- Mikołaj, dlaczego nie jesz? Coś cię boli? – kucnęłam przed
synkiem, a on pokręcił główką, wpatrując się w swoje ulubione kapcie-auta,
które już ledwo mieściły się na jego rosnących w zastraszająco szybkim tempie
stópkach.
Głowa pękała mi od nadmiaru wina, które spożyliśmy
wczoraj z Juśką, ale całe szczęście, lek bogów, powszechnie zwany podwójną
dawką Aspiryny, zaczął już działać i daję sobie rękę uciąć, że za kilkanaście
minut, ból przejdzie mi całkowicie i będę już zdolna do normalnego
egzystowania. Juśka wyparowała z mojego mieszkania kilka minut po godzinie
siódmej, twierdząc, że ma do załatwienia niezwykle ważną sprawę. Pewnie
związana była ona z przystojnym Zbigniewem, ale gdy zapytałam, czy chodzi o
niego, zbyła mnie jakimś pokrętnym stwierdzeniem, że musi załatwić jakąś
niecierpiącą zwłoki sprawę. Nie wnikałam jednak; to była tylko i wyłącznie jej
sprawa. Natomiast ważne dla mnie było, żeby po południu dotarła do Anielskiej.
- Nie jestem głodny – wymruczał, nawet na mnie nie patrząc.
Wiedziałam, że coś go gryzie, ale nie wie jak o to
zapytać? Westchnęłam cicho i chwytając go za rączki, zmusiłam do popatrzenia na
mnie. Przeczuwałam, że związane jest to z Grześkiem, bo co innego mogłoby tak
na niego działać? Doskonale wiedziałam, jak wyczekiwał spotkania z Kosokiem i
jakie rozczarowanie niosła ze sobą informacja na temat tego, że jednak go nie
spotkamy. Co prawda, Piotrek dzielnie sprawował się w roli przewodnika po
Podpromiu, a Mikołaj był nim jak zwykle oczarowany, dało się jednak odczuć, że
chciałby, aby znajdował się tam i Grzegorz.
- No, powiedz – zachęciłam go, głaszcząc kciukiem wierzch jego
rączki.
- On nas już nie chce, prawda? – zapytał, łamiącym się głosikiem i z
wielkim wysiłkiem wbił swoje czekoladowe spojrzenie w moje oczy. Jego oczka,
zazwyczaj wesołe, wpatrywały się we mnie z wielkim
smutkiem. – On wie, że jestem chory i nie będzie do nas już przychodził.
Słyszałem, o czym rozmawiałaś przedwczoraj z wujkiem Tomkiem – przeraziłam się.
Zimny pot oblał moje plecy, a ciałem wstrząsnął
okropny dreszcz przerażenia. Przecież podczas tej rozmowy, powiedziałam bratu o
telefonie od doktora Rynkiewicza, o którym Mikołajek miał przecież nigdy się
nie dowiedzieć. Nie chciałam sprawiać mu okropnego zawodu, jakim mogłoby okazać
się niemożność oddania szpiku przed długo wyczekiwanego przez nas dawcę i tym
samym zabranie mu nadziei na nowe życie. Poza tym, Mikołaj nie powinien
denerwować się, bo może to znacznie pogorszyć stan jego zdrowia. Mój synek należał
do niezwykle wrażliwych osób i każdą rzecz, nawet najmniejszą błahostkę, bardzo
silnie przeżywał. A to mogło zadziałać na niego destrukcyjnie...
- Co słyszałeś? – wydukałam, czując rosnące ciśnienie.
- Że spanikował, jak powiedziałaś mu o mojej chorobie. Wczoraj na
hali zresztą też go nie było – westchnął ciężko. – Myślałem, że w końcu
spotkaliśmy kogoś, kto będzie z nami już zawsze. Myślałem, że skoro mnie
polubił i nie przeszkadza mu to, że mnie masz, to niedługo zamieszka z nami i
będę mógł pokazać kolegom z klasy, jakiego mam fajnego ojczyma. Szkoda, że
wyszło jak zwykle. Tak sobie myślę, że może lepiej byłoby, gdybyś oddała mnie
do Domu dziecka albo żebym w końcu umarł. Mogłabyś w końcu
ułożyć sobie życie i w końcu być szczęśliwa - wysyczał z niesamowitą złością i
nawet nie spojrzał w moje oczy.
