- Tak ci powiedział? Skubany... – mruknęła Juśka znad ogromnej
lampki czerwonego wina, po czym rozłożyła się wygodnie na skórzanej kanapie,
stojącej w centralnym punkcie mojego salonu, zarzucając swoje długachne nogi na
zagłówek.
Mikołaj na szczęście już spał; wieczór
spędzony na Podpromiu okropnie go wymęczył i nawet darował sobie wieczorne
czytanie do poduszki, od razu po kąpieli grzecznie wędrując do swojego łóżeczka
i odpływając w ramionach Morfeusza. Piotrek zapewnił mu wiele atrakcji i
niemalże siłą musiałam wyciągać go z auta Nowakowskiego, który wspaniałomyślnie
podwiózł nas pod dom, czego za wszelką cenę chciałam uniknąć. Niestety, MVP
dzisiejszego spotkania, to również strasznie uparta osoba, czego miałam okazję
doświadczyć w niedalekiej przeszłości. A niby taki niepozorny i cichutki
Piotruś. Strach pomyśleć, co wywinie przy kolejnym naszym spotkaniu?
- Dokładnie. Tak czy inaczej, stwierdził, że Grzesiek w żadnym
wypadku mnie nie unika i to naprawdę była sytuacja awaryjna. Ale przecież gdyby
tak było, napisałby chociaż jednego, głupiego esemesa, nie uważasz? – chwyciłam
miseczkę z chrupkami serowymi i wrzuciłam kilka do ust, rozkoszując się ich
słonym smakiem i mając gdzieś, że pochłaniane właśnie kalorie, mogą odcisnąć
swoje piętno na moim i tak za dużym tyłku. Chyba powinnam zapisać się na jakiś
fitness, bo w spadku po kończącej się zimie, zostały mi trzy okropne kilogramy.
- To jest facet, tego nie zrozumiesz – wzruszyła lekko
ramionami, wzdychając przy tym ciężko. – Tak samo jak Zibi. Czasami jest taki
cudowny i kochany, można by rzec - do rany przyłóż!, ale potrafi zniknąć bez
słowa na kilka dni i szukaj wiatru w polu. Nie odbiera telefonu, nie odpowiada
na esemesy, a nachodzić go przecież nie będę. Nie jestem jakąś psychopatką –
kiwnęłam głową, chociaż nie miałam pewności co do słuszności jej słów. - Ci
siatkarze to są chyba jacyś wypaczeni, no naprawdę. Jedynie ten cały Piter
wydaje się w miarę normalny…
Pokiwałam głową i westchnęłam cichutko,
patrząc na uginający się od tuczących przekąsek stolik. Asortyment, z którym
Justyna pojawiła się w moim mieszkaniu, świadczył o tym, że czeka nas naprawdę
długa noc, jak za czasów liceum, kiedy to musiałyśmy obgadać wszystkich
chłopaków z III B. Właściwie odkąd w moim życiu pojawił się Kosok, a ona na
poważnie zaczęła spotykać się z Zibim, kompletnie nie miałyśmy dla siebie czasu
i takie spotkania, jak dzisiejsze, w ogóle już nie zdarzały się. Właściwie
nasze rozmowy ograniczały się do zamienienia kilku słów w Anielskiej,
dotyczących głównie zamówienia w nowej cukierni albo kończących się
filtrów do ekspresu. A brakowało mi tego. Tak cholernie brakowało.
Juśka zawsze była dla mnie kimś, komu mogłam powiedzieć dosłownie wszystko;
nigdy mnie nie potępiła i zawsze stała za mną murem. Właściwie gdyby nie ona,
nie wiem, co by się ze mną stało? To ona sprzedawała mi mocnego kopa w tyłek,
gdy chciałam zniszczyć sobie życie. Juśka była moim Aniołem Stróżem, byłam tego
pewna…
- Ten twój Kosok to trochę wywijał, wiesz? – uniosłam brew i
spojrzałam pytająco na przyjaciółkę. – Chodzi mi o to, że grzeczny to on nie
był. Prowadził coś jakby marynarski tryb życia; w każdym porcie inna dziewczyna
– doprecyzowała myśl.
