poniedziałek, 11 listopada 2013

23. Niech pan idzie do synka.


kilka dni później…

- W sieci było napisane, że zabieg będzie dość bolesny – spojrzał błagalnie na Jakuba, modląc się w duchu, żeby ten jednak zaprzeczył internetowym rewelacjom. – Oczywiście to dla mnie żaden problem; najważniejsze jest przecież to, żeby Mikołaj był w końcu zdrowy, bo przecież to mój priorytet – dodał szybko, przeczesując palcami swoją czarną szczecinę.
  - Komórki pobierane będą z talerza kości biodrowej, więc może pan odczuwać pewien dyskomfort, ale myślę, że dla kogoś takiego jak pan, to pestka – Jakub dokładnie studiował przekazaną mu przez środkowego teczkę z badaniami i analizował ją z najnowszymi wynikami, przeprowadzonymi na tutejszym oddziale.
     Od kilku dni Mikołaj przebywał w izolatce, by zapobiec jakiejkolwiek infekcji, mogącej uniemożliwić przeszczep szpiku. Do przekazania komórek zostało już tylko kilka dni. Grzegorz nie mógł doczekać się, kiedy będzie po wszystkim. Każda godzina spędzona na rzeszowskiej onkologii, była dla niego istną torturą. Ale doskonale zdawał sobie sprawę, że musi to wytrzymać. Musi pomóc swojemu ukochanemu dziecku, a wtedy wszystko już ułoży się po jego myśli i razem ze swoim synem będzie tworzył namiastkę rodziny. Da mu wszystko, czego on nie miał ze strony swojego apodyktycznego ojca. Mikołaj nigdy nie usłyszy od niego tego, że go zawiódł i żałuje, że się urodził. Udowodni sobie, a przede wszystkim całemu światu, że naprawdę nie jest złym człowiekiem. Owszem, kilkakrotnie się zagubił, ale przecież każdy zasługuje na drugą szansę.
  - Dobrze… - zaczął Jakub, odkładając stertę papierzysk i spoglądając na siatkarza. – Może pan odwiedzić Mikołaja. Tylko naprawdę proszę o ostrożność. Nie może załapać żadnej bakterii, bo to może opóźnić zabieg, a tego przecież nie chcemy. Doskonale zdaje pan sobie sprawę, że każdy dzień jest na wagę złota, prawda?
     Kosok skinął głową i wyszedł z gabinetu doktora Rynkiewicza. Niedaleko leżał Mikołaj, więc korzystając z okazji, nogi poniosły go pod salę numer 145. Przez szklaną szybę, widział maleńkiego, skulonego chłopca, siedzącego na łóżku, który zaczytany był w jakiejś książce. Kosa uśmiechnął się do siebie, czując ogromną dumę, która rozsadzała jego klatkę piersiową. Spoglądając na Mikołaja, widział siebie sprzed lat; on też uwielbiał zaczytywać się w przygodach bohaterów jego dzieciństwa. Zazdrościł Lilce, że przez te wszystkie lata miała go tylko dla siebie, że mogła obserwować jak rośnie, że mogła być przy nim zawsze, kiedy tylko tego potrzebował. Zazdrościł jej tego, że była przy nim, gdy najbardziej jej tego potrzebował, że mogła dać mu niewyobrażalne wsparcie, którego on nie mógł mu zapewnić. Ale to wszystko się zmieni. I on tego dopilnuje. Za wszelką cenę.