- Mikołaj, nie pozwalam ci tak mówić! Nigdy nie waż się tego
powtarzać! Kocham cię najbardziej na świecie i chcę żebyś wiedział, że już
zawsze tak będzie. Nie po to walczyłam o ciebie z twoimi dziadkami, chorobą i
całym światem, żebyś teraz się poddał – złapałam go za ramiona i przyciągnęłam
mocno do siebie, a on, wtuliwszy się w moje ramiona, zaczął cichutko łkać.
Skąd w głowie pięcioletniego dziecka pojawiają się
takie myśli? Przecież jego jedynym zmartwieniem powinno być to, czy do
przedszkola może wziąć jedną zabawkę czy dwie albo czy może iść pobawić się z
kolegami na podwórko? Takie dziecko w żadnym wypadku nie powinno myśleć o tak
poważnych rzeczach. Ale mój syn był znacznie dojrzalszy niż jego rówieśnicy i
powinnam już się do tego przyzwyczaić. Powinnam wiedzieć, że Mikołaj na świat
parzy nieco inaczej; czasami bardziej doroślej niż ja. Miałam w domu
małego-dorosłego, który z każdym dniem zadziwiał mnie coraz bardziej
i momentami jego inteligencja mnie przerażała.
- Powinnaś mieć inne dziecko. Zdrowe! - wyrzucił z siebie ze
złością.
- Nie chcę mieć innego dziecka - powiedziałam powoli, wpatrując się
w jego oczka. - Obiecuję ci, że będziesz zdrowy. Obiecuję ci, że razem pokonamy
to paskudne choróbsko i będziemy jeszcze szczęśliwi.
Obiecuję. I dotrzymam słowa, chociażby miałam
zaprzedać duszę diabłu. Dla Mikołaja.
- Przyjechałem tak szybko, jak tylko mogłem. Niestety, mam pracę
taką a nie inną, że w czasie treningu, nie mogę wyjść od tak sobie -
powiedział, opadając na krzesło na wprost doktora Rynkiewicza. Zdziwił go jego
poranny telefon, a raczej wiadomość, jaką zostawił na poczcie głosowej, i od
razu po wieczornym treningu udał się do szpitala, gdzie wyczekiwał już go
Jakub.
Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem i wziął
głęboki oddech. Natłok informacji, znajdujący się w jego głowie, nie pozwalał
mu skupić się chociażby na moment. Analizował wszystko i starał się ułożyć w
głowie to, co chciałby przekazać za moment Kosokowi. Prawdę powiedziawszy,
przez myśl przeszło mu, że najpierw powinien porozmawiać z Kaniewską o
tym, dlaczego tak długo zwlekała z przyprowadzeniem Grzegorza na badania,
bo skoro jest ojcem Mikołaja, to sprawę przeszczepu można było załatwić już
dawno. Potem jednak przypomniał sobie, że podczas jednej z rozmów, mama
Mikołajka wyznała, że poproszenie ojca o oddanie szpiku jest niemożliwe, bo
tata chłopca jest nieznany. Jednak los ma to do siebie, że bywa przewrotny
i stawia na swojej drodze ludzi, których najbardziej potrzebujemy w najmniej
oczekiwanych momentach.