- Nie interesuje mnie, co robił wcześniej. Ja przecież też nie byłam
święta, a dowód tego śpi w pokoju obok – wymruczałam, opróżniając lampkę z
alkoholem. Nie miałam prawa oceniać go, zważywszy na to, iż sama nie byłam
wzorem wszelkich cnót. Oczywiście, po urodzeniu Mikołajka, przestałam
imprezować tak intensywnie, jak wcześniej i zmieniłam się o 360°, skupiając się
przede wszystkim na moim dziecku, pracy i edukacji, ale nie zapomniałam o
tym, jaką osobą byłam kiedyś. – Rozpoczęliśmy wszystko od nowej, czystej
karty, więc nie mam zamiaru rozliczać go z przeszłości, której przecież nie
byłam częścią - zresztą teraz to chyba i tak nic z tego nie będzie, skoro na
wieść o chorobie Mikołaja, mimo zapewnień Piotrka, zareagował tak, a nie
inaczej. Muszę chyba poczekać aż ochłonie… Jeśli będzie chciał to ciągnąć, dam
mu tyle czasu, ile będzie tylko potrzebował. Jeśli się nie odezwie – widocznie
nie był wart mojej uwagi. Chociaż musiałam przyznać, że akurat ta myśl,
odrobinę mnie przerażała, bo zaczęłam do niego czuć coś, co w przypadku
odrzucenia, sprawiłoby mi naprawdę dużo bólu.
Nie chciałam, żeby Grzegorz tak bez
słowa zniknął z naszego życia. Chyba za szybko oboje się do niego
przyzwyczailiśmy i wpuściliśmy go do hermetycznie zmkniętego naszego świata.
Doskonale widziałam zawód na twarzy Mikołaja, gdy Piotrek powiedział, że Kosok
dzisiaj się z nami nie spotka. Właściwie to Młody od rana nie mówił o niczym
innym, jak tylko o Grześku, który był dla niego większym bohaterem niż
Supermen, Spiderman i Batman razem wzięci. Wiedziałam, że właśnie o takim ojcu
marzył przez całe swoje życie.
- Niby tak… - zamyśliła się na sekundę, przegryzając swoją
dolną, muśniętą jasnoróżową szminką, wargę. – Podoba mi się twoje podejście do
tej sprawy, naprawdę. Chciałabym mieć takie samo, ale ciekawość za bardzo mnie
zżera i przy każdej możliwej okazji wypytuję Zbyszka o te jego byłe panienki.
Trochę się wkurza, no ale potem on mi o nich opowiada, a ja wściekam się, że
było ich aż tyle…
- Błędne koło – mruknęłam, nalewając do opustoszałych już
kieliszków wina. – Może powinnaś odciąć się od przeszłości? I nie wściekaj się
na Zibiego, że prowadził hulaszczy tryb życia; to naprawdę fajny chłopak i
uważam, że powinniście skupić się na waszym wspólnym życiu i tym, co jest
teraz. Zresztą, ty też nie byłaś święta, więc nie wymagaj od każdego nowo poznanego
faceta życia w celibacie.
Uśmiechnęła się i pokiwała powili
głową, przyznając tym samym mi rację. Obecność Skolmowskiej w moim domu, dała
mi ogromny komfort psychiczny i pozwolił na chwilę odciąć się od tego, co
zajmował moją głowę od kilkudziesięciu godzin. Potrzebowałam tej rozmowy; w
końcu mogłam skupić się na czymś innym niż myśleniu o braku szpiku dla mojego
synka. Jednak w dalszym ciągu było to gdzieś w mojej podświadomości, sprawiając
mi tym samym ogromny ból, jednakże nie mogłam pokazać tego przed Mikołajem.
Byłam kompletnie bezsilna w walce z tym paskudnym raczyskiem, ale miłość do
mojego malca była ogromnym motywatorem do codziennego wstawania i modlenia się
o cud…
Cud, który wprowadziłby światło w naszym życiu.
- Ale jak to: byłeś na badaniach i nic mi o tym nie powiedziałeś?! –
środkowy aż podskoczył na kanapie, a jego jasne oczy miały wielkość
pięciozłotówek. Kosok przez moment pomyślał, że jego przyjaciel wygląda
naprawdę idiotycznie, ale zachował tą uwagę dla siebie. Strach pomyśleć, co z
jego twarzą zrobiłby i tak już dostatecznie roztrzęsiony Nowakowski. – Stary,
latałem za tobą ponad tydzień, żebyś w końcu ruszył dupę i poszedł na te
cholerne badania, a kiedy już straciłem na to nadzieję, ty tak po prostu
oświadczasz mi, że jesteś już po większości? Czy ty masz jakieś problemy
psychiczne?!
- Widzisz, Zibi? I właśnie dlatego nie chciałem go brać ze sobą –
Kosok postawił przed kumplami ośmiopak piwa i otworzy paczkę ostrych chipsów,
wrzucając kilka do jamy ustnej. – Wiedziałem, że zacznie jęczeć i snuć te swoje
mongolskie teorie, jak to nie musiał mnie naganiać. A tak poza tym, to
powinieneś cieszyć się, że się zmieniam, bo to właśnie ty zawsze narzekałeś na
moje dawne życie – wytknął mu, odrobinę oskarżycielskim tonem.
