był jego bliźniakiem genetycznym. Co zabawne, on również był z
Rzeszowa, więc myślałam, że już będzie po problemie i w ciągu najbliższych dni
Mikołaj przejdzie zabieg. Jednak kilka godzin temu zadzwonił do mnie lekarz
Mikołaja i poinformował mnie o tym, że ten mężczyzna się jednak nie może zostać
dawcą, gdyż wyjeżdża. Więc wszystko przepadło… – słowa z jej ust wydobywały się
jak amunicja z karabinu maszynowego, dlatego musiał skupić się, żeby przyjąć
wszystkie informacje.
W jego głowie zaczęło świtać; pięcioletni chłopiec,
Rzeszów, kilka tygodni życia… Przecież to miał być szpik dla Mikołaja! Syna,
dziewczyny, w której bezgranicznie się zakochał. Szpik, który miał uratować
życie dziecku, które tak polubił. Dlaczego był takim zadufanym w sobie egoistą,
niepotrafiącym pomóc komuś w potrzebie? Przecież Piter kilkakrotnie nalegał,
żeby w końcu poszedł na te cholerne badania, a on to tak po prostu olał… Olał
dziecko, które mogło niedługo umrzeć.
Ale przecież nie powiedziała
mu, że Miki jest chory. Przez ten cały czas nie wspominała o tym ani słowem. Może
bała się, że gdy Grzesiek dowie się o chorobie Mikołajka, zniknie bez słowa? Pewnie
kiedyś by tak zrobił, ale teraz zastanowiłby się nad tym; chyba za bardzo zależy
mu na tej brunetce i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że zapałał do
niej głębszym uczuciem. Pierwszy raz w życiu jego skamieniałe do tej pory
serce, zaczęło bić…
- Co będzie, jeśli nie dostanie tego przeszczepu? – tego
pytania obawiał się najbardziej, ale musiał je zadać, by mieć pewność.
- Umrze. W ciągu
kilku tygodni.
________________
Smutny ten rozdział. Cholernie smutny.
To ostatni rozdział, w którym informuje poprzez gg.
Od dziś wszelkie informacje na temat nowości na moim oficjalnym facebooku bądź w opisie na gadu.
ask.
39091085 - kontakt.
hahaha! Loguję się, a tutaj nowy rozdział :D I wielki smile!
OdpowiedzUsuńa coś na temat rozdziału? ;)
UsuńAle jak przeczytłam rozdział, to już nie taki smile :/
UsuńNie wiem, jak Grzesiu mógłbyć takim egoistą, ale cóż.
Pewnie sama bałabym się oddać szpik, ale troche zajmując się różnymi tego typu rzeczami to już nie boję się niczego (poza tą paskudną igłą). Właściwie to dlaczego oni mieli badania robione? Wystarczy tylko pobranie próbki śliny, a dopiero potem szczegółowe badania, no ale okay. Tak nam mówili na szkoleniach i tak my robimy zbierając potencjalnych dawców.
Bardziej chodziło mi o to, żeby swoją obecnością wzbudzili zainteresowanie, aniżeli o same badania...
UsuńOkay, okay :D
UsuńWiem, ale tak mi jakoś się życie przeplatało z opowiadaniem =)
<3
OdpowiedzUsuńWszystko co dobre szybko się kończy, tylko dlaczego aż tak szybko?
Usuńmiałam łzy w oczach, kiedy czytałam ten rozdział. widać, że doktor Rynkiewicz też bardzo polubił Mikołaja i bardzo mu zależy na tym, aby malec przeżył. a Grzesiek na reszcie przejrzał na oczy. może teraz zdecyduje się na oddanie szpiku? pff. co ja gadam?!, na pewno się zgodzi. skoro on też bardzo polubił Mikołaja i nawet pomyślał, że chciałby, żeby jego syn był taki jak on...
nawet nie mogę sobie wyobrazić, co teraz musi czuć Lilka. sama choroba dziecka dla matki jest czymś okropnym, a co dopiero świadomość, że za kilka tygodni może umrzeć.
dobrze, że też Grzesiek zrozumiał Lilkę. nie robił awantur czy coś, o to że mu wcześniej nie powiedziała. na serio to zakochanie mąci mu w głowie.
ale mam nadzieję, że się pospieszy i pójdzie do szpitala i zrobi co trzeba, żeby jak najszybciej mogło dojść do tego przeszczepu. tylko zastanawia mnie czy powie Lili, że to on jest tym bliźniakiem genetycznym...
ok, teraz już kończę, biorę paczkę chusteczek albo lepiej dwie i popłaczę sobie w koncie.
szablon na znieczulenie będzie musiał poczekać...
pozdrawiam i życzę udanych wakacji, Jaga20098 :*
Rozdział rzeczywiście smutny. Mam nadzieję że Grzesiek teraz, kiedy wie że Mikołaj jest chory natychmiast zmieni zdanie, i uratuje małego. No przecież Lilka by się załamała gdyby mu się coś stało, i raczej nie wybaczyła środkowemu że nie oddał szpiku. W końcu jakoś by się dowiedziała, że to Kosok był tym mężczyzną.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny.
