- Dzięki, stary. Nie musiałeś… - Kosok uśmiechnął się do
przyjaciela, który na jego słowa automatycznie machnął ręką.
- Wiem, że nie musiałem, ale chciałem – Bartman wyszczerzył się do
kumpla, klepiąc go przyjacielsko po ramieniu. – Przecież do treningu i odprawy
jest jeszcze sporo czasu, więc jak mógłbym zostawić cię w potrzebie, co? Nie
martw się, jak zemdlejesz na widok krwi, nic nikomu nie powiem.
- Jasne, będziesz tylko stał i kamerował wszystko, jak mniemam.
- A czy ja nazywam się Ignaczak? – przewrócił oczyma atakujący i
uśmiechnął się szeroko. Chociaż pomysł, który przed momentem podsunął mu
środkowy, był naprawdę zabawny i gdyby wcielił go w życie, mógłby wtedy
szantażować Kosę, a co!
Grzegorz mruknął coś niezrozumiałego, spojrzał
jeszcze przez szybę w samochodzie Zbigniewa i westchnął cichutko. Teraz już nie
było wyjścia; musiał tam wejść, zrobić te cholerne badania i dać Mikołajkowi
szansę na normalne życie. Podjął decyzję taką a nie inną i musiał się z tego
wywiązać. Przecież dla niego to było praktycznie nic, a Młodemu ratowało życie,
które do tej pory nie było dla niego łaskawe. Wczorajszego wieczora spędził
kilka godzin na wertowaniu informacji na temat przeszczepu szpiku kostnego i
był już odrobinę spokojniejszy. Teraz zostało tylko modlić się, żeby wszystko
poszło jak po maśle i żeby Mikołaj wyzdrowiał. Tylko to się liczyło...
Wysiedli z auta i wolnym krokiem ruszyli w
stronę szpitala, rozmawiając na temat dzisiejszego meczu z warszawską drużyną.
Oddział onkologiczny, w którym miał odebrać wszystkie potrzebne skierowania,
znajdował się w budynku C, więc aby dostać się do wejścia, musieli przejść
przez niemalże cały parking. Mijając tabliczkę z nazwą oddziały, poczuł lekkie
zdenerwowanie. A co jeśli wyniki nie pójdą po jego myśli? Co jeśli test się
pomylił i nie będzie mógł zostać dawcą? Nie, przecież to nie dorzeczne, a on
już szuka jakiejś wymówki, żeby tylko dać stąd nogę. Skarcił się w myślach,
mówiąc sobie, że wszystko będzie dobrze. Musi być. Mikołajek na to zasługuje.
Podczas wczorajszej rozmowy, Wolańska umówiła go
na wizytę u doktora Rynkiewicza, lekarza prowadzącego synka Lilki. Dzięki
pomocy pani przy recepcji, szybko znaleźli należący do niego gabinet i usiedli
na drewnianych krzesełkach przed drzwiami, wyczekując swojej wizyty. Nie byli
pierwsi; mimo, że pojawili się stosunkowo wcześnie, bo dochodziła zaledwie ósma
trzydzieści, w korytarzu znajdowało się pełno maluchów w wieku zbliżonym do
Mikołajka, i co go przerażało, większość z nich miała materiałowe chusteczki na
swoich łysych główkach, którym towarzyszyli zatroskani rodzice. Oznaczało to,
że były w trakcie lub dopiero po chemioterapii.
- Marysiu, tak nie wolno! – nim spostrzegł, na oko roczna
dziewczynka, wdrapała się na jego kolana i zarzuciła wychudzone rączki na jego
szyję, rozkosznie uśmiechając się do Kosoka. – Przepraszam pana bardzo – rzekł
najprawdopodobniej jej ojciec, próbując ściągnąć ją z kolan Kosoka, co spotkało
się z dużym oporem ze strony dziecka.
- Niech siedzi – słysząc słowa Kosy, mała ponownie uśmiechnęła się
uroczo do środkowego i zatrzepotała długimi rzęskami. – Ile masz lat,
księżniczko?