- Oczywiście, że cieszę się z tej twojej przemiany – prychnął
Nowakowski i przeczesał palcami swoje włosy. – Tylko to nie ty musiałeś dzisiaj
ściemniać Lilce, która swoją drogą i tak nie wyglądała na do końca przekonaną,
co do tego, czy faktycznie mówię prawdę. Poza tym na twoim miejscu, to bym do
niej zadzwonił. Chyba jest na ciebie nieźle wkurwiona, mówiąc
kolokwialnie.
No tak, Lilka… Cały czas próbował wyprzeć ze
swojej świadomości ich ostatnie spotkanie i to jak bez słowa zostawił ją w Anielskiej, zachowując
się jak tchórz. Westchnął cicho, próbując ułożyć sobie w głowie, co właściwie
miałby jej powiedzieć? Przecież informację o przekazaniu szpiku synkowi
Lilianny postanowił zostawić tylko i wyłącznie dla siebie, nawet Zbyszek i
Piotrek nie mieli poznać prawdy dla kogo właściwie jest ten szpik. Był również
pewien, że Lila i Mikołaj nigdy nie dowiedzą się o tym, że to właśnie Grzegorz
jest dawcą, bo niby skąd mieliby to wiedzieć? Rynkiewicza obowiązywała przecież
tajemnica lekarska, a nikt z otoczenia przecież nie wiedział, że chodzi właśnie
o młodego Kaniewskiego. Na oddziale onkologicznym rzeszowskiego szpitala, leży
przecież wielu pacjentów, Mikołaj nie jest jedynym potrzebującym pomocy.
Mimo tego, że przez jego głowę raz na
jakiś czas przebiegła myśl, że powinien powiedzieć Lili, że to właśnie on
będzie dawcą, jednakże za każdym razem szybko odpędzał ją od siebie. Wtedy
mogłaby pomyśleć, że spotykając się z nim, musi spłacić dług wobec niego, a
tego nie chciałby za nic w świecie. Zależało mu na związku opartym przede
wszystkim na miłości, a nie poczuciu obowiązku. Pierwsze, czego nie chciał, to
zmuszać do czegokolwiek. Sam zachodził w głowie, jakim cudem potrafił zmienić
się do tego stopnia? Przecież jeszcze kilka tygodni temu był egoistyczną
świnią, która dbała przede wszystkim o swój interes, nie zważając na to, czy
kogoś przy tym krzywdzi; teraz szczęście dwóch istot, które pojawiły się
przypadkiem w jego życiu, było dla niego najważniejsze. Uśmiechnął się do
siebie, czując przyjemne ciepło rozlewające się po jego ciele. Pojawiało się
ono zawsze, gdy tylko pomyślał o Kaniewskich i wszystkich chwilach, które
spędził z nimi.
Właściwie to powinien podziękować
Zbyszkowi za to, że kazał poleźć mu wtedy do tej kawiarni, bo gdyby tego nie
zrobił, w życiu nie poznałby Lilki i Mikołaja. Nie poznałby osób, które w tak
krótkim czasie zawładnęły jego życiem i sprawiły, że w kimś takim, jak w
Grzegorz Kosok, pojawiły się ludzkie uczucia i bezinteresowne odruchy. Dojrzał
w niewyobrażalnie szybkim tempie, ciesząc się z zachodzących w nim zmian i miał
ogromną nadzieję, że to nie jest jakaś chwilowa fanaberia, tylko coś stałego.
- Nie myślałem, że nadejdzie taki dzień, w którym z całą
pewnością będę mógł stwierdzić, że najbardziej zatwardziały kawaler na świecie,
zakochał się – rzekł poważnym tonem Bartman, otwierając puszkę z zimnym piwem.
– Stary, ta Lilka to chyba jakaś czarownica jest, że sprawiła, iż nasz zacny
przyjaciel w końcu ogarnął system – zwrócił się do Nowakowskiego, który pokiwał
głową, w dalszym ciągu nie dowierzając temu, czego dowiedział się przed kilkoma
minutami.
- Jednak cuda się zdarzają – przytaknął Grzegorz, uśmiechając
się do kumpli.
_____________________
No, to mamy nowość.
Lubię takiego Kosinkę; uczuciowego, kochanego i do schrupania. Awww!
Co do wypowiedzi szanownego pana Bartosza Kurka: zjedz Snickersa, bo od tego Monte nabawiłeś się niestrawności i bredzisz głupoty. Chyba nasza gwiazdeczka za bardzo obrosła w piórka.