  - Panie Grzegorzu! Przecież pan bardzo dobrze wie, że teraz powinien leżeć pan w łóżku, a nie śmigać po korytarzach i łapać wszystkie bakterie. A co jeśli załapie pan jakiego wirusa?! Przecież tego nie chcemy, prawda? – siostra Marianna, która zmaterializowała się przy nim, zgromiła go spojrzeniem i oparła dłonie na nieco zbyt zaokrąglonych biodrach. Była takim oddziałowym postrachem; miała oczy dookoła głowy i wszystko stale nadzorowała. Nawet w kimś tak niesfornym, jak Grzegorz Kosok, potrafiła wzbudzić respekt. – Poza tym, Mikołaj powinien odpoczywać – podkreśliła dobitnie ostatnie słowo.
  - Siostro, dziesięć minut – złożył dłonie jak do modlitwy, trzepocząc rzęsami tak, że przez moment  naprawdę wyglądał jak niewiniątko.
  - Przecież ja wiem, że z tych pańskich dziesięciu minut zrobią się dwie godziny. I to żeby tylko – pokiwała z politowaniem głową i westchnęła ciężko. – No, już. Niech pan idzie do synka. Nic nie widzę – uśmiechnęła się matczynie i ruszyła w stronę pokoju pielęgniarek, kręcąc głową.
     Początkowo Kosok poczuł się, jakby ktoś przyłożył mu patelnią w tył głowy, ale przecież siostra Marianna nie powiedziała niczego, co byłoby niezgodne z prawdą. Przecież Mikołaj był jego synem i już powinien się do tego przyzwyczaić. Widocznie plotki po rzeszowskim oddziale onkologicznym, rozchodzą się z prędkością światła. Wzruszył ramionami, bardziej dla zasady niż z ogólnej potrzeby i zapukał do drzwi sali, w której przebywał jego synek.
     Gdy usłyszał ciche proszę, nacisnął klamkę i wszedł do małej salki, w której stało zaledwie jedno łóżko, zajęte przez młodego Kaniewskiego. Mikołaj nie mógł dzielić z nikim pomieszczenia, więc nudził się niemiłosiernie. Młody siedział na łóżku i czytał jakąś książkę, której tytułu Kosok niestety nie zdążył dojrzeć. Widząc ojca w drzwiach, natychmiast odłożył wertowane przez siebie dzieło i uśmiechną się szeroko.
  - Cześć – powiedział dziarsko i poprawił się na łóżku.
  - Cześć, Mały. Jak się tam trzymasz? – usiadł obok synka i wciągnął go na swoje kolana. Trzymając Mikołaja w ramionach, czuł przyjemne ciepło, rozchodzące się po jego ciele. Ten zaledwie osiemnastokilogramowy szkrab z każdą sekundą, coraz bardziej stawał się sensem jego życia. Przejechał dłonią po jego lekko kręconych włoskach i poczuł, że spora ilość została wplątana między jego palcami. Chemia zaczęła działać. Wtedy naprawdę przeraził się.
  - To nic, Grzesiu. I tak trzeba je ściąć na krótko. Wtedy nie widać, że wypadają – wzruszył lekko ramionkami, a Kosok poczuł, że w jego oczach zbierają się łzy. Łzy bezsilności, których na pewno nie powinien pokazać przy malcu. – Nie płacz. Jesteś facetem, a jesteś miększy niż mama! - uderzył maleńką piąstką w ogromną klatkę piersiową Kosoka, a następnie mocno do niej przylgnął.
     Uśmiechnął się na słowa synka. Był taki mały, a tak niesamowicie dzielny. Pogłaskał jego policzek i przytulił go mocno do siebie, czując jego szybko bijące serduszko. Jak wiele by dał, żeby tylko ten maluch był już zdrowy. Oddałby wszystko; wszystkie pieniądze, statuetki MVP, najważniejsze trofea, a nawet własne zdrowie, żeby tylko jego synek wrócił do pełni sił. Wtedy na pewno wszystko się ułoży; Lilka w końcu zobaczy, co do niej czuje i razem stworzą Mikołajowi prawdziwy dom. W końcu będą prawdziwą rodziną. Będzie tak jak na filmach, tak.
