poniedziałek, 7 października 2013

21. Nie korzystacie z internetu?!


   - Zobacz jak oni razem słodko wyglądają! Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo Młody jest do niego podobny. Zawsze myślała, że jest twoją kopią, ale sama spójrz; te same oczy, nos, usta. Chociaż nie, usta to akurat ma po Kaniewskich - Juśka zaświergotała mi do ucha, ale widząc moje mordercze spojrzenie, natychmiast zabrała się za polerowanie wysokich szklanek do latte, nucąc pod nosem jakąś niezidentyfikowaną melodię, pewnie dlatego, żeby nie palnąć niczego, co mogłoby jeszcze bardziej wyprowadzić mnie z równowagi.
      W tej chwili miałam zabić Kosoka, za to, że tu przylazł. Mogłam sobie dać uciąć rękę, że Nowakowski powiedział mu, iż potrzebuję czasu na ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie, ale niestety ten samolubny, egoistyczny dupek, nie dał mi ani chwili na to. Spokojnie, Lilciak!, szeptałam sobie gorączkowo w myślach, prosząc Boga by dał mi siłę i odrobinę samozaparcia, żebym nie poćwiartowała bruneta na części pierwsze. Trenerzy Resovii i Reprezentacji, za pewne nie wybaczyliby mi tego do końca życia i stałabym się wrogiem publicznym numer jeden wśród hotek, które na mecze przychodzą głównie dla możliwości popatrzenia sobie na przystojnego siatkarza, którym bez wątpienia był ojciec mojego dziecka. Zastanawiałam się tylko, po jaką cholerę on tu przylazł? Naprawdę nie miał nic lepszego do roboty?
  - Cześć – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy tym swoim przeszywającym spojrzeniem, od którego zazwyczaj uginały mi się nogi. Mikołaj nadal dyndał wesoło uczepiony do jego ramienia, a ja z wielkim trudem musiałam powstrzymać się od przewrócenia oczami.
  - Hej – mruknęłam, nie siląc się nawet na odrobinę uprzejmości. – Mikołaj, puść Grześka i zmiataj na zaplecze po kurtkę. Idziemy do domu – posłałam Juśce porozumiewawcze spojrzenie, a ona, podchwycając, o co mi chodzi, skinęła głową.
  - Ale mamo… - jęknął, puszczając ramię Grzegorza i wbijając we mnie błagalne spojrzenie.
  - Nie dyskutuj – powiedziałam tonem, nie znoszącym sprzeciwu i odprowadziłam wzrokiem synka, który nachmurzony ruszył na zaplecze, nie odpowiadając ani słowem. – Czego tu chcesz? – wyszeptałam, wbijając morderczy wzrok w Kosoka, który automatycznie odsunął się ode mnie na krok.
  - Chciałem zobaczyć swojego syna – mimo wcześniejszej reakcji, rzekł niezwykle spokojnie, zerkając w stronę zaplecza, gdzie przed momentem zniknął Mikołaj. – A ty doskonale wiesz, że nie możesz mi tego zabronić. Ja już zawsze będę w życiu Mikołaja, chcesz tego czy nie. Nie odpuszczę. Nie tym razem – dodał, odrobinę uszczypliwym tonem.
  - No, ciekawe na jak długo… - prychnęłam, ale doskonale wiedziałam, że ma rację.