- Pana szpik idealnie pasuje do szpiku tego chłopca, tak
jakbyście byli ze sobą spokrewnieni – rzekł spokojnie lekarz, dokładnie
obserwując minę Kosoka, który z każdą sekundą przyglądał mu się z coraz
większym zaciekawieniem, zastanawiając się ciągle, co właściwie Kuba chce mu
przekazać. – Do przeszczepu szpiku kostnego potrzebny jest komplet badań; od
mało znaczących, do tych naprawdę kluczowych, by mieć pewność, że w przyszłości
nie będzie odrzutu. Najlepszym z przeszczepów dla dziecka, byłby przeszczep
rodzinny, jednak tkanka pani Kaniewskiej i jej brata nie pasowała – spojrzał
jeszcze raz na plik papierów i wziął głęboki oddech. – Badania, które pan
wykonał wykazały, że przeszczep rodzinny będzie jednak możliwy. Dlatego, aby
mieć stuprocentową pewność zrobiliśmy test DNA, z którego wynika, że Mikołaj
Kaniewski jest pańskim synem…
Jego oczy momentalnie zrobiły się
wielkości pięciozłotówek i poczuł się, jakby ktoś wylał na niego wiadro
lodowatej wody. To wszystko było tak abstrakcyjne, że przypominało jeden z
brazylijskich tasiemców, które przez te wszystkie lata tak namiętnie oglądała
jego babcia. Bo jak to jest możliwe, że jest ojcem Mikołaja? Przecież Lilkę zna
zaledwie od miesiąca i dałby sobie uciąć rękę, że nie spotkał jej kiedykolwiek
wcześniej. Na pewno zapamiętałby te oczy i uśmiech. Poza tym Lilianna
powiedziała mu, że Mikołaj nie ma ojca, więc niemożliwością byłoby to, że młody
Kaniewski jest jego synem.
- To jakieś żarty, tak? – nagle wzbudziła się w nim ogromna
złość i gniewnie rozejrzał się po gabinecie. Przez moment był tym starym,
egoistycznym Grzegorzem, którego wszystko wytrącało z równowagi. – Jakaś ukryta
kamera? Coś z cyklu Mamy cię? Przecież to niemożliwe…
- Proszę spojrzeć – Jakub podał mu kartkę, która do tej pory
spoczywała spokojnie na jego drewnianym biurku. – Tutaj jest wszystko napisane.
- A co jeśli to jest jakaś pomyłka? – zapytał z nadzieją,
wpatrując się w biały arkusz papieru, z którego wynikało, że Mikołaj Kaniewski
jest jego dzieckiem.
- Testy DNA mają niemalże sto procent pewności, więc na pewno
jest pan ojcem Mikołaja…
Poderwał się z miejsca i
niemalże wybiegł z gabinetu lekarza. Nigdy nie czuł się tak, jak w tym
momencie. Złość mieszała się z ogromnym smutkiem. Dlaczego mu nie powiedziała,
że zna go z przeszłości? Nie wierzył w to wszystko, co się właśnie działo.
Kobieta, którą darzył tak silnym uczuciem, najzwyczajniej w świecie oszukała
go. Wsiadł w samochód i z piskiem opon ruszył spod Szpitala Wojewódzkiego w
Rzeszowie. Drogę do mieszkania Lilianny pokonał w rekordowym tempie, łamiąc
przy tym chyba wszystkie możliwe przepisy.
Zapukał głośno w mahoniowe drzwi, cały
gotując się z nerwów. Sam sobie dziwił się, że w drodze od lekarza Rynkiewicza,
nie rozbił samochodu na pierwszym lepszym drzewie. Jak ona w ogóle mogła? Jak
ona mogła go zwodzić tak długo i nie powiedzieć, że ma dziecko? W ogóle, jakim
cudem mógł być ojcem Mikołaja, skoro znali się zaledwie od miesiąca? To
wszystko było tak niedorzeczne, że w żadne sposób nie potrafił ułożyć sobie
tego w głowie. Bo jak to możliwe…?
Sekundę później usłyszał dźwięk
otwieranych drzwi i stanęła przed nim ubrana w szary dres, z niedbałym kokiem
na głowie i zmytym makijażem, ale mimo wszystko wciąż wydawała mu się
najpiękniejszą istotą na świecie. Musiał walczyć z sobą, żeby nie wziąć jej w
ramiona i zatopić się w te pełne, malinowe usta, które śniły mu się, co noc.