  - Tak, twoja mama jest bardzo silną kobietą – pokiwał głową i pstryknął go w nosek. – Była tutaj dzisiaj? – zapytał niby od niechcenia, chociaż aż gotował się z ciekawości. Przecież gdyby była u Mikołajka, zaszłaby do niego, chociaż na chwilę. A przynajmniej tak mu się wydawało.
  - Nie, musiała zostać dzisiaj w Anielskiej. Ale obiecała, że wpadnie wieczorem razem z wujkiem Tomkiem – pochylił się w jego stronę. – A wujek powiedział mi w sekrecie, że przyniesie nam po kawałku szarlotki – uśmiechnął się łobuzersko. – A kiedy będzie wiadomo co tobie dolega? Dalej boli cię brzuszek? - zrobił zmartwioną minę.
  - Nie, już nie. Niedługo stąd wyjdę, ale będę stale cię odwiedzał.
  - To fajnie, bo bałem się, że coś poważnego ci dolega, ale doktor Kuba na pewno ci pomoże - klepnął go przyjacielsko w ramię i usadowił się wygodniej na kolanach taty. - Wiesz, że on chyba podrywa mamę? Wczoraj zaprosił ją na kawę. W sumie wolałbym, żebyś ty był jej chłopakiem, no ale nie można mieć wszystkiego, jak to mówi ciocia Jusia.
     To cwaniak z tego Rynkiewicza, no naprawdę. Widać, że chce wykorzystać sytuację i zakręcić się wokół Lilianny w momencie, w którym przez to, co robi dla ich syna, nie będzie w stanie mu odmówić. Wściekłość zebrała się w Grześku, ale starał się zachować pozory przy Mikołajku. Mruknął jedynie coś niezrozumiałego, że cieszy się szczęściem jego mamy, co było czymś tak niedorzecznym jak śnieg w sierpniu. Co prawda chciał, żeby Lila była szczęśliwa, ale jej jedynym źródłem szczęścia powinien być on, Grzegorz Kosok. Mężczyzna, który obdarował ją największym skarbem.
     Jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że przed laty bardzo ją zranił; gdyby został do rana w tym pieprzonym, hotelowym pokoju albo zostawiłby numer telefonu, wszystko mogłoby ułożyć się inaczej. Mogło być już dawno po przeszczepie, a jedynym zmartwieniem Mikołaja byłoby to, gdzie chciałby jechać na wakacje. Niestety, czasu nie da się cofnąć…
  - A jak tam mecz z tą drużyną, co ją wujek Tomek lubi? – mały szturchnął Kosoka, odciągając go tym samym od rozważań na temat matki chłopca. – Wygraliście?
  - Niestety nie – Kosok wzruszył lekko ramionami. – Ale walczyliśmy dzielnie, bo Skra rozpracowała nas dopiero w piątym secie, więc zgarnęliśmy chociaż ten jeden punkt.
  - Szkoda – westchnął ciężko. – Założyłem się z wujkiem, że to jednak wy wygracie. No, ale nadarzy się jeszcze okazja, prawda? – uśmiechnął się uroczo, klepiąc pocieszająco grzegorzowe ramię. – Wiesz, zawsze chciałem mieć takiego tatę, jak ty.
      Kąciki kosokowych ust powędrowały ku górze. Och, gdybyś tylko wiedział, Mikołaju, krzyczał w myślach. Ale przecież w końcu nadejdzie taki dzień, w którym Miki dowie się, że Grzesiek jest jego ojcem nie tylko w marzeniach. W końcu nadejdzie dzień, w którym Młody dowie się prawdy i będą szczęśliwi. Tak cholernie szczęśliwi.