     Nie mogłam zabronić mu widywania Młodego. Nie po tym, co on zamierzał zrobić dla Mikołaja. Przecież mógł uciec, tak jak miał to w zwyczaju, ale jednak postanowił wziąć na siebie pełną odpowiedzialność, przynajmniej tak twierdził Piotrek. Ja też nie powinnam zachowywać się jak rozkapryszona nastolatka i przelewać swoich frustracji na ojca Mikołaja, tylko być mu wdzięczna za to, że chce mu pomóc. Jednak nie potrafiłam przemóc się; nie po tym, czego dowiedziałam się kilkadziesiąt godzin temu pod moim blokiem. Ta informacja wstrząsnęła mną i postawiła na głowie całe moje dotychczasowe życie. Dlaczego ktoś, kogo uważałam za mężczyznę, z którym mogłabym zbudować coś cudownego, okazał się największym draniem na świecie?
  - Słuchaj Lilka, nie zamierzam się z tobą kłócić, więc uważam, że lepiej będzie, jeśli przestaniesz stroić fochy. Chciałem tylko go zobaczyć, chociażby na chwilę. Nic więcej, naprawdę – wziął głęboki oddech. – Jutro jadę do szpitala, dowiedzieć się, kiedy w końcu położą mnie. Mam nadzieję, że nastąpi to na dniach, więc bądź gotowa na telefon od Rynkiewicza. A teraz – jeszcze raz spojrzał w stronę zaplecza, z którego wyszedł Miki, zapinając kurtkę – muszę wracać do domu. Jutro mam do załatwienia bardzo ważną sprawę – przytulił jeszcze Mikołaja i poprawił mu szalik.
  - Jakbyś się w końcu do nas wprowadził, widywalibyśmy się codziennie – autentycznie wytrzeszczyłam na niego oczy, a on wzruszył ramionami, widząc moją reakcję. – No co?! Milion osiemset par mieszka ze sobą po miesiącu znajomości. Nie korzystacie z internetu?!
        Jutro odcinam internet. To już postanowione. Chwyciłam synka za rękę i wyszliśmy przed Anielską. Kosok, na szczęście, zostawił nas już w spokoju. Ciągnęłam Mikiego, nie zważając na jego jęki. Jeszcze nigdy nie wyprowadził mnie z równowagi aż do tego stopnia. Będę musiała przeprowadzić z nim poważną rozmowę na temat tego, co mu wolno, a czego nie wolno, no naprawdę…
  - Mikołaj, nie powinieneś robić mi takich uwag przy Grześku! Ja wiem, że na gwałt szukasz mi chłopaka, ale uwierz mi, że niepotrzebnie. I nie życzę sobie, żebyś jeszcze kiedyś odstawiał taki cyrk przed tym mężczyzną. O budyniu na kolację też możesz zapomnieć! – może nie powinnam się unosić, ale ten młody osobnik, będący moim synem, coraz bardziej działał mi na nerwy. Wiedziałam, że w pewnym stopniu było to spowodowane brakiem męskiego wzorca, ale nic nie mogłam na to poradzić. Tomek czasami sam zachowywał się jak dziecko, więc nie bardzo nadawał się na mentora Mikołaja i szczerze mówiąc, wolałabym żeby mój syn nie brał z niego przykładu.
  - Nie mam pojęcia, o co w ogóle się wściekasz?! – moja latorośl bezczelnie wzruszyła ramionami, przyprawiając mnie tym o białą gorączkę. Już miałam rozedrzeć się na synka, nie zważając na to, że znajdujemy się w najbardziej zaludnionym w tej chwili miejscu w Rzeszowie.