- Za dwa miesiące skończy trzy, mimo tego, że wygląda na niespełna
roczek. Od dwóch i pół roku choruje na białaczkę. Lekarze nie dają dużych szans
– na pozór silny mężczyzna, którym był tata dziewczynki, walczył teraz z
chcącymi wydobyć się z jego oczu łzami. Tragedia, którą jest choroba tak
niewinnej istoty, potrafi wstrząsnąć każdym, nawet twardzielem, który do tej
pory uważał się za człowieka bez serca. Podobnie było z Grzegorzem; dopiero
teraz poznał tak obce uczucie, jakim była bezsilność i współczucie. Dopiero
teraz zaczął inaczej patrzeć na świat. – Ale mu nie poddajemy się. Doktor
Rynkiewicz mówi, że trzeba wierzyć – zdjął dziewczynkę z kosokowych kolan i
przytulił ją mocno do siebie. - Kiedy dziecko upada, rodzic chce być pierwszy
na miejscu, by otrzepać mu kolano, a kiedy umiera na raka, musi zrobić
wszystko, żeby wygrało tę nierówną walkę. Musi stanąć na głowie, żeby tylko mu
pomóc…
Słowa mężczyzny silnie wstrząsnęły Kosokiem.
Teraz wiedział, co musiała czuć Lila przez te wszystkie lata choroby Młodego.
Wiedział, jak wiele musiała przejść w walce o swoje dziecko i podziwiał ją za
siłę i determinację. Dokładnie rozumiał, dlaczego wczorajszego popołudnia
znajdowała się w takim stanie a nie innym. Prowadziła niemalże heroiczną walkę
o życie swojego jedynego dziecka z tak bezwzględną, wyniszczającą chorobą.
Współczuł jej i modlił się w duchu, żeby wszystko poszło dobrze. Błagał Boga,
żeby te cholerne badania poszyły jak najlepiej i żeby szybko Młody dostał
szpik. W jego stanie każdy dzień był na wagę złota…
- Pan Kosok? – z letargu wyrwał go głos młodego mężczyzny, Grzegorz
skinął lekko głową, a facet w białym kitlu zaprosił go do swojego gabinetu i
wskazał miejsce przy biurku. – Nazywam się Jakub Rynkiewicz, jestem lekarzem
pacjenta, który jest pańskim bliźniakiem genetycznym. To pięcioletni chłopiec,
od dwóch lat chorujący na białaczkę…
- Wiem, kim jest. To znaczy podejrzewam, kim może być ten pacjent –
odparł Kosa, wpatrując się w oblicze zdziwionego doktora. Ta informacja powinna
być poufna; nie możliwe, żeby dowiedział się o tym od kogoś z Rejestru. – To
Mikołaj Kaniewski, prawda?
- Skąd pan ma takie informacje? – oczy Kuby były niemalże wielkości
spodków pod filiżankę.
- Znam Mikołajka i jego mamę. Kilka dni temu otrzymałem telefon w
sprawie szpiku, a wczoraj dowiedziałem się o chorobie Mikiego i po prostu
skojarzyłem fakty – przeniósł wzrok na swoje dłonie. – Ja wiem, że brzmi to jak
z tandetnego, brazylijskiego serialu, ale to prawda…
- Skoro tak… - Jakub podrapał się po brodzie. – Dlaczego wcześniej
pan się nie zgodził? Przecież mogło być już nawet po przeszczepie?
- Sam nie wiem – Grzesiek przełknął głośno ślinę. – W życiu
popełniłem wiele błędów, ale nadszedł czas, by to zmienić. By stać się innym
człowiekiem…
- To nasze miejsca? – Mikołaj wskazał dwa plastikowe siedzenia na
rzeszowskiej hali, Podpromie, a gdy skinęłam głową, usadowił się na nich
wygodnie. Znajdowały się tuż przy kwadracie dla rezerwowych, więc bardzo dobrze
mogliśmy obserwować rozgrzewających się właśnie zawodników miejscowej drużyny.
Właściwie to mój brat miał przyjść tutaj z
Mikołajem, jednakże wpadło mu zastępstwo na stacji benzynowej, więc nijak nie
mógł wyrwać się z pracy, dlatego to ja byłam zmuszona towarzyszyć Mikołajowi,
podczas jego pierwszego meczu siatkówki. Mimo tego, że miałam ogromne wyrzuty
sumienia po raz kolejny zostawiając Juśce calutką Anielską na
głowie, dałam mu się w końcu namówić i siedziałam teraz w powoli zapełniającej
się hali. Za siatkówką nigdy jakoś szczególnie nie przepadałam; w liceum na
wuefie wolałam podpierać ściany i obgadywać z Juśką naszą wredną nauczycielkę,
ale dokładnie znałam jej zasady, bo w sekcji siatkarskiej naszej szkoły,
znajdowały się najlepsze ciacha z całego Kołobrzegu i okolic, więc Juśka często
mnie tam ciągła za sobą.