Jednak przyszedł tutaj z inną sprawą, która nie cierpiała zwłoki. Złość
ponownie obudziła się w nim i musiał wyjaśnić sobie wszystko z panną Kaniewską,
musiał usłyszeć, dlaczego w ogóle to wszystko zrobiła.
- Grzesiek? – uśmiechnęła się, będąc wyraźnie
zdziwiona obecnością mężczyzny pod swoim drzwiami. – Co tutaj robisz o godzinie
dziewiątej? – jej głos brzmiał cicho, więc domyślił się, że Mikołaj już śpi.
Odrobinę uspokoił się; przecież nie zamierzał budzić tego Bogu ducha winnego
dziecka. Jego dziecka.
- Musimy porozmawiać – odparł równie cicho,
prostując się i walcząc z ciałem, które wręcz dygotało z nerwów.
- Teraz? – uniosła brew, zdziwiona
zachowaniem mężczyzny. Widziała, że coś jest nie tak, jak powinno być. Przecież
nigdy nie był tak oschły, już nawet wybaczyła mu to, że kilka dni temu uciekł z
kawiarni. – Wejdź – odsunęła się na bok, by zrobić mu miejsce w drzwiach.
- Nie, wolałbym, żebyśmy porozmawiali na
zewnątrz. Nie chcę obudzić Mikołaja – odparł krótko, tonem, który nie znosił
sprzeciwu. Skinęła jednie głową i rzuciła, że musi poinformować Tomka, że
wychodzi na chwilę. Kosok wolał poczekać przed budynkiem, by pooddychać świeżym
powietrzem i choć trochę ukoić nerwy.
Wyszedł przed blok i wziął kilka głębokich
oddechów, bo chociaż odrobinę uspokoić się. Aktualnie w jego głowie znajdowała
się mieszanka uczuć, która tykała jak bomba zegarowa. Z jednej strony był zły
na Kaniewską za to, że nie powiedziała mu prawdy i przez tak długi okres po
prostu go okłamywała. Potem zrobiło mu się cholernie przykro, z jakiegoś
nieznanego powodu. Może dlatego, że przez tyle lat nie wiedział, że po świecie
chodzi jego mała kopia, która potrzebowała jego szpiku. Zdecydował, że zostanie
dawcą, bez względu na dzisiejszą rozmowę z Kaniewską. Mikołajek przecież nie
był niczemu winien.
- Chciałaś się zemścić, tak? – powiedział,
gdy tylko wyszła z klatki. - Tylko powiedz mi za co, bo ja nie mam pojęcia…
- Słucham? – zamrugała oczyma, wpatrując się
ze zdziwieniem w siatkarza.
- Wytłumacz mi tylko, jakim cudem Mikołaj
jest moim synem? Przecież znamy się dopiero od miesiąca.
- Niby dlaczego, Mikołaj ma być twoim synem?
- Bo tak wykazały badania DNA. Oddam Mikołajowi szpik kostny i tym sposobem dowiedziałem się, że od pięciu lat jestem ojcem. Fajnie, nie?
- Ale…
- Żadne ale.
Dlaczego mi nie powiedziałaś?! – wrzasnął, a w oknach na drugim piętrze
zapaliły się światła.
- Bo nie wiedziałam, że to z tobą sześć lat
temu przeżyłam najpiękniejszą noc w swoim życiu. Nie poznałam cię, rozumiesz?!
- Kłamiesz… - wycedził przez zaciśnięte zęby.
W co ona sobie pogrywa?, myślał. Była
matką, doskonale powinna wiedzieć z kim ma dziecko.
- Nie, bo gdybym wiedziała, że to ty, nie
chciałabym nawet z tobą rozmawiać.
_________________
Dłuuuuuuugi rozdział z okazji moich 20 urodzin.
Powoli zaczyna się wszystko wyjaśniać, ale to nie oznacza, że zbliżamy się ku końcowi, o nie.