  - Dzień dobry – usłyszałam za plecami i ze zmrużonymi z wściekłości oczyma, odwróciłam się w stronę osobnika, który właśnie przeszkodził mi w ruganiu własnego syna. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy ujrzałam, że stoi przede mną nikt kto inny, jak tylko doktor Jakub Rynkiewicz, ubrany w czarny płaszcz i owinięty eleganckim, granatowym szalikiem, dzierżący w dłoni smycz, do której przyczepiony był mały Beagle. Na jego układanej misternie fryzurze, błyszczały płatki śniegu, niczym diamentowe kryształki. – Cześć Mikołaj – kucnął przed nim i z wielkim uśmiechem na ustach, poprawił mu opadającą na oczy czapkę.
  - Dzień dobry – wyszczerzył się mój synek, jakby to, że sekundę wcześniej był obrażony na cały świat, przeszło w niepamięć. Przewróciłam jedynie oczyma i westchnęłam cicho. Ciekawe po kim miał te ciągłe zmiany nastrojów? Bo na pewno nie po mnie…
  - Jak się czujesz? – zapytał troskliwie lekarz.
     Widać było, że mężczyzna kocha to, co robi. Na własne uszy słyszałam, że wchodząc do sali chorych, natychmiast podnosił wrzawę wśród dzieciaków. Uwielbiały go i to z wzajemnością. Po człowieku widać od razu, że ma serce do dzieci. Nawet mój Mikołaj, z pozoru otwarty, ale jednak nieufny, otworzył się przed nim i nawiązał z nim kontakt.
  - Spoko! – zawołał Młody i jego  uwagę na dobre zwrócił mały pies, siedzący u stóp doktora Rynkiewicza. – Jak się nazywa? I czy mogę go pogłaskać?
  - Pewnie. Ma na imię Bobek. Jeśli tylko chcesz, możesz poprowadzić go trochę – podał mu skórzany pasek, a Mikołaj ciągnąc wesoło merdającego ogonem psa, pobiegł w stronę głębi parku.
       Odprowadziłam go wzrokiem, a następnie przeniosłam go na wpatrującego się we mnie lekarza. Musiałam przyznać, że doktor Rynkiewicz był bardzo przystojnym mężczyzną. Do tego, tego z jakim sercem podchodził do mojego synka, nie dało się określić prostymi słowami. Uśmiechnęłam się i lekko zawstydzona, ponownie odwróciłam wzrok w stronę, w którą pognał mój synek.
  - Niech pani się nie martwi, pani Lilianno – położył mi dłoń na ramieniu. – Rozmawiałem z panem Kosokiem. Jest zdecydowany na przeszczep. Naprawdę zależy mu na Mikołajku…
  - Proszę mi mówić Lilka – nie wiem, co w ogóle strzeliło mi do tego pustego, kręconego łba? Lilka, idiotko! Przecież to lekarz twojego dziecka, a nie mężczyzna, którego możesz podrywać.
  - Jakub – wyciągnął ku mnie swoją dużą dłoń, wcześniej ściągając z niej skórzaną rękawiczkę. Ścisnęłam ją lekko, czując przyjemne mrowienie w dole brzucha. Czyżby Jakub Rynkiewicz podobał mi się? Przecież to samo myślałam o Kosoku. Nie, to wszystko jest niedorzeczne…