- Mikołaj, cześć! – odwróciłam głowę i ujrzałam zbliżającego się do
nas Piotrka, który beztrosko odbijał żółto-niebieską piłkę. – Witaj, Lila –
zwrócił się do mnie, uśmiechając się jak zwykle czarująco.
- Cześć Piotrek – Miki o mało nie przeskoczył przez dzielące nas
banery. Piotr odrzucił piłkę w kąt sali i wziął Młodego na ręce, który swoim
śmiechem zwrócił uwagę niemalże wszystkich zebranych, a ja widząc jego radość,
nie miałam serca zwracać mu uwagi, żeby zachowywał się chociaż odrobinę ciszej.
- Piotrek, to twój syn? – zapytał ktoś z tłumu biało-czerwonych
kibiców Resovii, chyba ten mężczyzna z kapeluszem na głowie, który siedział
cztery rzędy za mną.
- Nie, chociaż chciałbym, żeby był właśnie taki. Mikołaj jest moim
najlepszym kumplem, prawda? – przybił mojej latorośli przysłowiową piątkę, a
Młody wyglądał, jakby właśnie wygrał bilet do Disneylandu.
Od razu polubił Nowakowskiego, a i mi przypadł
on do gustu. Miał w sobie coś, co sprawiało, że od momentu poznania go, miałam
przeczucie, że jest dobrym człowiekiem. Kimś, komu bez zastanowienia można
zaufać i wiadomo, że nigdy nie zawiódłby tego zaufania. Takich ludzi nie
poznaje się często; to unikaty, których spotkanie graniczy z cudem. Tak jak
teraz; to było ich zaledwie drugie spotkanie, a zachowywali się, jakby znali
się całe życie.
Ale moje myśli znajdowały się przy kimś innym.
Rozejrzałam się dookoła, by w tym tłumie zawodników znaleźć tak znajome
czekoladowe oczy. Nie było go; więc albo nie wszedł jeszcze na halę albo mnie
unikał, co było bardziej prawdopodobne. Westchnęłam cichutko, zaczesując do
tyłu swoje długie, ciemne loki, których ujarzmienie, dzisiejszego dnia
graniczyło z cudem. Mogłam się tego spodziewać; to już nie pierwszy raz, gdy
facet, dowiedziawszy się o chorobie mojego dziecka, postanawia zerwać kontakt.
Niewielu też miało odwagę, by powiedzieć mi wprost, że to ich po prostu
przerasta. Myślałam, że tym razem będzie inaczej, że w końcu znalazłam kogoś,
dla kogo to, nie będzie miało znaczenia, ale jak widać, pomyliłam się…
- Grzesiek dzisiaj nie może zagrać. Powiedział, że ma do załatwienia
jakąś mega ważną sprawę, która nie cierpiała zwłoki – powiedział Piotrek, jakby
czytając mi w myślach.
- Przecież nawet o niego nie zapytałam – odpowiedziałam odrobinę
zirytowanym głosem. Być może nie powinnam naskakiwać na Nowakowskiego, ale ta
cała sytuacja powoli zaczęła mnie przerastać. Może nie powinnam aż tak bardzo
angażować się w tą znajomość? Przecież Grzegorz niczego mi nie obiecywał; sama
uroiłam sobie coś w tej mojej chorej głowie...
- Niemniej jednak wolałem powiedzieć ci, że to nie jest tak, jakby
Kosa chciał uniknąć spotkania z tobą. Po prostu musiał załatwić coś naprawdę
ważnego – powiedział tym swoim spokojnym głosem, a ja poczułam się, jakbym
dostała patelnią w tył głowy. – A teraz wybacz; porywam na chwilę twojego syna,
chciałbym żeby poznał resztę drużyny.
I tyle ich widziałam. Cholerny Nowakowski!
_______________
Ewolucji naszej Kosinki ciąg dalszy.
Mam nadzieję, że pamiętacie, iż od niedawna wszelkie informacje na temat nowości, tylko tam?
39091085 - kontakt .