Pozdrawiam :*
No,tak. Właśnie tego się obawiałam. Lilka się załamała,oby tylko nie wyczuł tego Mikołaj. Jestem przekonana, że decyzja Grzegorza w takim przypadku może być tylko jedna. Nawet,gdyby nie był to Mikołaj,i tak dobrze, że zobaczył reakcje matki,która oddałaby wszystko,by tylko jej synek przeżył. W końcu Grzegorz egoista odchodzi sobie, a w jego miejsce pojawia się zakochany facet,który mam nadzieję, pomoże dwóm najbliższym mu osobom. Nadal jestem ciekawa,kto z nich pierwszy się dowie, że to Grześ jest ojcem Mikołaja. Wolałabym gdyby Kosok,ale pewnie pierwsza zorientuje się Lilka :p Wiadomo,instynkt macierzyński :D
OdpowiedzUsuńPs. Żałuję, że nie mogę posłuchać jedynie piosenki,bo pewnie jak zawsze jest cudna :) ( prawa autorskie w Niemczech :( )
Pozdrawiam :*
Robin Thicke - Dreamworld, polecam <3
Usuńi miłych wakacji, kochana! ;-**
NARESZCIE!
OdpowiedzUsuńTeraz Grześ pobiegnie na badania i wszysko będzie ok, prawda?
Powiedz, że prawda!
G
Oby oby oby wszystko się dobrze potoczyło...
OdpowiedzUsuńTeraz musi być dobrze :)
Rozdział jak zawsze świetny :)
Powiedz, że teraz będzie już tylko lepiej. Grzesiek popędzi na te badania i pomoże Mikołajowi. Proszę Cię, niech właśnie tak będzie.
OdpowiedzUsuńLilka w końcu zebrała się na odwagę i wyznała Grześkowi całą prawdę o zdrowiu Mikołaja. Uważam, że bardzo dobrze zrobiła, bo w przeciwnym razie i ona źle by się z tym czuła, i Grześ trwałby w błogiej nieświadomości, że wszystko jest OK. Teraz, kiedy już wie, i kiedy pokojarzył ze sobą wszystkie fakty, powinien ruszyć do szpitala na badania. Powinien, ale czy to zrobi? Musi, jeśli naprawdę zależy mu na Lili, jeśli nie chce pozbawiać małego Mikusia życia. Dlaczego? Bo jest jego ostatnią deską ratunku. Grzegorzu Kosoku, bierz cztery litery w troki i ratuj młodego Kaniewskiego!
OdpowiedzUsuńGrzesiu, czas ruszyć swój seksowny tyłek i zgłosić się na badania. W sumie nie rozumiem osób, które rejestrują się jako dawcy, a później uciekają. Nie zrozumiem chyba nigdy. Grzegorz prawdopodobnie zdecyduje się na przeszczep. Jednak dlaczego dopiero wtedy, gdy okazało się, że umrzeć może dziecko, które tak bardzo pokochał. Jednak wierzę w jego przemianę. Wierzę, że jest gotowy zmienić się całkowicie dla Lilki i Mikiego. No i w końcu wierzę, że da Lilce szczęście.
OdpowiedzUsuńDodatkowo, jestem przekonana od samego początku, że to on jest ojcem Mikołaja. Być może się mylę, jednak wydaje mi się to bardzo prawdopodobne.
Szkoda mi tu Lilki. Niemal heroicznie walczy o życie synka, każdego dnia mierzy się z jego choroba, stawia jej dzielnie czoła, a tu że strony losu cios za ciosem. Mam nadzieję, że już niedługo będzie szczęśliwa. Że jej życie za sprawą Brzeska z koszmaru przemieni się w bajkę.
Pozdrawiam :)
Nominowałam cię do Liebster Award Szczegóły u mnie :)
OdpowiedzUsuńmatuchno kochana, Gusiaczku ;<
OdpowiedzUsuńsmutne rzeczy wypisujesz tu, no ;c
Nareszcie mu powiedziała. I Grzesiek-mam nadzieję, że zmienisz zdanie i wreszcie przestaniesz być takim gnojkiem. Trochę to on się zmienił. Ale nie potrafię go zrozumieć, dlaczego nie chce oddać szpiku? Pewnie, gdyby Lilka nic mu nie powiedziała, to wątpie, czy by się zgodził na oddanie szpiku. Ciekawe co teraz zrobi. Mikołaj musi żyć, to takie świetne dziecko :(
OdpowiedzUsuń