39091085 - kontakt .
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej! Ugh, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńNo, pierwszy mój komentarz, chociaż czytam bloga od początku ;D
Mam nadzieję, że nie będzie ostatni.
UsuńPozdrawiam;)
Totalnie mnie zaskoczyłaś takim rozwiązaniem. Jestem mega zadziwiona,ale zgadzam się z Lilą,chociaż wszystko to działo się kilka lat temu. Mam nadzieję, że dla dobra Mikołajka,pozwoli Grześkowi powiedzieć mu prawdę,a co najważniejsze,uratować życie dziecku, które okazało się być ich wspólnym. Nie będzie miał teraz Kosok łatwo,ale wierzę, że to przetrwa, i powalczy o swoją rodzinę. Co jak co,ale on ma o kogo walczyć :)
OdpowiedzUsuńWspaniała muzyka, zresztą,jak zawsze :*
Jeszcze raz - spełnienia marzeń! :*
Pozdrawiam :*
Jeszcze raz dziękuję! <3
Usuńaż się popłakałam. :(
OdpowiedzUsuńkurczę, tak bardzo szkoda mi Mikołaja i tak bardzo go rozumiem. może nie jestem chora tak jak on, ale sama często obwiniam się o to, że moja mama przeze mnie nie może być szczęśliwa. dobrze, że Lilka szczerze z nim rozmawia, bo chyba tylko w ten sposób może pokazać mu, że wcale nie jest balastem i nie odstrasza potencjalnych partnerów jej mamy.
coś czułam, że ta wielka zmiana Grzegorza Kosoka może nie potrwać długo, bo stare nawyki jednak gdzieś tam w nim zostały. ale, no kurczę, na prawdę nie mógł ochłonąć i porozmawiać z Lilką na spokojnie? rozmowa inaczej by przebiegła i nie padłoby tyle nieprzyjemnych słów. bo ta złość Grześka trochę przeniosła się na Lili. tylko czekać aż Tomek obije Kosie nos za to, że tak potraktował jego siostrę. mimo, że lubię Grześka, należy mu się.
i tak po za tym. STO LAT! :)
dziękuję bardzo! ;)
Usuńo jejku, namieszałaś;<
OdpowiedzUsuńWSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO TY MOJA DWUDZIESTOLATKO!<3
<3
UsuńEm, no, ten tego, nie mam pojęcia, co napisać, więc melduję, że przeczytałam i, że bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńNajlepszego! ;D
Pozdrawiam!
Dziękuję! ;-)
UsuńPłakałam. Znowu się popłakałam czytając blogi - a nie za często to się zdarza.
OdpowiedzUsuńMikołaj to takie cudowne i mądre dziecko. Ale rzeczywiście - powinien myśleć o czym innym. To wszystko jest za poważne. On musi wierzyć tylko, że wszystko się uda i będzie dobrze ;)
no i wrócił stary Kosok -.- Czemu on musi być taki wybuchowy?! Nie powinno go to wszystko dziwić, bo prowadził taki styl życia, a nie inny.
Mam nadzieję, że dojdą w końcu do porozumienia :D
buźki ;
Zakręcona ;)
Wszystkiego Najlepszego ;* Weny, weny, weny :D
Dzięki, dzięki, dzięki! ;)
UsuńŁezka się w oku kręci ;c Wierzę, że wszystko jeszcze wyjdzie na prostą :) Musi wyjść...Oni są sobie przeznaczeni...Ej kurde ! Nie wiem co napisać, bo mi smutno ;c Dodaj szybko nowy ! :p Całuję ;* ~Nadzieja
OdpowiedzUsuńale się dzieje! mam nadzieje, że zaraz się dogadają. Proszęęęę, niech się dogadają:) Uff, w końcu. Bałam się, że Grześ i Lilka dalej będą żyli w tej bezsensownej niewiedzy. Tak swoją drogą, to Kosok jest zbyt dużym wariatem. Zdecydowanie :D
OdpowiedzUsuńp,
G.