       Wydawało mu się, że Mikołaj urósł od ich ostatniego spotkania, co było rzeczą niedorzeczną, gdyż widzieli się zaledwie kilka dni temu. Uśmiechnął się do siebie na wspomnienie tego, jak po raz pierwszy świadomie wziął synka w ramiona i poczuł ten ogrom miłości, który obudził w nim pewien mały, schorowany człowiek. Nigdy nie przypuszczałby, że taki facet jak Grzegorz Kosok, interesujący się do tej pory jedynie własnym szczęściem i niemyślący o założeniu rodziny, w ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin, całkowicie zmieni punkt widzenia. Kochał Mikołaja miłością prawdziwą i był tego pewien w stu procentach.
       Zgodziła się, by odprowadził ich na przystanek tramwajowy, mimo tego, że sprawiło jej to wiele trudu. Wiedział, że powinien dać jej trochę czasu na ułożenie sobie wszystkiego w głowie, ale chęć zobaczenia Młodego była silniejsza. Jego synek, jego malutki synek, będący jednocześnie najmądrzejszym pięciolatkiem na świecie, jak na pstryknięcie palca, stał się sensem jego życia. Chciałby, żeby widział w nim bohatera, wzór wszelkich cnót, a nie bezdusznego dupka. Chciał dać mu to, czego on nie miał w jego wieku; relacje małego Grzesia z ojcem nigdy nie były najlepsze, dlatego przyrzekł sobie, że będzie najlepszym ojcem na świecie i zawsze będzie stał za Młodym murem.
   - Grzesiek…? – poniósł wzrok i niemalże wbiło go w ziemię.
       Stała przed nim Marta. Kobieta, która zaledwie miesiąc wcześniej wyprowadziła się z ich mieszkania, mieszając go z błotem. Kobieta, którą taktował dość przedmiotowo, ale w momencie, gdy chciał zmienić swoje dotychczasowe życie i stać się innym facetem, odeszła, twierdząc, że ktoś taki jak Grzegorz Kosok nigdy się nie zmieni. Była może trochę bledsza i chudsza niż podczas ich ostatniego spotkania. Krótka, czerwona fryzura, wystawała spod wełnianej czapki w kolorze kawy z mlekiem, tworząc znaczący kontrast.
  - Byłam w twoim mieszkaniu, ale nie zastałam cię – powiedziała, uśmiechając się ciepło. – Co słychać? Masz kogoś?
  - Właściwie to mam… Sporo zmieniło się, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni – wymruczał i wziął głęboki oddech. Sporo czy jednak bardzo dużo? Przecież w ciągu tych kilkunastu tygodni diametralnie się zmienił. Gdy Marta usłyszy o jego przemianie, nie uwierzy w to. – Mam syna – powiedział w końcu, unosząc kąciki ust ku górze. Bezwiednie reagował tak za każdym razem, gdy myślał o Mikołajku, czując przy tym mocne bicie serca.
  - Syna? – widział ogromne zdziwienie w jej oczach. Właściwie nigdy nie widział jej w takim stanie. Wyglądała, jakby przed momentem ktoś chlusnął jej w twarz wiadrem zimnej wody. Skinął jedynie głową i wzruszył ramionami.
  - Najwspanialszego syna na świecie. Ma na imię Mikołaj i ma pięć lat. Jest chory na białaczkę – przez sekundę głos załamał się. Pierwszy raz mówił o tym komukolwiek i zniósł to bardzo ciężko. W głowie nie mieściło mu się, że tak mały chłopiec, mógł aż tyle przeżyć w swoim życiu. Ale przecież dzięki temu dowiedział się, że ma dziecko i teraz, dzięki niemu, być może będzie mógł być znowu zdrowy.
  - Bardzo mi przykro – bąknęła jedynie, poprawiając czapkę. - Wyjeżdżam na stałe do Stanów, a w twoim mieszkaniu zostawiłam pewne bardzo potrzebne mi dokumenty. Wiem, że powinnam uprzedzić cię, że wpadnę, ale pomyślałam, że zrobię ci niespodziankę…
___________________________
Wiem, że rozdział miał być rano, ale jestem chyba najbardziej nieogarniętą osobą na świecie, no naprawdę.
Trzeba nazywać się Agg, żeby nie sprawdzić zmian w planie. -,-
Ale rozdział długi (i mam nadzieję ciekawy), więc nie gniewajcie się na mnie ;)

