wtorek, 10 grudnia 2013

25. Gdybym nie był tak głupi.


    Już kolejną godzinę stał przy zaszklonym oknie sali, dokładnie obserwując małego chłopca, podłączonego do szpitalnej aparatury. Przyłożył głowę do zimnej tafli i przymknął oczy, czując jak wydobywają się z nich dwa mokre strumienie, żłobią w nich koryta. Był kompletnie bezsilny i właśnie to uczucie tak strasznie go frustrowało. Gdyby tylko mógł, bez mrugnięcia okiem zamieniłby się z Mikołajem i jeśli zaszła taka potrzeba, bez wahania oddałby za niego życia. Teraz wie, co musiała czuć Lilka przez te wszystkie lata choroby Młodego. Teraz wiedział, co musiała czuć, widząc jak ich maleńki synek cierpi. Dzięki Mikołajowi pierwszy raz w życiu poczuł, czym jest prawdziwa miłość i nawet nie mógł się nią nacieszyć. Nie mógł przytulić swojego syna, powiedzieć mu, co działo się na treningu czy po prostu z nim być; trzymać te drobne ciałko w ramionach i robić to, co robi większość ojców – czuć bliskość małej kopii siebie samego. Bo przecież Mikołaj był do niego podobny; miał identyczne, czekoladowe oczy i ten sam uśmiech. Nawet Lilka nie mogła temu zaprzeczyć.
      A tak bardzo chciał go poznać; w ekspresowym tempie nadrobić te pięć cholernych lat, kiedy to nie wiedział o jego istnieniu. Chciał opowiedzieć mu całe swoje życie, oczywiście omijając niektóre niezbyt chwalebne występki, usłyszeć jak on zmieniał się przez te wszystkie lata. Chciał żeby jego syn widział w nim bohatera, a nie egoistycznego gnojka, którym był niemalże przez całe życie, wciąż podnosząc sobie poprzeczkę w sukinsyństwie. Chciał zabierać go na mecze, wakacje, dawać wszystko, czego on nie miał jako dziecko. Chciał być po prostu ojcem. Najlepszym jakim mógłby być. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo zazdrościł Ignaczakowi, gdy jego dzieciaki kibicowały mu na meczach, dumne, że cały kraj zna ich tatę. Ciekawe czy to samo będzie czuł Mikołaj, gdy w końcu dowie się prawdy o tym, że Grzegorz jest jego tatą?
  - Grzesiek? – poczuł czyjąś dłoń na ramieniu i nieprzytomnymi oczyma spojrzał na jej właścicielkę, momentalnie posyłając jej nikły uśmiech. Zmęczenie dawało już o sobie znać i jakby odbierało zdolność racjonalnego myślenia. W innym razie na pewno od razu by ją przytulił, bez względu na to, jak miałaby zareagować, jednak w tej chwili pewnie nawet na taki gest brakłoby mu siły. – Od dawna tu jesteś?
  - Jakieś kilka godzin, właściwie od wczorajszego wieczora. Pielęgniarki starały się mnie przegonić, jak widać - bezskutecznie – odparł, przenosząc wzrok na salę chorych, w której ulokowano Mikołaja. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w aparat, dzięki któremu mógł obserwować bicie serduszka Mikołajka.
  - Przecież wiesz, że po zabiegu powinieneś na siebie uważać. Nie daj Boże, załapiesz jakąś infekcję i co wtedy będzie? – upomniała go groźnym głosem, jednak sekundę później wyraz jej twarzy złagodniał. Przecież nie mogła być na niego wściekła. Nie po tym, co zrobił dla jej dziecka. Dla ich dziecka. I coraz bardziej przyzwyczajała się do tej myśli, że jej syn ma teraz również ojca, który kochał go całym sercem i postanowił wziąć za niego pełną odpowiedzialność. Nie powinna być dla niego niemiła, przynajmniej teraz. – Chodź, napijesz się herbaty. Mam też jakieś kanapki. Stercząc tu, na pewno mu nie pomożemy – pociągnęła go za rękę w stronę krzesełek, ustawionych tuż pod ścianą.