_________________________
Taki rozdział, żeby pokazać relację zawiązującą się między Grześkiem a Mikołajkiem.
Boże, niedługo koniec Anielskiej. Czujecie to?!

Brawo Skrzaty! <3
Niestety, moje Morze przegrało mecz i jest dopiero na czwartym miejscu w tabeli drugiej ligi.
No, ale odkujemy się panowie!

Mąż mój na Pogoni, a ja wieczór spędzam z Sherlockiem i maminymi krokietami.

11 komentarzy:

  1. Cudowna jest ta relacja między nimi :)
    Taka niewymuszona, szczera. Taka, jaka powinna być zawsze między dziećmi a rodzicami. Aż miło się czyta o takich relacjach :)
    Mam nadzieję, że jednak doktor, który jest ustatkowany i tak dalej, nie zbliży się na tyle do Lilki. Bo widać, że Grzesiek naprawdę się zmienił i pragnie Lilki. Miejmy nadzieję, że Ona Jego także :)

    Czekam na następny. :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. ♥ . Jaki koniec ? . To dopiero początek jest ! :D .

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie,właśnie - jaki koniec?! :( Nie wyobrażam sobie już,że niedługo nie będę mogła nic tutaj przeczytać,nie mniej jednak,wszystko się kiedyś kończy (może z wyjątkiem Mody na sukces ) :D Grzesiek to opiekuńczy facet,i teraz musi zawalczyć nie tylko o ukochaną kobietę,ale również o swojego synka. Nie będzie to wcale łatwe,jednak wierzę w niego mocno,i w to,że wyjdzie z tej bitwy zwycięsko :) Meczu ze Skrą to wygrywać nie muszą wcale :p Akurat nad tym rozpaczać nie będę :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pysiaczku, jak ja Cię uwielbiam <3
      dokładnie; nie muszą! a nawet wskazane jest, żeby nie wygrywali ;)

      a co do końca Anielskiej; w dniu jej zakończenia pojawi się prolog na Bez znieczulenia, więc nie zostawię Was na pastwę losu ;)

      Usuń
  4. jaki słodki rozdział <3 czekam na następny
    Zapraszam do mnie
    http://jestesdlamniestworzony.blogspot.com/
    Pozdrawiam i Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  5. JAK TO KONIEEEEEEEEEEEC
    Koniec może być tylko choroby Małego, a reszty musi być początek, tak mało się wydarzyło dobrego, nooo.

    Grześ "idealnieje" w oczach :D
    p
    G

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam tylko nadzieję, że nie będzie wielkiej smuty.
    Grzesiek- człowiek paradoks.
    Ale życzę im jak najlepiej. Niech będą szczęśliwi. Bo najważniejsze są dobre chęci i walka. :)
    pozdrawiam e.

    OdpowiedzUsuń
  7. kurczę, aż brakuje mi słów.
    Grzesiek zrozumiał swój błąd. lepiej późno niż wcale. Mikołaj ma wielkie szczęście, że ma wokół siebie tylu życzliwych ludzi. Lilka jest najlepszą mamą na świecie. no może druga po mojej mamie. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. rozpłynęłam się i rozpuściłam od tej słodkości aww:3
    cieszę się, że zaczyna się układać u Kosoków :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boziu, ale się rozczuliłam podczas czytania tego rozdziału! :) Teraz naprawdę widać, jak bardzo Grześkowi zależy na Mikołaju, jego zdrowiu, szczęściu i bezpiecznej przyszłości. Jestem dumna z Kosoka, że postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i postawił wszystko na jedną kartę, byleby tylko pomóc synkowi. To się chwali, naprawdę.
    Wyrzuty sumienia go nie opuszczają ani na chwilę, ale czasu nie da się cofnąć; co nie zmienia oczywiście faktu, że gdyby te kilka lat temu zachowałby się inaczej, to prawdopodobnie teraz nie tkwiliby w szpitalu bojąc się każdej kolejnej minuty, tylko wegetowaliby szczęśliwi w domku. Ale ja wierzę, że jeszcze doczekają się takich czasów. Bo przecież musi tak być! :)
    Póki co Kosa jest dla Mikołaja najlepszym przyjacielem oraz wzorem prawdziwego mężczyzny i ojca (pomijając rolę głównego kandydata na chłopaka jego mamy :) ), ale wiem, że niedługo Mały pozna prawdę i jego marzenia staną się rzeczywistością. :)

    Ale jak to, koniec Anielskiej? :(

    całuję , Patex :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam, że dopiero teraz, ale to przez studia. Miałam tak zawalone 2tyg, że nie miałam czasu na nic. Przeczytałam kawałek, resztę dokończę jak wróćę do domu, bo dziwnie by to wyglądało, gdybym się poryczała na uczelni :D

    OdpowiedzUsuń