Spełnienia marzeń i zrealizowania wszystkich planów <3
Dziękuję! ;*
UsuńTo na początek wszystkiego najlepszego :) nie wiem jak się czujesz mając 20lat, ale ja czuje się trochę staro już, bo w końcu skończyło się te -naście lat :D sama jestem w Twoim wieku :D
OdpowiedzUsuńA teraz rozdział. Aż normalnie otworzyłam usta z wrażenia, że wreszcie wszystko wyszło na jaw. Cieszę się i to bardzo, chociaż nie wróży to chyba nic dobrego. Aż się boję co będzie dalej, skoro Lila powiedziała, że gdyby wiedziała, że Kosa jest ojcem Mikołaja, to by z nim nie rozmawiała. A co do Mikołaja. Strasznie mi go żal. On jest biedny, bo jest mały, chory, a w dodatku myślał, że Grzesiek nie chce utrzymywać z nimi kontaktu. Rzeczywiście zachowuje się bardzo dorosło jak na jego wiek, ale nie powinien myśleć, że jest uciążeniem dla matki. Smutny rozdział :( pozdrawiam :)
No, w pewnym sensie jest jakoś tak... inaczej? Teraz to już tylko z górki.
UsuńDziękuję za życzenia! ;);*
Aha - spóźnione: STO LAT!
OdpowiedzUsuńCo do rozdizału to chciałam powiedzieć, że nie spodziewałam się. To tyle na dzisiaj :)
Dzięki! ;)
UsuńBiedny Mikuś... Tak mi jest szkoda tego dziecka, jest taki malutki, a czasami poziomem inteligencji przewyższa niejednego dorosłego. Problemy innych przedszkolaków w porównaniu z jego problemami, to pikuś i bułka z masłem. Mikołaj jest bardzo mądrym chłopcem, aż sama chciałabym mieć takiego synka.
OdpowiedzUsuńCholerka, ja wiedziałam, że Kosok będzie jego ojcem, no czułam to! I chwała mu za to, że poszedł na te badania, przynajmniej tajemnica nieznanego ojca się sama wyjaśniła. :) Jednak uważam, że Grzesiek powinien na spokojnie porozmawiać z Lilką, a nie wrzeszczeć na nią i buchać złością od samego wejścia. Grzegorzu, spuść trochę z tonu, spokojnie, wszystko sobie wyjaśnicie. :)
Ja to jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy, bo znając Ciebie, to na bank zaskakująco, ale co oprócz tego?:)
I wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Spóźnione, ale szczere! :* :)
całuję, Patex:*
Dziękuję! ;***
UsuńNa wstępie, życzę Ci wszystkiego najlepszego. Miłości, sukcesów na studiach, prawdziwych przyjaźni. Ceny, która będzie pozwalała pisać piękne historię. Jak najmniej błędów interpunkcyjnych u literek, żeby nie miało co drażnić Cię u blogerek ;) Sto lat :*
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o historię, to Grzes mógłby sobie już na wstępie pomyśleć, że ona nie miała jak dowiedzieć się kto jest ojcem jej dziecka, bo kilka lat temu zwial z łóżka, zanim ona zdążyła otworzyć oczy. Z drugiej strony, trochę go rozumiem. Poczuł się oszukany. Myślał, że ona wie, że jedynie udawała, szukała zemsty.
Ona nie podarunek mu tego tak łatwo. W końcu to przez jego kompletny brak odpowiedział ościennych, przez jego szczeniacka ucieczkę, ona musiała borykać się z rodzicielskimi problemami w pojedynkę. Została sama z dzieckiem i jego choroba. Ona mu tak łatwo nie wybaczy.
A Miki rozkruszyl mi serce. Aż mi się płakać chciało. Jaki on jest kochany i dzielny. I mądry.
Jeszcze raz 100 lat :* buziaki :*
Oczywiście nie 'ceny' a 'weny' Ci życzę :*
Usuń