     A kiedy ich dłonie się spotkały, poczuła dreszcz przechodzący przez jej ciało. Jak to możliwe nie poznała go od razu? Przecież wydawało jej się, że doskonale pamiętała twarz bruneta, z którym spędziła najpiękniejszą noc w swoim życiu. Myślała, że jeśli kiedykolwiek będzie dane jej go spotkać, pozna go od razu. Wciąż przed oczami miała rozbawione spojrzenia siatkarza, gdy podczas ich spotkania po latach, Mikołaj starał się werbować go na chłopaka swojej mamy, nie wiedząc, że to właśnie ten mężczyzna jest jego ojcem. Tak, los pisze czasami niedorzeczne scenariusze…
    Gdy zasiedli na drewnianych krzesełkach, dokładnie wpatrywał się w jej płynne ruchy, szukając w pamięci jej obrazu sprzed sześciu lat. Jak w ogóle mógł jej nie poznać…? Fakt, w ostatnich latach przez jego łóżko przewinęła się spora liczba kobiet, ale kogoś takiego jak Lilka nie sposób było nie zapamiętać. Przecież ona była przepiękna! Jej uroda nie zamykała się w jakimś określonym schemacie, którym kierował się Grzegorz w dobrze partnerek. Do tego była taka silna; wychowała Mikołaja, założyła interes i względnie ułożyła sobie życie. Oczywiście do pojawienia się Grześka…
  - Jak sobie radziłaś przez te wszystkie lata? – zapytał cicho, łamiącym się głosem, spoglądając w jej bursztynowe oczy. Bał się tego pytania. Bał się, że za moment usłyszy, jak bardzo było jej ciężko. Ale przecież nie miał na to wpływu; nawet nie wiedział, że ktoś taki, jak jego syn istnieje. Przecież gdyby wszystko potoczyło się inaczej, na pewno by jej pomógł. Przynajmniej tak mu się wydawało w tej chwili. Wydawało mu się, że gdyby wiedział o Mikołaju, mogliby być nawet teraz małżeństwem. Jakże niedorzeczna była ta myśl, ale nie sposób było wyrzucić ją z głowy. – Ktoś ci pomagał? Rodzice?
  - Rodzice? – zaśmiała się gorzko i odrzuciła swoje długie, ciemne włosy do tyłu. - Kiedy dowiedzieli się, że spodziewam się dziecka i w żadnym wypadku nie zamierzam usunąć ciąży, ojciec bez żadnych skrupułów wyrzucił mnie z domu, a mama nawet nie potrafiła mu się przeciwstawić. Po prostu bała się go. Każdy bał się kapitana Kaniewskiego – łzy napłynęły jej do oczu i zamrugała nimi gwałtownie, by zapobiec ich wydostaniu się na zewnątrz. Nie chciała płakać przy Grześku; nie chciała pokazać mu, że tak bardzo było jej ciężko. Zawsze pozowała na twardą dziewczynę, nie dającą w sobie w kaszę napluć, ale czasami przychodziły momenty słabości. Wtedy wystarczyło tylko spojrzeć na Mikołaja i cała bezsilność mijała. On był jej takim złotym środkiem na wszystko. – Stwierdzili, że skoro potrafiłam zrobić sobie nieślubne dziecko, to potrafię również nas utrzymać. Jedyną osobą, która wtedy mnie wspierała, była moja ukochana babcia. Strasznie skłóciła się z moim ojcem i bez słowa zabrała mnie do siebie. To była bardzo konkretna, twarda osoba; przeżyła dwóch mężów wojskowych. Niestety, pół roku po tym, jak urodził się Mikołajek, zmarła na zawał serca. Zostawiła mi mieszkanie i spore oszczędności na koncie, które wystarczyły na opłacenie studiów zaocznych i wysłanie Mikołaja do żłobka. Ja znalazłam jakąś dorywczą pracę i jakimś cudem wiązaliśmy koniec z końcem. Można powiedzieć, że nasze życie było niemalże sielanką, oczywiście do momentu, w którym nie wykryto u Mikołaja białaczki. Trzy czwarte roku spędzał w szpitalu; chemioterapia jedna, druga, trzecia, leczenie, rehabilitacja, aż w końcu zaczęło mu się poprawiać i wtedy podjęłam decyzję o przeprowadzce do Rzeszowa…