<3
OdpowiedzUsuńnie spodziewałam się, że Kosok o pomoc poprosi Zbyszka. na prawdę. Nowakowskiego albo chociażby Ignaczaka, ale nie Zbyszka. :)
Usuńale no kurczę, mógłby dać znać Lilce, że musi coś załatwić, a nie tak bez słowa uciekać.
a teraz biedna Lilka będzie sie zamartwiać, że jej fajny chłopak się przestraszył i uciekł gdzie pieprz rośnie. :(
ale z drugiej strony czasami zastanawia mnie sposób, w jaki myśli o Piotrku. w którymś poprzednim rozdziale rozbawiło mnie, że pomyślała, że Piter może być gejem. jakoś to mi się zapamiętało i czasami powraca, i tylko się z tego śmieję. :P
ale zazdroszczę Mikołajowi. już pies z tym, że Nowakowski nosi go na rękach, ale poznał całą drużynę. w sumie dobrze, że Tomkowi wypadła ta stacja benzynowa. :D
ach, piosenka jak zwykle cudowna.
pozdrawiam i weny życzę :*
rezerwuje.
OdpowiedzUsuńhmm...?
Usuńhahahaha :D Zanczy sobie miejsce już zostawiłam =) bo nie miałam czasu sklecić jakiejś wypowiedzi.
UsuńNo więc tak! Zbychu latający z kamerą za mdlejącym Kosokiem to bardzo... Ciekawa wizja!
Marysia to pewnie taki słodziak jak każde dziecko. Ale nie czarujmy się- właśnie szkraby, które zmagają się z ciężkimi chorobami stanowią niesamowicie ujmujące osoby. Trudno byłoby mi nie powstrzymać łez, kiedy musiałabym leczyć takie dziecko. Dlatego jednak nie wzięłam tej medycyny, bo tam nadają się tak naprawdę tacy ludzie jak Rynkiewicz. Muszą mieć powołanie do takiej pracy!
Nie dziwię się, że Lila zastanawia się czy Kosina nie zwiał. Jakby nie patrzeć na faceta spadło niesamowite brzemie. nie spodziewał się, że Mikołaj może być taki chory, no, ale to co my wiemy, a ona nie, to to, że jednak daje sobie chłopak rdę z tą wiadomością.
Piotrek byłby dobrym ojcem, dla Mikiego będzie wspaniałym... przyjacielem czy kimś tak innym. Noo! I zazdroszczę chłopcu możliwości poznania Pasiaków! :>
Pozdrawiam!
Popłakałam się przy tej scenie z Marysią, no naprawdę. ;(
OdpowiedzUsuńA Pitula słodki;)
Słodki Piter - to lubię! :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewała się, że Kosa poprosi o pomoc Zbyszka. Igłę czy Pita - tak.
Urzekła mnie scena z Marysią, miałam łzy w oczach. ;(
Pozdrawiam!
Grześ - mistrz :) Pit mistrz też! A nawet Bartman zaplusował w tym odcinku :D Nie rozpieszczaj nas tak, bo potem będziesz musiała "odsłodzić" i wszystko się posypie :D
OdpowiedzUsuńp
G
PS. popieram. Scena z Marysią jest naprawdę mocna.
Bardzo mnie cieszy postawa Kosoka,w końcu jest czyn,który jest godny prawdziwego mężczyzny,a w tym przypadku i ojca :) Mam nadzieję, że Grzesiek porozmawia z Lilką, bo na razie faktycznie wygląda tak,jakby jej unikał.Nie mniej jednak,oddanie szpiku jest ważniejsze,i wiem, że jak Lila się o tym dowie,będzie mu wdzięczna. Może nie będzie tak samo kolorowo jak odkryje prawdę,kto jest ojcem jej synka,ale w tym przypadku,to właśnie on uratować ma życie dziecku,które z całą pewnością ona kocha ponad wszystko... Mam tylko nadzieję, że to wszystko nie jest za późno, a, że wiem, iż osobiście uwielbiasz Mikołaja,to działania Grześka przyniosą efekt :)
OdpowiedzUsuńPs. Muzyka jak zawsze-IDEALNA! <3 + Wciąż zazdroszczę Ci, że będziesz na meczach Chemika... :)
Pozdrawiam :*
Bardzo się cieszę, że Grzesiek postanowił się zmienić i oddać szpik dla Mikiego. A przy scenie z Marysią, to mi się ryczeć chciało. Co takiego zrobiły te małe dzieci, że Bóg ich tak ukarał. To niesprawiedliwe. A dzisiaj czytałam, że pewien chłopczyk umarł. Jego rodzicie wzięli specjalnie ślub w tym roku, żeby mógł być przy tym. Niestety, po 2dniach od ślubu mały zmarł :( szkoda takich dzieci. Oby tylko przeszczep się udał. I dobrze, że Piter powiedział Lilce o Kosie.
OdpowiedzUsuńKocham kocham kocham <3
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest po prostu <3
Nie jakieś flaki z olejem, żadne mdłe historyjki tylko napisane perfekcyjnie, w świeżym stylu.