39091085 - kontakt .
ja chcę być pierwsza! :D
OdpowiedzUsuńoj, mam nadzieję, że Grzesiek w końcu da znać Lilce, że wcale nie przestraszył się choroby Mikiego i nie chciał uciekać od jego mamy. ale zgadzam się w Grześkiem, że nie powinien mówić, że będzie dawcą szpiku dla Mikołaja. :)
UsuńA Lili z Juśką urządziły sobie babski wieczór i ploteczki. :P ale tak na poważnie to dobrze, że sobie tak pogadały, bo zaganiane tymi siatkarzami zupełnie czasu dla siebie nie miały. :)
ach, podziwiam Lilkę. to wielka sztuka akceptować przeszłość Grześka. no w sumie on też nie była święta, ale to i tak duże poświęcenie. :)
pozdrawiam, Jaga20098 :*
Coś w tym jest. Taaak takie wydanie Kosy zdecydowanie mi się podoba. Chociaż jego to bezpowrotnie skrzywdziła mi perwersją Caro xD
OdpowiedzUsuńNie wiem, nie czytałam.;)
UsuńNiemniej jednak, biedna Kosina.;)
oj tam! dwa skoki w bok z Tośką nic nie znaczą! po za tym za pierwszym razem jeśli dobrze pamiętam, to Grześ był załamany po zerwaniu z dziewczyną a drugim razem tylko sprawdzał Tośkę. :P
UsuńŚwietny . Teraz tylkoczekać , aż będą razem :D . Aaaaa no i mi też taki Kosa odpowiada :D .
OdpowiedzUsuńA kto nie lubi takiej Kosinki :D
OdpowiedzUsuńGrzegorz jest teraz faktycznie wspaniały i kochany :) Ale właśnie takiego go lubię najbardziej,i taki mi pasuje :) W końcu jest ojcem, nawet jak tego nie wie :P Mikołaj i Lila mogą czuć się szczęśliwcami,chociaż nie mają o niczym pojęcia. Jednak wiem,że niedługo będzie już po wszystkim :) Oby tylko szpik się przyjął,i Mikołaj wyzdrowiał,bo to jest tak na prawdę najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze muzyka świetna:*
+Co do Kurka,uważam tak samo:D Ale ma swoją idealną Panią,i mu wszystko jedno :D
Pozdrawiam :*
Dokładnie! Jakoś nigdy za nim nie przepadałam i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że raczej to się nie zmieni. Buziak! ;-*
UsuńGrzechu jest wspaniały, to fakt :)
OdpowiedzUsuńTak bardzo czekam, aż Lilka się dowie, ze to jego szpik, że już nie mogę wytrzymać :)
p
G
Polecam więc meliskę;)
UsuńŚwietny rozdział!! ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Lilka się dowie, że to Grzegorz jest dawcą. Czekam na rozwój sytuacji ;-)
Pozdrawiam. ^^
Taki Kosok jest o wiele lepszy :) Odezwał się w nim człowiek. W końcu!
OdpowiedzUsuńAle z drugiej strony... powinien wyjaśnić osobiście wszystko Lilce. Dziewczyna musi mieć niezły mętlik w głowie :P
buźki ;*
Zakręcona ;)
Fajnie, że Grzesiek się zmienia na dobre. A Lilce przydałoby się więcej takich spotkań z przyjaciółką, bo to jednak coś. I też uwielbiam takiego Kosoka, słodziak mrr :D a co do Kurka, to co coś o kibicach gadał nie? Nie czytałam z nim tego wywiadu, ale tak szczerze mówiąc, to Kurkowi chyba faktycznie sodówka już uderza. Wkurzają mnie 'fanki', które się nim zachwycają. Co one w nim widzą?
OdpowiedzUsuńMnie też to zastanawia, ale cóż... Kto normalny zrozumie hotki?
UsuńPozdrawiam;)
Jeny, jaki ten Grześ fajny jest! <3
OdpowiedzUsuńoddaj mi Go, co? <33
Oby G. się nie zmienił ;) i wszystko się dobrze skończyło.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
A.
Ojjoj, a ja tu mam zaległości! Ale już wszystko nadrabiam. :)
OdpowiedzUsuńWreszcie nadszedł taki czas, że Lilka może jak za dawnych lat odpocząć w towarzystwie Juśki, napić się z nią wina i rozmawiać na wszelkie dręczące ją tematy. Mieć taką przyjaciółkę to prawdziwy skarb! :)
Ha, chciałabym widzieć to zdziwienie Pitta, kiedy Grzesiek oznajmił im, że jednak był na badaniach! Zaskoczył ich totalnie, wprawiając w niemałe zaskoczenie, ale cieszę się, że to zrobił. Teraz niech tylko Lilka czeka na telefon! :)
całuję:*