     Kosok odwrócił głowę, by Lilka nie widziała jego zaszklonych oczu. Jak on mógł być tak okrutny w stosunku do niej? Jak w ogóle mógł tak długo wahać się nad tym, czy oddać szpik Mikołajowi? Co prawda, jeszcze wtedy jeszcze nie wiedział, że Młody jest jego synem, ale mimo wszystko nie powinien odbierać nikomu szansy na normalne życie. Egoizm. Egoizm w najczystszej postaci. Nigdy nie był mu obcy i ta myśl coraz bardziej go frustrowała. Przecież przez to mógłby stracić tak wiele... Mógłby stracić swoje dziecko...
  - Pytał o mnie? – wyszeptał, spoglądając w jej oczy. Obawiał się zadać jej tego pytania, chociaż bardziej obawiał się jej odpowiedzi.
  - Czasami – wzruszyła lekko ramionami i przegryzła dolną wargę. – Zawsze wtedy odpowiadałam mu, że tata bardzo go kocha, ale nie może mieszkać z nami. To mu wystarczyło, bo, o dziwo, nigdy nie drążył tematu. Jakby czekał, że pewnego dnia jego tata jednak przyjedzie do naszego domu i zabierze go na spacer albo na ryby. Kiedyś powiedział mi, że wyobraża sobie, że tata po prostu wyjechał w delegację i pewnego dnia jednak z niej wróci i będzie tak jak w każdej normalnej rodzinie.
  - Jest niesamowity, niezwykle inteligentny – uśmiechnął się do siebie, po raz pierwszy czując prawdziwą ojcowską dumę, jednak sekundę później spoważniał. – Cały czas mnie zaskakuje. Żałuję tylko, że tak późno go poznałem – jego głos nabrał dziwnie melancholijnego tonu, a samotna łza spłynęła po jego policzku. – Gdybym nie był tak głupi i od razu zgodził się na przeszczep, Mikołaj być może dochodziłby już do siebie, a nie walczył o życie… - nadeszła chwila załamania. Kosok ukrył głowę w dłoniach i zapłakał. Pierwszy raz od kilkunastu lat zapłakał rzewnymi, szczerymi łzami.
     Zarzucał sobie, że jego dziecko leży teraz podłączone do jakiejś aparatury, której nazwy nawet nie znał, a on nawet nie był w stanie mu pomóc. Przez kilka lat nie wiedział o jego istnieniu, a teraz pokochał go całym sercem i nie wyobrażał sobie, że mógłby go stracić. Byłby w stanie poruszyć niebo i  ziemię, żeby tylko jego synek był teraz zdrowy. Ten mały, schorowany chłopiec, był jedyną rzeczą, która udała mu się w tym jego pieprzonym życiu. Obiecał sobie, że jeśli Mikołaj z tego wyjdzie, zmieni się. Nie będzie już tym samym Grześkiem, którym był przez ostatnie kilka lat. Będzie lepszym człowiekiem.
  - Nie płacz, Grzesiu – położyła mu dłoń na jego ramieniu. – Przecież to nic nie da. Powinniśmy teraz modlić się o to, żeby nie było odrzutu. A potem wszystko się ułoży. Najważniejsze jest, żeby Mikołaj w końcu był zdrowy.
  - Będzie. Musi być. Zasługuje na to jak nikt na świecie - objął ją ramieniem, a Lilka przylgnęła do jego torsu. - Nasz syn będzie jeszcze kiedyś wielkim człowiekiem i zadbam o to, żeby niczego mu nie brakło. Nigdy.
__________________________
Misiaczki wygrały + sto lat, Plina! <3
A ja do piątku w gipsie, cudownie.