39091085

13 komentarzy:

  1. Ja się nie gniewam :)
    Mam tylko nadzieję, że jednak między Lilką i Grzesiem się ułoży. Przecież już wcześniej między Nimi było widać chemię, a co dopiero teraz, kiedy już pewne jest, że łączy ich do tego dziecko. Dziecko, które było przypadkiem, który później stał się przyczyną miłości. Bo jakby nie patrzeć to Mikołaj "zapoznał" ze sobą Lilkę i Grzesia w Anielskiej.
    Mam ogromną nadzieję, że przeszczep się uda i Miki wyjdzie z tego cały i zdrowy, że nic już mu nie będzie i razem z Lilką i Grzesiem stworzą piękną rodzinę.
    Jednak znając Ciebie, nie jedno Twoje opowiadanie to zanim do tego dojdzie to minie jeszcze trochę czasu i kilka nieprzewidzianych sytuacji, które wpłyną na bohaterów. :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do czegoś takiego służy zakładka ,,kontakt"...

      Usuń
  2. Mikołaj to bez wątpienia Słodziak,i szkoda,że musiał tyle wycierpieć w życiu,a zapewne jeszcze wiele przed nim. Jestem jednak przekonana,że będzie miał przy sobie oboje rodziców, bo to,że Grzesiek go kocha jest oczywiste :) Mam tylko nadzieję,że Lilka będzie bardziej dla niego wyrozumiała,przecież szybciej nie wiedział. Zawsze myślałam,że jak się ma dziecko,to się nic nie zmienia,oprócz tego,że pojawia się mała latorośl na świecie,ale w tym przypadku bardzo się cieszę,że się mylę. Trzymam mocno kciuki za Kosoka,by zyskał miłość synka...i jego matki :)
    Jak zawsze muzyka- bomba! ♥♥♥
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Grzesiek robi się całkiem idealny :) Za każdym razem jak widzę akapit mam nadzieję, że już będzie "po przeszczepie". Bardzo, bardzo na to czekam :) i niech oni się dogadają, proszę i daj nam rozdział, gdzie będzie anielsko, co?:)
    p
    G

    OdpowiedzUsuń
  4. To się teraz pomieszało! Wystraszyłam się nieźle, jak Marta spotkała Grześka. Już snułam czarne scenariusze, że jednak do siebie wrócą, bo nie wrócą prawda? :D no i jeszcze ten doktor. Nie mam nic do niego, ale wolę Grześka. W końcu sę zmienił i nie widzi świata poza synem :) A Mikołaj jak zwykle potrafi rozbawić :) świetny z niego dzieciak. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mikołaj - mój ulubieniec i bezapelacyjny faworyt! :) Kocham tego chłopca, naprawdę. Pisałam to już wielokrotnie, ale napiszę jeszcze raz: pomimo choroby i wszelkiego zła, jakim ofiarowało go życie, on jest normalnym, radosnym dzieckiem, które cieszy się z każdego dnia. :) Widać, że bardzo polubił Grześka i najchętniej nie odstępowałby go pewnie na krok, ale ciekawa jestem, jaka będzie jego reakcja, kiedy dowie się kim tak naprawdę jest jego kumpel Grześ. Czy popadnie w jeszcze większą euforię, czy może będzie miał do niego żal o to, że kilka lat temu tak okrutnie zachował się wobec jego mamy i nie będzie chciał go znać? Irytuje mnie to strasznie. :) Ale póki co czekam na przeszczep, bo od niego zależy cały dalszy ciąg akcji. :)
    Agg, nie no, błagam Cię, żadnego zakochiwania się w doktorku! :) Nie teraz, kiedy Kosokowi naprawdę zależy na naprawieniu swojego błędu z młodości, kiedy zależy mu na Mikołaju i Lilce... No i ta Marta... Czegóż ona mogła chcieć?

    pozdrawiam, Patex :*

    OdpowiedzUsuń
  6. tak, Mikołaj wymiata. te jego teksty powinno się wydrukować i oprawić w ramkę. :)
    w Grześku coś drgnęło ale tak już bardziej, bo wcześniej już zaczęło. coraz bardziej podoba mi się za przemieniania. oby tylko przetrwał w takim stanie do operacji i po niej zaczął coś działać z Lilką. *,*
    sorki, że tak jakoś nic nie komentowałam, i teraz mój komentarz jest taki nieskładny, ale na nic ostatnio nie mam czasu. ;/
    Jagoda :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebisty :D . haha Mikolaj to debeściak xd . Czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. jestem czopem, nie dodał się mój ostatni komentarz.;>
    Miki, mogę Cię adoptować? <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam chyba wszystko Twojego autorstwa, dlatego jak niedawno trafiłam na tego bloga, bardzo się ucieszyłam! :D Jak do tej pory ta historia podoba mi się najbardziej. Nie przypuszczałam, że tak będzie, bo niezbyt lubię Grześka (jak i całą Resovię, ale co ja poradzę :P). Masz świetny styl, wszystko wydaje się być przemyślane od początku do końca. Z niecierpliwością czekam na 22.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniałe opowiadanie ! Pozdrawiam i czekam na wiecej :*

    OdpowiedzUsuń