Uwielbiam Cię Agg! :*
Pisz jak najwięcej, oby Cię nigdy wena nie opuściła :)
Bo się zarumienię *____*
UsuńAle straaaaaasznie dziękuję za takie słowa!
Buziak ;-*
megamegamega.
OdpowiedzUsuń<3
Muszę przyznać ,że to opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu.. :) widzę początki na znakomite pisarki. dodam ,że mnie niełatwo zadowolić ,a Wam się jak najbardziej to udało. jestem pod wielkim wrażeniem. Jest kochany Grześ ,który jakimś cudem zmądrzał i Lila ,która jest bardzo fajnie wykreowaną postacią. Już zaraz dodaje do obserwowanych. :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny ;)
Pozdrawiam cieplutko ;*
Bardzo cieszę się, że moja twórczość znalazła kolejnego czytelnika. Mam nadzieję, że sprostam wymaganiom i moje gnioty nadal będą sprawiały przyjemność.
UsuńPozdrawiam ; )
Grzesiek zmienia się na lepsze i to mi się podoba;) Mam nadzieję,że po zrobieniu badań okaże się,że będzie mógł być dawcą dla Mikołaja;)
OdpowiedzUsuńKosa ewoluuje i nagłówek też. Fajno fajno :) Wiadomo że każdy ma w sobie jakieśtam pokłady człowieczeństwa. Trzeba je po prostu znaleźć :)
OdpowiedzUsuńGrzesiu, Grzesiu - chce iść, ale gdzieś tam w myślach szuka taniej wymówki, by jednak pospiesznie uciec ze szpitala. Dobrze, że Bartman pojechał z nim i miał go pod swoim czujnym okiem, żeby czasem nie wywinął jakiegoś głupstwa.:) Myślę, że widok tych wszystkich chorych dzieci przed gabinetem (a w szczególności tej malutkiej, która wdrapała mu się na kolana) spowodowały, że Grześ jeszcze bardziej się zdeterminował i zmotywował do wykonania badań. Teraz liczy się każda chwila. Trzymam zatem kciuki za wyniki badań! :)
OdpowiedzUsuńLilka, a Ty się tak nie zamartwiaj! :) Jeszcze się zdziwisz, jak poznasz prawdziwy powód nieobecności Grześka na meczu. :) Wtedy na pewno nie będziesz mogła powiedzieć, że on nie chce Ciebie znać. :)
Już od pierwszego spotkania Mikusia z Piotrkiem czułam, że złapią ze sobą super kontakt i nie myliłam się. Pomimo różnicy wieku, jaka ich dzieli, oni dogadują się jak najlepsi kumple, jak rówieśnicy. To miłe ze strony Nowakowskiego, że tak 'zajmuje' się Mikołajem, że poświęca mu swój czas, chce poznać ze wszytskimi zawodnikami Resovii i pokazać wszystkie zakamarki Podpromia. :) Dla Kaniewskiego to na pewno wielkie przeżycie, ale też i frajda. :)
Poza tym... Wiem, że już to kiedyś pisałam, ale powiem kolejny raz: kocham Twoją 'anielską'. <3 <3 <3
Pozdrawiam i całuję :*
Patex.
Ja pierdole . Ale ty zajebiśćie piszesz . KOcham to poprostu ! <3 i love you ;*
OdpowiedzUsuńWróciłam sobie w końcu i mogę napawać się Anielską *.*
OdpowiedzUsuńW końcu! W końcu Grzegorz dojrzał. W końcu zachowuje się jak na mężczyznę przystało i zaczyna brać odpowiedzialność za swoje czyny. ;) Jestem z niego dumna i cieszę się też, że nie zwlekał z podjęciem decyzji. Trochę nie fajnie, że tak uciekł z tym głupim tekstem, bo wtedy kobieta myśli wszystko, ale nie to, co powinna :P Mimo wszystko wszystko w dobrej wierze! :D
Mam nadzieję, że z przeszczepem wszystko się uda i mały Mikołaj będzie mógł żyć bez tego bagażu. Inaczej to ja do tego Szczecina zawitam i skopię, no skopię! ;)
Kurczę Piotrek jest taki fajny tutaj, że nie mogę normalnie *.*
Wiesz co? Daaawnoo nie pisałyśmy i bardzo chciałabym to zmienić, więc dawaj znać, jak Cię złapać i w końcu popiszemy, bo się stęskniłam! ;*
Ściskam mocno, Happiness ;*