39091085 - kontakt.

12 komentarzy:

  1. Tak,tak, sto lat dla Daniela :D Mam do niego sentyment przez to,że urodził się w tej samej miejscowości,co ja :D
    Co do rozdziału,to zazdroszczę Lilce. Ma teraz dwóch facetów,i jestem przekonana,że oboje są silni,i Mikołajek z tego wyjdzie. Musi przecież :) W końcu,kto jak nie on? :D Żałuję tylko,że nie mogę otworzyć tej piosenki,bo nie ma praw w Niemczech :(
    Ps. Przejeżdżałam dzisiaj przez Szczecin :D W ciemnościach jest piękny :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę.. Piękna przemiana Grześka. Bałam się, że przeszczep się nie przyjmie, ale wciąż mam nadzieję, że nic takiego nie wymyślisz :)

    Może właśnie walka o życie Ich syna zbliży Ich na tyle, że będą potrafili ze sobą być. Być szczęśliwą, kochającą się rodziną.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak czekałam na ten rozdział i jednocześnie się bałam takiej rozmowy, ale jakoś im się udało :) mam nadzieję, że Mikołaj już w następnym odcinku poczuje się lepiej :)
    Jakaś poprawa z nogą?:*
    p
    G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gips jeszcze przez tydzień gości na mojej nodze, ale mam nadzieję, że w piątek pozbędę się go na zawsze. Buziak! ;*

      Usuń
    2. w takim razie bardzo trzymam kciuki, żebyś na święta była "wolna"!:)

      Usuń
  4. Ryczę, no ryczę no.. ;( Mam nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wydaje mi się, żeby Grzesiek kiedyś tam w przeszłości ożenił się z Lilką. Bo przecież jakie on życie prowadził, Lilkę by oskarżył, że chce wyłudzić kasę na nim. A teraz? Teraz się zmienił i to widać gołym okiem. Fajnie, że potrafi normalnie pogadać z Lilką. Teraz tylko czekać aż Mikołaj się obudzi i czy szpik się przyjmie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział, zresztą jak cały blog :) Zapraszam do siebie, na miłą lekturę http://milosc-boisko-przeznaczenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Lila nie miała łatwo, ale musiała sobie poradzić. dla Mikołaja, dla babci, dla brata...
    Grzesiek jej teraz będzie pomagał, odciąży ją trochę z obowiązków i sam przy okazji nadrobi te stracone lata bez syna. a Mikołaj pewnie ucieszy się, że ma takiego fajnego tatę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest mi tak cieplej na sercu, gdy czytam o tym, jak bardzo Grześkowi zaczęła zależeć na Mikołaju i chyba równocześnie na Lilkę. Teraz już wszystko musi być dobrze, a Oni powinni w przyszłości tworzyć zgraną, kochająca się rodzinę. Bo wszyscy na to zasługują...
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. To był chyba ten moment, w którym Lila i Grzesiek odbyli poważną, szczerą, aczkolwiek spokojną rozmowę. Wiem i czuję to, że Kosok teraz już zawsze będzie przy nich - przy dwóch najważniejszych osobach swojego życia; że będzie ich wspierał, pomagał, otaczał ramieniem, rozśmieszał, zabierał na spacery i do kina, że po prostu będzie. Tak łatwo nie odpuści, nie po tym, co zaszło. On się zmienił, naprawdę się zmienił; co prawda szkoda, że dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale. Najważniejsze, że chce odkupić swoje winy i chce towarzyszyć Mikiemu oraz Lilce w ich codziennym życiu. :)
    A tak w ogóle, to wzruszyłam się podczas czytania tego rozdziału, bo było w nim tyyyle emocji i takiego... pozytywnego spojrzenia w przyszłość. :)
    całuję i ściskam :*

    OdpowiedzUsuń